Prorok – męczennik czy bandyta? / „Tupac Shakur. Sam przeciwko światu”, Łukasz Skibiński [ 174 | 2023 ]

atypowa ocena: 7/10

Sięganiu po książki wydawnictwa Novae Res towarzyszy niemały stres. To ono w końcu odpowiada za moje najbardziej spektakularne czytelnicze rozczarowania. Dlatego do lektury biografii Tupaca Shakura zabierałem się jak pies do jeża. Wciąż obawiałem się, że zdzieli mnie po twarzy, ale spotkało mnie niezwykle miłe zaskoczenie – książka jest napisana naprawdę dobrze, pozbawiona błędów edytorskich, a narracja wciąga już od pierwszych stron.

Trzeba tu oddać Łukaszowi Skibińskiemu, że chwyta naszą uwagę pierwszym rozdziałem i utrzymuje ją aż do końca, nawet jeśli (siłą rzeczy) nie wszystkie rozdziały są dla nas równie interesujące. To biografia, która została napisana z konkretnym pomysłem. Autor potrafi posługiwać się językiem polskim (co niestety nie jest regułą wśród wydawniczych nowości) na tyle swobodnie, by przemycać do książki drobne żarciki i co jakiś czas puszczać do nas oko. Jest to jednak również biografia z tezą, z którą osobiście się nie zgadzam, bo choć nie odmawiam nikomu prawa, aby stawiać pomnik Tupacowi, to jednak Łukasz Skibiński nieco przesadził z jego rozmiarem i szlachetnością materiału z jakiego postanowił go stworzyć.  

Czytaj dalej „Prorok – męczennik czy bandyta? / „Tupac Shakur. Sam przeciwko światu”, Łukasz Skibiński [ 174 | 2023 ]”

„A może to ja byłam bez Boga pusta…” / „Apostatka”, Vanitas [ 115 | 2022 ]

atypowa ocena: 6/10

„Apostatka” to powieść, którą czyta się wyjątkowo szybko. Autorka chciała aby książka „czytała się sama” i to rzeczywiście udało się jej osiągnąć. O ile jednak samo zapoznanie się z tekstem przychodzi łatwo, to zebranie myśli po lekturze już takie nie jest.

Autorka pisze o zagubieniu i o poszukiwaniu. O wtłoczeniu w narzuconą tożsamość i o przychodzącym w efekcie, słusznym buncie. O trosce o samego siebie, ale i o ważnej roli akceptacji ze strony rodziny i społeczeństwa. O trudnych relacjach i o potrzebie oparcia w drugim człowieku. W moim odczuciu książka ta jest jednak przede wszystkim bardzo smutna. Bo choć „książka powstała jako odpowiedź na zasypujące od lat autorkę pytania o życie podporządkowane sekcie”, to odniosłem wrażenie, że wciąż pozostaje lekko zagubiona, że nie zakończyła jeszcze procesu poszukiwania odpowiedniej drogi. Samo publikowanie książki pod pseudonimem jest tu dość znamienne. 

Czytaj dalej „„A może to ja byłam bez Boga pusta…” / „Apostatka”, Vanitas [ 115 | 2022 ]”

Walka o honor w epoce preinternetowej / „Zemsta rodziny Omletów”, Jakub Kaleta [ 83 | 2022 ]

atypowa ocena: 6/10

POWRÓT DO SZALONYCH LAT 90-TYCH

„Zemsta rodziny Omletów” to naprawdę udany debiut literacki Jakuba Kalety. Jest to lekka powieść „satyryczno-przygodowa”, która dłuższymi fragmentami naprawdę mocno mnie bawiła, pozwalając na chwilę odciąć się od przytłaczających nas wszystkich w ostatnich dniach przykrych wiadomości. Jak dobrze byłoby wrócić do beztroskich lat 90-tych, kiedy niekłamaną radość wywoływał segregator z „karteczkami z Króla Lwa”, a jedną z większych trosk było pokątne zjedzenie malutkiej paczki chipsów, bez trafienia na radar, wyjątkowo wrażliwych na dźwięk chrupania, kolegów z klasy. Za sprawą „Zemsty rodziny Omletów” mogłem przypomnieć sobie wiele z moich osobistych doświadczeń, wyniesionych ze Szkoły Podstawowej nr 61 im. Józefa Wybickiego. To były dobre lata, choć nie wszystko wspominam równie ciepło. Podobnie będę miał z powieścią Jakuba Kalety – to dobra książka, choć nie wszystko mnie w niej ujęło.

Można powiedzieć, że autor jest moim rówieśnikiem, dlatego podejrzewam, że w okresie dojrzewania mieliśmy wiele tożsamych doświadczeń i spostrzeżeń. W okresie raczkującego bądź co bądź kapitalizmu, gdy oferty sklepów nie nadążały za nadciągającymi z zachodu modami, wszyscy byliśmy poniekąd równi. Pamiętam gdy na urodziny dostałem wymarzonego Pegasusa, a na rynku polowało się na kartridże z grubego, żółtego plastiku. To były lata, gdy praktycznie wszyscy mieliśmy to samo, to samo oglądaliśmy, tym samym się fascynowaliśmy, a po szkole do zmroku siedziało się na boisku. Ach, epoko pre-Internetu, dlaczego odeszłaś?

Czytaj dalej „Walka o honor w epoce preinternetowej / „Zemsta rodziny Omletów”, Jakub Kaleta [ 83 | 2022 ]”

Garść źle zmiksowanych ze sobą inspiracji / „?”, Mateusz Szulczewski [ 72 | 2022 ]

atypowa ocena: 2/10

Tyle razy słyszałem, żeby „nie oceniać książki po okładce”. Ja jednak, uparty jak osioł, wciąż od czasu do czasu wybieram kolejną lekturę na tej podstawie. Chcę wierzyć, że dobre okładki skrywają dobrze napisane historie. O naiwności ludzka! Jednak warto czasem posłuchać mądrości przekazywanej od pokoleń wśród czytelniczej braci. Niestety wszystko co dobre w thrillerze Mateusza Szulczewskiego zaczyna się i zarazem kończy na okładce.

„TAK SE SIEDZIAŁEM I WYMYŚLIŁEM – AKURAT NIE MIAŁEM CO ROBIĆ”

Wydawca zadbał o intrygujący opis fabuły, który jednak – w moim odczuciu – rozmija się z samą treścią książki. Sama okładka przyciąga oko i zachęca do lektury. Jednocześnie wprowadza jednak niemałe zamieszanie, ponieważ w większości internetowych księgarni debiut Mateusza Szulczewskiego znajdziemy jako „Kto umrze, ten umrze”, mimo, że tytuł książki to po prostu „?”. O samym autorze niewiele jesteśmy w stanie się dowiedzieć. Wydawnictwo przedstawia go jako fana psychologii i rynków finansowych, który postanowił napisać serię książek o inteligentnych socjopatach. Dodatkowo informują nas, że od „?” rozpoczął „budowanie swojego uniwersum”, co osobiście odbieram bardziej jako groźbę lub ostrzeżenie, niż zachętę do śledzenia nowości wydawniczych.

Rzecz w tym, że ten pochodzący z Kłoniczek koło Lututowa, debiutujący pisarz,  nie posiada umiejętności aby to zrobić. Porwał się z motyką na słońce. Nie widzę możliwości by zbudował jakiekolwiek uniwersum, gdyż ma trudności z sensownym wykreowaniem choćby jednej postaci. Oczywiście możecie mieć inne zdanie na ten temat. Wszakże w Internecie znaleźć można podejrzanie wysokie oceny „?”, co może wskazywać na to, że przyjaciele autora czego innego oczekują od dobrego thrillera niż ja. Choć nie mam w zwyczaju zawieszać debiutom poprzeczki zbyt wysoko, nie wydaje mi się by Mateusz Szulczewski w ogóle próbował oddać skok, aby sprostać jakimkolwiek oczekiwaniom. Stwarza wrażenie wyjątkowo zadowolonego z siebie, bo oto napisał książkę – wykreował świat! W sieci można odnaleźć rozmowę, którą przeprowadził z nim lokalny portal internetowy z Wieruszowa (tugazeta.pl). Na pytanie: „Czy Ty wcześniej coś pisałeś?” odpowiada z rozbrajającą szczerością: „A nie, broń Boże!”. Sposób w jaki się wypowiada, sugeruje również to, że w ogóle niewiele czytał i niekoniecznie rozumie na czym polega „tworzenie uniwersum”. We wspomnianej rozmowie informuje nas – czytelników – o swoim podejściu do procesu twórczego: „Tak sobie zacząłem rozpisywać tą fabułę, co by mogło być, co by było fajne, co by się fajnie kleiło, jakiś rozwój postaci se wymyśliłem. No i ile mi to zajęło? Ze 4 godziny, może 5. Tak se siedziałem, akurat nie miałem co robić”. Całość rozmowy możecie obejrzeć tutaj:

Czytaj dalej „Garść źle zmiksowanych ze sobą inspiracji / „?”, Mateusz Szulczewski [ 72 | 2022 ]”

Gorzkie żale rasistowskiego kierowcy UBERa / „American Greed”, Peter Luk [ 70 | 2022 ]

atypowa ocena: 2/10

Po przeczytaniu tej książki w mojej głowie kołatało się kilka pytań: Jak można było tak spektakularnie „położyć” tak dobrą koncepcję? Jak można żyć z taką ilością żalu do wszystkiego i wszystkich? Jakim cudem ktoś z wydawnictwa przeoczył taki ładunek chamstwa, antysemityzmu i rasizmu – reklamując tę pozycję jako „napisane z humorem, pełne ironii i frapujące wspomnienia polskiego szofera nowojorskich limuzyn”? Czy ktoś czytał tę książkę? Na szczęście jest niedługa i można to zrobić w jeden dzień, choć trzeba zastanowić się czy warto.

MOGŁO BYĆ ARCYCIEKAWIE, A WYSZŁO FATALNIE

Zachęcony informacjami, które wydawnictwo zamieściło w opisie książki, chętnie zabrałem się za lekturę. Skoro „wspomnienia stanowią także przewodnik po największej aglomeracji miejskiej w Stanach Zjednoczonych”, postanowiłem dowiedzieć się czegoś nowego o Nowym Jorku. Miałem okazję spędzić tam kilka ładnych dni, spacerując po Manhattanie wzdłuż i wszerz. Pięć rozdziałów w pierwszej części książki poświęconych jest opisowi poszczególnych dzielnic. Rzecz w tym, że niewiele one wnoszą. Spodziewałem się garści ciekawostek, których nie znajdę w przewodniku. Wieści z pierwszej ręki od człowieka, który przez trzy dekady jeździł po mieście, obserwując jego przemiany i widzącego z perspektywy kierownicy to, co umyka oku kamer. Liczyłem na wiele i zdecydowanie się przeliczyłem. Peter Luk (bo tak podpisał się autor, o którym nie sposób dowiedzieć się cokolwiek, poza tym co sam o sobie stwierdza w książce) niestety nie należy do tych, których prosilibyśmy o kolejną i kolejną opowieść. Przypomina raczej tego „wujka”, który podczas rodzinnego obiadu stale chce zabierać głos i narzekać na dzisiejsze czasy, ignorując przy tym zupełnie wywracanie oczu wszystkich wokoło.

Już na pierwszych stronach zaskoczyło mnie, że autor wspomina jakieś drobne wydarzenie sprzed 30 lat pisząc o nim: „Właśnie wtedy podczas niewielkiej kolizji, nie z mojej winy, udało mi się wykryć przypadkowo niedbalstwo i chamstwo właściciela firmy”. Z każdą stroną kolejne „gorzkie żale” już przestawały zaskakiwać. Po pewnym czasie przerażały, następnie nieco bawiły, aż pod koniec książki zacząłem się zastanawiać czy całość tych wspomnień nie jest po prostu żartem wysłanym do wydawnictwa, który przez nieuwagę ktoś wydał. Zresztą oceńcie to sami:

„Jeżeli chodzi o higienę większości podróżnych, z przykrością trzeba stwierdzić, że jest żenująca. Próbują w różny sposób zakamuflować swój brud i smród, korzystając ze wspaniałej technologii, dzięki której mogli pochwalić się dezynfektorem, zapachem przypominającym proszek do prania TIDE. Początkowo myślałem, że się nim posypują. Prym wiedli oczywiście nasi przyjaciele z Afryki. Parę miesięcy później zaskoczyli mnie nowym zapachem i to dość ładnym, mianowicie CINNAMON. Niestety, ich smród był silniejszy, przebijał każdy nowo wyprodukowany odświeżacz. Woziłem ze sobą uwieszoną na szyi maskę higieniczną i zakładałem ją w razie potrzeby, tłumacząc się alergią. (…) Muszę się pochwalić silnym układem odpornościowym, bo nie chorowałem za często. Po zakończonej robocie wszystkie ciuchy obowiązkowo lądowały w pralce”.

Czytaj dalej „Gorzkie żale rasistowskiego kierowcy UBERa / „American Greed”, Peter Luk [ 70 | 2022 ]”

Wyobraź sobie wszechświat, Bogdan Krajewki [49 | 2021]

atypowa ocena: 7/10

Mój romans z nauką miał swoje wzloty i upadki. Pamiętam gdy jeszcze w gimnazjum zapłonęła we mnie chwilowa miłość do chemii i w moim pokoju na poddaszu, przez pół nocy rozrysowywałem w jaki sposób mogły by wchodzić w związki poszczególne pierwiastki. Wspominam też inny ogień, który towarzyszył paleniu bezpośrednio po maturze wszystkich notatek z matematyki, jakie nagromadziłem w trakcie przygotowań. Zdecydowanie mój umysł nie należy do tych ścisłych, choć mam wielki szacunek do nauki i osób w poważny sposób z nią związanych. Prawdopodobnie matematyka jest królową, ale ja po prostu zbyt często nie wpraszam się do niej na audiencję.

Nieczęsto też sięgam po książki popularnonaukowe, co jest niewątpliwie moim wielkim błędem. Warto czytać dobrą literaturę z tej kategorii. Książki napisane przez pasjonatów nauki mogą pomóc nam lepiej rozumieć otaczający nas świat. Mówi się, że czytanie pozytywnie wpływa na naszą wyobraźnię. Książka Bogdana Krajewskiego dobitnie dowodzi prawdziwości tego stwierdzenia. „Wyobraź sobie wszechświat” jest sprzeciwem wobec tak często słyszanych słów: „to niewyobrażalne” – nadużywanej przez ludzi wymówki, gdy czegoś nie potrafią wyjaśnić. Autor, o którym z treści książki dowiadujemy się jedynie, że miał w momencie jej wydania 52 lata (próżno szukać więcej informacji w Internecie), niemal na każdej stronie udowadnia, że kocha naukę. Z wielką pasją dzieli się swoją wiedzą i przybliża nam nie tylko najnowsze odkrycia, ale przeprowadza nas przez proces kształtowania się posiadanej dziś wiedzy.

Czytaj dalej „Wyobraź sobie wszechświat, Bogdan Krajewki [49 | 2021]”