Koniec Mnie, Kyle Idleman [ 13 | 2021 ]

atypowa ocena: 9/10

Wysoka ocena wynika przede wszystkim z tego, że książka ta jest (dosłownie) do bólu prawdziwa. Wciąż mnie zadziwia, że człowiek wychowany w innej części świata, mający bardzo odmienne życie od mojego – przeżywa tak tożsame doświadczenia z tymi, z którymi ja się mierzyłem i nadal mierzę.

Kyle Idleman to 45 letni pastor dużego kościoła w stanie Kentucky w USA. Gdy piszę dużego, to mam na myśli czwarty pod względem wielkości zbór w Ameryce. Nie będę ukrywał, że sięgnąłem po tę książkę z pewną dozą sceptycyzmu. Czego może nauczać pastor, żyjący ze wspaniałą żoną i czwórką dzieci w sielankowej scenerii, pięknego domu pod miastem. Skoro na nabożeństwach gromadzą się tam tysiące wiernych – nie spodziewałem się aby jego nauczanie mogło być zbyt konkretne (aby nie użyć słowa radykalne). Cóż … cieszę się, że nie mogłem być w większym błędzie.

Pastor Kyle Idleman „zasłynął” książką „Więcej niż fan”, która jest w swoim przesłaniu mocno radykalna. Wzywając czytelników do pewnej przemiany, pisze tam z pozycji tego, który sam doświadczył konkretnej zmiany. Kyle zrozumiał, że prawdziwe chrześcijaństwo to coś więcej niż bycie fanem Jezusa. To wąska droga, pełna niełatwych doświadczeń. Potrafi o tym pisać z rozbrajającą szczerością okraszoną dość specyficznym poczuciem humoru. Dotyka spraw duszy odwołując się do bardzo życiowych przykładów.

„Koniec Mnie” („The End of Me”) to czwarta z książek napisanych przez pastora Kyle’a. Moje przypuszczenia, że z czasem „spuścił nieco z tonu” – jak już wspomniałem – okazały się mylne. Wciąż pisze bardzo otwarcie i momentami twardo. Ale ma prawo pisać w ten sposób, bo da się wyczuć, że są to myśli poparte własnym doświadczeniem. Nieraz słuchając kogoś możemy wyczuć czy jest to iście akademicki, teoretyczny wywód, czy jest to coś co dana osoba rzeczywiście przeżyła. Ja osobiście chętniej posłucham opowieści, np. o Afryce kogoś kto spędził tam kilka lat, niż kogoś kto po prostu skompilował informacje z kilku dobrych przewodników. Nie mam wątpliwości, że Kyle odbył z Bogiem niejedną podróż do środka samego siebie i dlatego z czystym sumieniem polecam „Koniec Mnie”.

Nie chcę tu opisywać o czym dokładnie jest ta książka. Niech jako zachęta posłuży to, że wielokrotnie mnie zawstydziła. W pewnych chwilach potrafi rozbawić, by zaraz mocno wstrząsnąć. Użyte przez Kyle’a ilustracje zostaną ze mną na długo i mam nadzieję, że pomogą zmienić to, co widzę, że zmiany wymaga.

Książka dzieli się jakby na dwie części. Pierwsza to wykład niezwykłych błogosławieństw z Kazania na Górze Pana Jezusa. Kyle’a tłumaczy znaczenie nauczania Jezusa. W pierwszych rozdziałach dostrzegamy radykalność słów Chrystusa.

Druga część dotyczy już kwestii, na którą wskazuje sam tytuł: „Koniec Mnie”. Czyż koniec nie jest koniecznym warunkiem nowego początku? Żeby nie pisać zbyt wiele pozostawiam wybrane przeze mnie fragmenty z tej drugiej części książki:

„Dotarcie do końca samego siebie oznacza, że nie muszę ukrywać swoich skaz, ponieważ wiem, że Jego miłość jest bezwarunkowa. I będziemy wtedy dużo bardziej zadowoleni, głęboko spełnieni, ponieważ dużo łatwiej jest być jedną osobą niż dwiema – dużo łatwiej jest nie musieć tworzyć i utrzymywać fałszywej tożsamości.”

„Gdy oglądałem ostatnio reklamy w telewizji, zauważyłem, że każda reklama sprzedaje produkt oparty na „domniemanej pustce”. Innymi słowy, firmy reklamowe zauważyły, że brakuje nam w życiu czegoś ważnego. I mają sporo racji. Tyle, że w ciągu 30 sekund sugerują, że pustkę wypełni samochód – spójrz na wyraz twarzy tego faceta, który jedzie zboczem góry w stronę zachodzącego słońca”.

„Jesteśmy uzależnieni. Internet umożliwia codzienne zakupy, nawet w środku nocy – wystarczy kliknąć w zakup, którego nie potrzebujemy, i zapłacić pieniędzmi, których nie mamy. Przeglądanie stron internetowych i ślinienie się na widok tych wszystkich rzeczy to samo życie. Łowimy i gromadzimy, i nie potrafimy przestać, ze strachu przed tym, co przyniesie nam moment refleksji”.

Fragment artykułu z New York Times „Pracowita pułapka” [z lipca 2012]:
„Bycie pochłoniętym pracą jest pewnego rodzaju żywopłotem, który odgradza nas od pustki. Przecież jeżeli jesteś taki zajęty, kalendarz masz wypełniony spotkaniami i terminami, a w ciągu dnia nie masz chwili wolnego, to twoje życie nie może być głupie, trywialne albo bez znaczenia (…) [Jesteśmy] zajęci przez [naszą] ambicję, pociąg czy niepokój, ponieważ jesteśmy uzależnieni od pracy i drżymy na myśl o tym, z czym będziemy musieli się zmierzyć, jeśli jej zabraknie.”

„Jeżeli należysz do mojego pokolenia albo jesteś młodszy, mam dla ciebie jeszcze gorszą wiadomość. To znaczy, że około pięciu godzin dziennie spędzasz przy komputerze, smartfonie czy tablecie. W ciągu całego życia zatem będzie to czternaście lat ciągłego połączenia z internetem. Dodaj do tego czas spędzony przed telewizorem i okaże się, że prawie ćwierć wieku spędzasz, gapiąc się w ekran. Brzmi to jak kara pozbawienia wolności, prawda? Ale tak samo brzmi pustka”.

„Ilu piosenek o miłości wysłuchałeś w swoim życiu? Ile filmów obejrzałeś? Prawie wszystkie mają proste przesłanie: Właściwy partner wypełnia pustkę. Zostało to w nas już zakorzenione. „Uzupełniasz mnie”. I żyli długo i szczęśliwie.
To sprawia, że ludzie wchodzą w małżeństwo i relacje z ogromnymi i fałszywymi oczekiwaniami – myślą, że druga osoba wypełni ich do końca życia. Pomyśl o ciężarze, jaki zrzucamy na tę drugą osobę. Romantyczna miłość jest darem od Boga, jednym z najwspanialszych, jakie nam dał. Nie jest to jednak największy dar. Tylko jedna relacja może nas całkowicie wypełnić.”

Dziewiętnastowieczny ewangelista D.L. Moody ujmuje to w następujący sposób: „Szczerze wierzę, że gdy tylko nasze serca zostaną oczyszczone z dumy, egoizmu, ambicji, egocentryzmu i wszystkiego, co jest niezgodne z Bożym prawem, Święty (Duch) przyjdzie i wypełni każdy zakątek naszego serca. Jednak jeśli jesteśmy pełni dumy, zarozumialstwa, ambicji, egocentryzmu, skupienia na przyjemnościach i świecie, wtedy nie ma w nas miejsca dla Bożego Ducha. I wierzę, że wiele osób modli się do Boga, żeby je napełnił, podczas gdy są już pełne czegoś innego. Wierzę, że zanim zaczniemy prosić Boga, żeby nas wypełnił, musimy Go prosić, żeby nas najpierw opróżnił. Zanim nastąpi wypełnienie, musi być puste miejsce. A gdy nasze serce stanie do góry nogami, a wszystko, co jest niezgodne z Bożą wolą, zostanie usunięte, wtedy przyjdzie Duch”.

„Odczuwamy głęboki wstyd, a myśl o wstydzie publicznym jest nie do zniesienia. Żyjemy pod tyranią tego, co pomyślą inni. Duma żąda okropnej ceny. Będziemy cierpieli dopóty, dopóki będzie nam się wydawało, że możemy cierpieć po cichu, w tajemnicy przed innymi”.

„Życie, które masz, nie jest życiem, które musisz zaakceptować. Musisz tylko poprosić o pomoc. Im bardziej jesteś bezradny, tym lepiej – tym bardziej będziesz otwarty na tę pomoc, którą tylko Bóg może zaoferować. On spotyka cię właśnie tam, na końcu ciebie.”

„Dochodzenie do końca samego siebie oznacza również, że pozwalamy Jezusowi rozprawić się z poczuciem winy i wstydem z przeszłości. On kasuje twoje archiwum i proponuje ci rozpoczęcie z nowym celem.”

„Podczas tych wszystkich lat uczenia i studiowania, mój umysł w pewien sposób uległ zmianie. Kiedyś uważałem, że Bóg działa pomimo naszych słabości. Albo, że Bóg działa obok naszych słabości. Ale to stwierdzenie nie jest wystarczająco silne. To nie o to tak naprawdę chodzi. Bóg nie objawia swojej mocy pomimo tego, że jesteśmy słabi – On objawia ją dokładnie poprzez słabości.
(…) Czy On tak naprawdę „potrzebuje” ciebie albo mnie, żeby cokolwiek zrobić? Nie, On chce, żebyśmy z Nim pracowali, ponieważ jest to dla Niego miłe i ma znaczenie dla tych, którzy patrzą.”

„Corrie ten Boom jest znana najlepiej ze swojej książki Bezpieczna kryjówka, która zawiera wspomnienia z czasów, gdy była więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego i świadkiem Jezusa. Napisała też inną, mniej znaną książkę, zatytułowaną Boży włóczęga, w której opowiada o kobiecie, spotkanej w Rosji podczas zimnej wojny, gdy prześladowano chrześcijan.
Starsza kobieta, pisze Corrie, leżała na kanapie. Stwardnienie rozsiane poczyniło ogromne szkody. Jej ciało było powykręcane we wszystkich kierunkach, podtrzymywane jedynie poduszkami. Nie poruszała się, więc jej mąż cały czas się nią opiekował. Potrafiła kontrolować tylko palec wskazujący swojej prawej dłoni. Nic więcej.
Ale co ona otrzymywała za pomocą tego palca! Przez cały dzień, aż do późnej nocy poruszała nim po klawiaturze maszyny do pisania, wpisując słowa, zdania i całe fragmenty, tłumacząc Biblię oraz inne chrześcijańskie książki na rosyjski.
Jej mąż, który się temu przyglądał, zauważył, że czasami jej pomarszczonemu palcowi zajmowało sporo czasu, zanim uderzył w klawisz, ale poruszał się niestrudzenie do przodu, litera po literze, przez księgi Biblii.
Któregoś dnia odwiedziła ich Corrie ten Boom. Spojrzała na tę powykręcaną, chudą jak szkielet postać leżącą na kanapie i ogarnęło ją ogromne współczucie. Modliła się: „Panie, dlaczego nie uzdrowisz tej biednej kobiety?”
Mąż zauważył, jak bardzo poruszony był ich gość i powiedział: – Bóg ma cel w jej chorobie. Każdy inny chrześcijanin w tym mieście jest obserwowany w tajemnicy przez milicję. Ale przez to, że ona tak długo już choruje, nikt tu nawet nie zajrzy. Dają nam spokój, a ona jest jedyną osobą, która może tłumaczyć i nie zostaje namierzona przez milicję.
Nie ma sensu mówić, że Bóg zadziałał pomimo jej słabości. Tutaj chodzi o to, że On został uwielbiony w jej słabości w potężny sposób. Poczujesz współczucie do tej kobiety, tak jak ja. Ale akurat ta rzecz, której chcielibyśmy jej oszczędzić, to, co zniszczyło jej życie, ten kłujący cierń, który sprawiał jej tyle bólu – to było to święte miejsce, dzięki któremu ta kobieta mogła stać się filarem siły w Bożym Królestwie.”

„W naszej kulturze chodzi oczywiście o to, żeby sobie folgować, żeby znaleźć dla siebie więcej życia. Jednak bez względu na to, jak usilnie będziemy szukać, żadna z map nas tam nie zabierze.
Poświęcamy całe lata na podążanie drogą, która opiera się na życiu dla siebie, zamiast na śmierci naszego „ja”, i ciężko nam przyznać, że dokonaliśmy złego wyboru, Poszliśmy za daleko. Włożyliśmy w tę podróż zbyt wiele pieniędzy. Zatem jeszcze mocniej wciskamy pedał gazu.
(…)
Gdy wybieramy złą drogę, nie lubimy przyznawać tego ani sami przed sobą, ani przed nikim innym. A jednak ciągle słyszymy bogatych sportowców, biznesmenów, którzy zrobili karierę, i celebrytów, opowiadających o tym, jak zmagali się z depresją, uczuciem rozpaczy i braku wartości. Słyszymy o celebrycie, który odebrał sobie życie, i przez chwilę zastanawiamy się, czy nas przypadkiem nie okłamano. To była droga szybkiego ruchu, ta, którą wszyscy chcą podróżować. Miał pieniądze, sławę – dlaczego nie chciał żyć takim życiem?”

„Nie tylko muszę służyć ludziom, których kocham i podziwiam, i tym, którzy mogą uczynić moje życie łatwiejszym – umieranie dla siebie oznacza służenie tym, których nie lubię czy nie rozumiem, a nawet tym, którzy mnie ranią. Jak możesz służyć mężowi, który zamiast być kochający jest obojętny? Żonie, która nigdy nie powie zachęcającego słowa? Dziecku, które się buntuje? Jak masz służyć współpracownikowi, który obgaduje cię za plecami? Nieprzyjemnemu facetowi po drugiej stronie ulicy? Kierowcy, który na autostradzie bierze twoje życie w swoje ręce? To wymaga śmierdzi dla samego siebie. Jeżeli Jezus mógł umyć stopy Judaszowi, to w takim razie nadszedł czas, żebym doszedł do końca siebie i naśladował Jego przykład.”

„Żeby móc służyć tym, którym najtrudniej jest służyć, musisz umrzeć dla siebie. A gdy przebaczysz tym, którzy cię zranili, odkryjesz najbardziej zaskakujące i przemieniające błogosławieństwo. Zdrada swojej własnej goryczy i gniewu przez sprzeciwienie się im oznacza uwolnienie się od ich nędznego uścisku. Jest uwolnieniem od kary pozbawienia wolności, którą sami sobie narzuciliśmy.”

„Skupianie się na sobie jest wrodzoną cechą ludzi. Tacy jesteśmy. Jezus uczy nas zapierania się siebie, umierania dla siebie, ale to nie znaczy, że to kiedykolwiek będzie proste. Każdego dnia, gdy wstajemy z łóżka do nowego dnia, cały czas jesteśmy ludźmi. Stare „Ja” wstaje z nami z łóżka, a my ciągle na nowo musimy przyjmować Chrystusa.”

„Film Tragedia Posejdona był opowieścią o pływającym po oceanach liniowcu, który w trakcie rejsu trafia w środek potwornej burzy. Do sali balowej wdziera się ogromna fala. Mężczyźni w smokingach i kobiety w sukniach balowych krzyczą i próbują uciekać. W końcu gasną wszystkie światła, a statek zostaje wywrócony do góry dnem.
W środku znajduje się na tyle dużo powietrza, że statek dryfuje do góry nogami. Jednak pasażerów ogarnęła kompletna panika i wszyscy gorączkowo próbują ocalić swoje życie. Są tak pogubieni, że próbują wspinać się schodach, żeby dostać się na górny pokład. Problem polega na tym, że górny pokład znajduje się teraz trzydzieści metrów pod wodą. Zatem dostanie się w „górę” statku oznacza utonięcie.
Jedynymi ludźmi, którzy przeżyli katastrofę, byli ci, którzy zrozumieli starą logię związaną z przewracaniem czegoś do góry dnem. Podczas gdy inni pędzą prosto w paszczę śmierci, ci mądrzy pasażerowie schodzą do ciemnych wnętrzności statku, docierając w końcu do kadłuba. Na dnie statku znajdują powierzchnię oceanu – czyli górę. Ratownicy słyszą ich krzyki w kadłubie i uwalniają ich.
Statek tego świata przewrócił się do góry dnem, więc to, co my odbieramy jako górę, jest tak naprawdę drogą do destrukcji. To, co wydaje nam się dołem, jest drogą do zbawienia.”

„To jest śmierć, którą musimy ponieść. To nie jest śmierć jednorazowa. Nie jest to śmierć częściowa. To jest codzienne umieranie. I za każdym razem, gdy dochodzę do końca siebie, odkrywam to, czego cały czas tak głęboko pragnąłem – prawdziwe i obfite życie w Chrystusie.”

2 odpowiedzi na “Koniec Mnie, Kyle Idleman [ 13 | 2021 ]”

    1. Jeszcze należałoby dodać, że i Jarek ostatnio podzielił się całym szeregiem fragmentów, które go dotknęły. Słowem – mocna książka 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz