Jakim misjonarzem jestem ?

Na moim regale z książkami znaleźć można co najmniej kilka biografii znanych misjonarzy. Są to budujące lektury pełne zwrotów akcji, które trudno określić inaczej niż jako cudowne. Żyjemy w czasach gdzie wielu misjonarzy doczekało się nawet filmów poświęconych ich życiu i pracy w rozmaitych zakątkach ziemi. Oczywiście w niespełna dwie godziny nie można mimo najszczerszych chęci pokazać całości zmagań tych bohaterów wiary. Możemy ulec pewnym złudzeniom dostrzegając w nich pewnego rodzaju nadludzi, którzy dokonali rzeczy niemożliwych dla przeciętnego wierzącego. Co jakiś czas w zborach organizowane są spotkania z misjonarzami. Sam w kilku takich uczestniczyłem, słuchając z wypiekami na twarzy o ich „przygodach” w odległych naszej kulturze krajach. Czytanie tych biografii, oglądanie filmów czy udział w tego rodzaju spotkaniach może w nas rozpalić pragnienie podobnych przeżyć, ale chyba częściej zostawia w nas wrażenie, że bycie misjonarzem wymaga jakiegoś szczególnego powołania od Boga. 

Czy rzeczywiście tak jest? Im więcej rozmyślam na ten temat tym bardziej przekonany jestem, że każdy nowonarodzony uczeń Jezusa nie tylko jest powołany do tego by zostać misjonarzem. De facto każdy takim misjonarzem stał się w momencie powierzenia swojego życia Bogu. Dlatego w tym tekście chciałbym abyśmy zastanowili się nie tyle nad tym „czy jesteśmy” ale bardziej „jakimi jesteśmy” misjonarzami? Poszukamy również w Piśmie Świętym wskazówek jak być dobrym misjonarzem.

Dlaczego uważam, że każdy chrześcijanin jest misjonarzem? Ponieważ Jezus niejednokrotnie wzywał ludzi do tego, aby go naśladować: „Potem przywołał do siebie tłum wraz ze swoimi uczniami i zwrócił się do nich: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się wyrzeknie samego siebie, weźmie swój krzyż i naśladuje Mnie (Marka 8:34 SNP)”. Nieraz mówimy o tym, że po chrzcie (i napełnieniu Duchem Świętym) Jezus rozpoczął swoją około 3 letnią misję na ziemi. Łacińskie słowo missio od którego wzięło się określenie misjonarz oznacza wysłanie. Bóg posłał swojego Syna na ten świat z konkretnym zadaniem – była to misja ratunkowa. Jezus był tego w pełni świadomy, gdyż zaświadczył: „nie przyszedłem bowiem, aby sądzić świat, ale aby świat uratować”  (Jana 12:47b SNP).

Czytaj dalej „Jakim misjonarzem jestem ?”

Dziwne kryteria wyboru

Każdy z nas staje w życiu przed rozmaitymi wyborami. Dokonując ich przyjmujemy różne kryteria, ale jedno nas łączy – staramy się wybierać jak najlepiej. Nie znam chyba nikogo kto mając możliwość wyboru i czas na zastanowienie – decydowałby się na gorszą dla siebie opcję. Chcemy mieć to co najlepsze! Zwróć uwagę, że na tym bazuje większość docierających do nas reklam. W obecnych czasach znajdziemy w Internecie szereg stron, które pomogą nam wybrać np. najlepszy sprzęt muzyczny albo hotel na spędzenie urlopu w zależności od tego jakim budżetem dysponujemy. Wystarczy zaznaczyć jakie opcje są dla nas istotne i ile możemy przeznaczyć na daną rzecz pieniędzy, a chwilę później możemy sortować wyniki poczynając od tych najwyżej ocenianych. Ja w ten sposób dokonuję aktualnie większości zakupów, ponieważ chcę to co najlepsze.

To, że chcemy tego co najlepsze nie ogranicza się jednak tylko do rzeczy czy usług, za które możemy zapłacić. Przypomina mi się początek prawie każdej lekcji WF-u, gdy z kantorka wyłaniał się nasz wuefista z piłką pod pachą. Wskazywał palcem dwóch chłopaków, którzy będą kapitanami, a następnie to oni dokonywali wyboru drużyn. Nawet w tych dawnych latach każdy chciał wybrać najlepszych, nieraz odsuwając na bok swoje sympatie czy antypatie. Nie trzeba nawet pisać o tym, że nikt też naturalnie nie chciał być wybierany na samym końcu – bo w niewypowiedziany sposób naznaczało to piętnem bycia niechcianym czy też najmniej przydatnym.

Żyję już przeszło 30 lat i widzę, że to szkolne doświadczenie wybierania drużyn było jedynie preludium do tego co czekało mnie w dorosłości. Chcemy grać w najlepszej drużynie, bo chcemy aby nasze życie było pasmem zwycięstw. Dlatego staramy się najmądrzej jak to tylko możliwe dobierać sobie przyjaciół, a także partnerów życiowych. Sami też dbamy o swój rozwój, aby inni chcieli wybrać nas. Pamiętam gdy jako kierownik prowadziłem kilka rekrutacji. Długo przeglądałem CV przesłane przez kandydatów, a także uważnie się im przyglądałem podczas rozmowy o pracę i przygotowanych zadań – chciałem wybrać najlepiej. Chciałem budować mocny zespół. Przyzwyczajeni do tego, że możemy w tylu sferach wybierać – frustrujemy się gdy jesteśmy pozbawieni takiej możliwości. Może dlatego obok siebie funkcjonują dwa powiedzenia dotyczące rodziny: „Rodziny się nie wybiera” i „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach”.

Czytaj dalej „Dziwne kryteria wyboru”

Ta dobra izolacja …

Izolacja w ostatnich tygodniach wkroczyła na salony, zamykając większość z nich –  i nie chodzi tylko o salony fryzjerskie.

Są takie słowa, których nie używaliśmy zbyt często przed wprowadzeniem pandemii i do nich zalicza się właśnie izolacja. Przez to co się dzieje (lub sądzimy, że się dzieje) – źle się te słowa kojarzą. Gdy wypowiemy na głos słowo „izolacja” nie brzmi ono przyjemnie. W moich uszach brzmi ono tak zimno, technicznie, beznamiętnie.

Wielu zostało ostatnio zmuszonych do izolacji i nie chodzi bynajmniej tylko o osoby poddane kwarantannie. Każdego z nas w mniejszym lub większym stopniu dotknęła izolacja, oddzielenie od naszej naturalnej codzienności. Wielu pracuje aktualnie z domu, a niektórzy zastanawiają się czy będą w ogóle mieli możliwość wrócić do dawnej pracy. Trzeba nam było zrezygnować z niektórych nawyków, oraz wyrobić sobie nowe (wciąż zapominam zabrać ze sobą maseczki wychodząc z domu). Rodzice dzieci w wieku szkolnym muszą przypomnieć sobie podstawy matematyki, a dziadkowie znaleźć sposób by nie uschnąć z tęsknoty za wnukami.

Czy izolacja jest taka zła jak brzmi? Czy słusznie dominują pejoratywne skojarzenia?  Słownik języka polskiego definiuję izolację jako: „bycie w odosobnieniu, bycie poza oddziaływaniem otoczenia; alienacja, odosobnienie, odseparowanie;” oraz po prostu:  „oddzielenie danego ciała fizycznego od otoczenia warstwą specjalnie przystosowanego materiału”.

            Im więcej myślę nad izolacją, tym bardziej jestem przekonany, że może być ona dobra, a  czasem jest nawet potrzebna. Uzmysławiają mi to proste obserwacje. Bo na przykład, jeśli budujemy dom, a nie ma on odpowiednio zaizolowanych fundamentów – prędzej czy później będziemy mieli nie tylko dom, ale również spory problem. Jako samozwańczy elektryk bez większego doświadczenia uważam, że jednym z ważniejszych elementów w przyborniku adepta nauk elektrycznych jest taśma izolacyjna. Po tym jak kilkakrotnie poraził mnie prąd – dla bezpieczeństwa izoluję wszystkie kable. Choć wiem, że nie jest to konieczne, wiem też, że to nie zaszkodzi. Izolujemy się przed niebezpieczeństwem utraty zdrowia i życia. Nawet wyciągając na zimę kurtkę z szafy tak naprawdę robimy to dbając o odpowiednią izolację od warunków, które mogłyby położyć nas do łóżka.

            Z kolei Państwo dba o to by izolować od społeczeństwa tzw. element. Policja i sądy dążą do tego by odseparować od reszty tych, którzy są niebezpieczni. Robi się to, by zgodnie z definicją izolacji – byli poza oddziaływaniem społeczeństwa. Są dwa powody tych działań. By osadzeni nie mieli negatywnego wpływu na wydarzenia na mieście – to jedno. Ale drugie – równie ważne – to konieczny warunek by myśleć o jakiejkolwiek resocjalizacji.

Czy można przywrócić społeczeństwu np. złodzieja, jeśli do obiadu zasiada z paserami w dziupli? Można mu wkładać do głowy jak będzie się wspaniale czuł kiedy po miesiącach uczciwej pracy kupi sobie używane cinquecento w gazie. Ale nasze wysiłki spełzną na niczym, kiedy jego koledzy nie przejmujący się tym, że trzeba o 5:30 wstać aby się uszykować do pracy będą jeździć np. mustangami.

Podobnie jest z uzależnionymi. W odwyk wpisana jest izolacja. Czy ktoś posłałby na taki odwyk alkoholika, gdzie codziennie od 8 do 18 trwają zajęcia na temat szkodliwości alkoholu, a po 18 wszyscy idą na piwko?

Jakiś czas temu czytałem o straszliwym uzależnieniu od Internetu wśród nastolatków w Niemczech. Powstały tam pierwsze ośrodki odwykowe. Jaki byłby sens takiego ośrodka, gdyby „obozowicze” mogli zatrzymać swoje smartfony z dostępem do otwartej sieci wi-fi? Choć izolacja od Internetu wydaje im się początkowo nieludzka, to jest konieczna by nauczyć na nowo żyć tą młodzież. By zrozumieli, że można funkcjonować (i to całkiem nieźle) bez bycia w sieci.

Trwała zmiana wymaga izolacji!

Izolacja jest sprzyjającym warunkiem by zrodziły się w naszym życiu rzeczy dobre. Sprzyjającym nie oznacza jednak, że wystarczającym. Nie jest tak, że wystarczy się odizolować i wtedy życie danej osoby magicznie się uzdrowi. Gdyby tak było to w więzieniu po prostu wszystkie cele byłyby „jedynkami”. A w szpitalach psychiatrycznych z automatu każdy by trafiał do izolatki, aż wszytko znów będzie dobrze.

Tak jak roślinie nie wystarczy dać gleby do doniczki, ale warto też ustawić gdzieś z dostępem do słońca, i warto ją czasem podlać, a może i dokarmić od czasu do czasu. Żaden element sam w sobie nie daje jej szans by zakwitła, ale odpowiednia ich kombinacja i troskliwa ręka – już owszem.

Te produkowane przeze mnie mądrości nie są zakorzenione li tylko w obserwacji społeczeństwa czy przyrody. One mają solidne podstawy w historiach, które znajdujemy na kartach Pisma Świętego. Przyglądając się uważnie życiu wielu bohaterów wiary zauważymy, że izolacja stała u podstaw ich przemiany. Izolacja poprzedzała podjęcie ważnych decyzji bądź rozpoczęcie służby w innym wymiarze niż dotychczasowy. I nawet nie jest tu kluczowe czy owa izolacja była z inicjatywy oddolnej czy też przymusowa, poprzez zakucie w dyby.

Podstawą tego rozważania jest jeden z moich ulubionych wersetów Biblii: A wiemy, że kochającym Boga, to jest tym, którzy są powołani zgodnie z Jego planem, wszystko służy ku dobremu (Rz 8,28).

To obietnica, skierowana do tych, którzy kochają Boga. Pytanie brzmi czy rzeczywiście wiemy to jak stwierdza apostoł Paweł? Wszystko służy ku dobremu. Nie część doświadczeń i nie większość tego co przeżywamy, ale wszystko. Jestem przekonany, że wlicza się w to również spotykająca nas izolacja. „Niewzruszenie trzymajmy się nadziei, którą wyznajemy, gdyż Ten, który złożył obietnicę, jest wierny (Hbr 10,23)”.

Ku czemu dobremu może posłużyć izolacja tym, którzy kochają Boga?

1. Bóg preferuje szept w osobistej komunikacji

Izolacja sprzyja temu byśmy mogli słyszeć jak Bóg przemawia do nas. On może zrobić to oczywiście w taki sposób, że usłyszy to cały świat, ale … będzie znacznie lepiej jeśli nie będzie musiał podnosić głosu.

W 1 Księdze Królewskiej znajdujemy ciekawa historię Eliasza. Po tym jak rozprawił się na górze Karmel z prorokami Baala, dostał on informację od Izebel, że postara się go zabić nim upłynie doba. Czytamy dalej o jego ucieczce. Przez 40 dni i nocy szedł aż dotarł do Góry Bożej na Horebie i tam ukrył się w jaskini. Dochodzi go jednak słowo, że ma stanąć na górze i spotkać się z Bogiem. I tutaj natrafiamy na bardzo ciekawy fragment Pisma:

Wówczas Eliasz usłyszał: Wyjdź i stań na górze przed PANEM. A oto przechodził PAN! Przed PANEM dął wiatr, silny, porywisty, poruszał góry, odrywał kawałki skał — lecz nie w tym wietrze był PAN. Po wietrze zatrzęsła się ziemia — lecz nie w tym trzęsieniu był PAN. Następnie wystrzelił ogień — lecz nie w tym ogniu był PAN. Po ogniu zaległa cisza, zaszemrał cichy szept. Gdy Eliasz to usłyszał, otulił płaszczem twarz, wyszedł i stanął u wejścia do jaskini. Wtedy doszedł go głos: Co tu robisz, Eliaszu? (1Kr 19,11-13)

Wierzę, że całe Pismo jest po coś. Dlatego również ta dziwna historia czegoś nas uczy. Bóg nie był obecny w tym co my byśmy byli skłonni uznać za najbardziej oczywisty przejaw Jego potężnej obecności!

Zwróćmy też uwagę na jeszcze jedną kwestię. Eliasz był odpowiednio przygotowany, wyczulony – by właściwie rozpoznać obecność Boga. Oto ten starszy już człowiek stoi na górze, a przed nim wszystko się wali i pali. Jednak nie robi to na nim wrażenia. A po tym wszystkim zaległa cisza, zaszemrał cichy szept. I to dopiero te wydarzenie wywołują reakcję. Eliasz w tym momencie otulił swoją twarz płaszczem i usłyszał jak przemawia do niego Bóg.

            Eliasz był odpowiednio przygotowany by to rozpoznać, bo 40 dni i nocy wędrował odizolowany od wszystkiego. Ten okres izolacji posłużył jego uwrażliwieniu by odpowiednio rozpoznać Bożą obecność i usłyszeć cichy szept, w którym upodobało się Bogu być obecnym.

Bóg nie zawsze przemówi do nas przez to w czym najbardziej oczywistym wydaje się dla nas Jego obecność. Prawdziwe spotkanie z Bogiem nie musi odbywać się na wielkiej konferencji w jeszcze większej sali, gdzie ktoś będzie co chwile krzyczał, że zaraz zstąpi ogień. Bądźmy gotowi, że Bóg niekoniecznie zechce być obecny na super nagłośnionym koncercie ewangelizacyjnym. On chce przemawiać do nas często w ciszy. Tylko czy trwająca izolacja posłużyła abyśmy odpowiednio dostroili nasze duchowe ucho by to usłyszeć?

Nawet Jezus miał w zwyczaju oddzielać się, czyli de facto izolować się od zgiełku, by słyszeć Ojca:

Jednak wieść o Nim tym bardziej się rozchodziła. Skutek był taki, że wielkie tłumy przychodziły, żeby Go słuchać i doznać uzdrowienia ze swoich słabości. Jezus natomiast usuwał się na ustronne miejsca i tam się modlił (Łk 5,15-16)”.

W czym mielibyśmy być lepsi od Jezusa jeśli myślimy, że w codziennym zgiełku gdy może chybcikiem zerkniemy do Biblii (albo i nie!) usłyszymy co Bóg chce do nas powiedzieć?Potrzebujemy regularnie się izolować. Zwróćmy uwagę na to w jaki sposób Jezus uczył modlitwy:

„Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do komory swojej, a zamknąwszy drzwi za sobą, módl się do Ojca swego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odpłaci tobie (Mt 6,6)”.

Bóg jest wszechobecny, ale jednocześnie widzimy, że Jezus podaje nam Jego konkretną lokalizację wskazując – jest w ukryciu! Jezus radzi nam by każdy miał swoją komorę. Żeby do niej wchodzić, do ukrycia. Innymi słowy mówi – potrzebujesz się odizolować gdy chcesz rozmawiać z Bogiem. Stąd wezwanie nie tylko by wejść do komory, ale żeby przed modlitwą również zamknąć za sobą drzwi.

Ku czemu dobremu może więc posłużyć izolacja tym, którzy Boga miłują? Może nas uwrażliwić na rozpoznawanie Bożej obecności. Może nam dać sposobność by słyszeć jak do nas indywidualnie przemawia. Daje nam możliwość by spędzać więcej czasu w komorze, jeśli np. odeszła nam godzina dziennie stania w korkach.

Oczywiście sama izolacja nie wystarczy do tego. Wielu ludzi w tej powszechnej izolacji nie doświadcza wydzielenia się. Można być zamkniętym w domu, a jednak nie doświadczyć izolacji. Ba – można być nawet jeszcze bardziej pod wpływem otoczenia!

Stanie się tak jeśli czas przymusowej izolacji wykorzystujemy by nadrobić wszystkie zaległe odcinki „Na wspólnej”, lub w każdej wolnej i cichej chwili włączamy radio. Jeśli w końcu staramy się wykorzystać wszystkie darmowe minuty i obdzwaniamy wszystkich znajomych.

Odnoszę wrażenie, że ludzie mają coraz większą trudność by wytrwać w ciszy. Jakby się bali myśli, które mogą wtedy przyjść. Niektórzy mają zwyczaj, żeby cały dzień coś grało w tle, od telewizji śniadaniowej po wieczorne wiadomości.

Ile znasz świadectw, że Bóg do kogoś przemówił w znaczący, przemieniający życie sposób podczas walki o najlepsze przeceny w centrum handlowym? Albo w trakcie meczu siatkówki kiedy wszyscy tak ładnie, rytmicznie klaskali? Albo podczas lektury zajadłej kłótni na facebooku na temat tego czy chrześcijanom się Trójka powinna podobać czy jednak nie? Albo w trakcie 34 podlaskiej nocy kabaretowej kiedy Kryszak 34 raz udawał Wałęsę?

Nie twierdzę, że to niemożliwe. Ja po prostu słyszałem znacznie więcej świadectw, jak dociera do nas, że Bóg ma dla nas plan gdy jesteśmy w odosobnieniu. Gdy pościmy. Gdy wyjechaliśmy np. w góry i spędziliśmy noc w ciszy pod gwiazdami. Gdy oddajemy się studium jakiejś księgi biblijnej. Gdy jesteśmy zamknięci w naszej komorze i nie rozpraszamy się dyskusjami, które rozpalają społeczeństwo. Nie porównujemy faktów, wydarzeń i wiadomości.

2. Bóg preferuje lekcje indywidualne

Patrząc na Jezusa widzimy, że gdy przemawiał to czasem odbiorcami były tłumy, ale często mówił więcej na osobności wybranym uczniom. Czasem też objawiał coś jednostkom, gdy byli tylko we dwoje.

To się nie zmieniło. Nadal Bóg różnymi sposobami przemawia do różnych odbiorców. Przez Kościół przemawia do całego świata (Mk 16,14-16).Do Kościoła mówi za sprawą Ducha Świętego. Przemawia do wszystkich, którzy czytają Pismo Święte. Przemawia do poszczególnych zborów poprzez pastorów, kaznodziejów.  Dlatego Słowo Boże przestrzega nas przed izolacją od Kościoła:

Nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża (Hbr 10,25).

Ale czytając Słowo Boże skłaniam się do tego by stwierdzić, że Bóg preferuje lekcje indywidualne ze swoimi uczniami. Zajęcia grupowe są nam potrzebne, ale często na osobności potem nam tłumaczy jak zastosować daną lekcję do naszego życia.

Sam Jezus przed oficjalnym rozpoczęciem swojej misji odizolował się od wszystkiego na pustyni i tam przeszedł niełatwą próbę (Mt 4,1-11). Ciężko mi przypomnieć sobie z Biblii historię, w której ktoś z biegu został powołany do ważnego zadania. Ci, którym powierzono największe zadania często wcześniej zostali odizolowani. Mojżesz nim wyprowadził Izraela z Egiptu został całkowicie odizolowany od poprzedniego życia. I trwało to 40 lat. A później znów – gdy Bóg wskazał mu, że to już czas, znów został odizolowany od drugiego życia, które już przecież jakoś się tam ułożyło.

Józef, który został sprzedany przez braci został odizolowany od rodziny, ale Bóg go w ten sposób przygotowywał. Lata spędził też niesprawiedliwie w więzieniu, ale i to czemuś służyło. Podobnie apostołowie przed rozpoczęciem służby byli wydzieleni w Jerozolimie. Byli razem, ale nie na rynku – tylko zgromadzeni w izbie, na modlitwie.

Czy Paweł tak w biegu został powołany by stał się apostołem narodów? Między 9 a 11 rozdziałem Dziejów Apostolskich mija 9 lat! Nie było tak, że w 35 roku na drodze do Damaszku Paweł spotyka Jezusa i nagle następuje wielka przemiana i Paweł od razu organizuje krucjaty ewangelizacyjne! W najstarszym pawłowym liście Nowego Testamentu znajdujemy informacje:

Nie udałem się też do Jerozolimy, do tych, którzy przede mną byli apostołami, lecz natychmiast odszedłem do Arabii, po czym znów wróciłem do Damaszku. Następnie, po trzech latach, wybrałem się do Jerozolimy, żeby poznać Kefasa. Przebywałem u niego piętnaście dni (Gal 1,17-18).

Do pierwszej podróży misyjnej upłynęło 9 lat od nawrócenia się Pawła! Przez ten czas on się odizolował i był przygotowywany indywidualnie do zadań, które Bóg mu powierzył.

Jeśli kochasz Boga masz prawo zadać Mu pytanie: Panie – ku czemu dobremu ma posłużyć ta izolacja, która mnie spotyka?

Bo choć dobrze jest samemu się regularnie izolować, to zdarza się, że i jesteśmy izolowani wbrew naszej woli. Wspominany Paweł kilkukrotnie trafił do więzienia. Znamy z Biblii piękne historie, gdy Bóg w nadnaturalny sposób wyprowadzał swoich uczniów z więzienia (Dz 12,6-7), jednak czy Bóg zawsze rozrywa kajdany?

Zdecydowanie nie zawsze. Ale zawsze we wszystkim współdziała ku dobremu z tymi, którzy Go kochają. Dlatego Paweł będąc kolejny raz w więzieniu może złożyć świadectwo: „Przez to coraz więcej braci w Panu, przekonanych dzięki moim kajdanom, nabiera śmiałości do głoszenia Słowa (Flp 1,14)”.

Paweł miał tyle pracy do wykonania. Stale podróżował, organizował pomoc dla innych, nauczał. Miał też wspaniałe plany by spotkać się z wierzącymi tu i tam. Wiemy, że chciał w końcu wybrać się w podróż do Hiszpanii, żeby i tam głosić Słowo Boże. Mimo mnogości dobrych planów, został odizolowany od społeczeństwa i swoich wcześniejszych zamysłów. Zastanawiałem się dlaczego tak się stało. Jestem pewien, że Paweł więcej czasu nad tym myślał i… chwycił za pióro.

W ferworze codziennej pracy czy Paweł znalazłby czas, aby napisać tak ważne listy (do Efezjan, Filemona, Filipian, Kolosan, Tymoteusza),którymi się karmimy po dziś dzień? Bóg użył tej przymusowej izolacji ku większemu dobru milionów chrześcijan.

Czy apostoł Jan mógł mieć objawienie w innych okolicznościach? Nie stało się to w amfiteatrze podczas jakieś zachwycającej sztuki, tylko gdy był zesłany (odizolowany) na wyspie Patmos.

Potraktuj izolację, jako czas indywidualnych zajęć z Panem Bogiem. Bo jeśli kochasz Boga to nigdy tak naprawdę nie jesteś sam. Choćby było tak, że wszyscy by Cię zdradzili, porzucili – nie jesteś sam.

Ewangelia Mateusza kończy się tą piękną obietnicą Jezusa – „A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28,20)”.

Dawid który miał pojęcie o odrzuceniu, zdradzie i izolacji świadczy:  „I choćbym nawet szedł Doliną cienia śmierci, Zła się nie przestraszę — Przecież Ty jesteś ze mną, Twoja laska i Twój kij Są mi źródłem pociechy (Ps 23,4)”.

Może się zdarzyć, że zostaniemy oddzieleni nawet od rodziny. Ale mamy podstawy by ufać, że to wszystko służy ku dobremu, jeśli kochamy Boga. Być może właśnie w ten sposób On chce przygotować cię do wielkich rzeczy. W trudnych doświadczeniach Bóg może nas używać, choć często dzieje się to w inny sposób niż my byśmy sobie wymarzyli. Czas izolacji, który przechodzisz może przynieść korzyść nie tylko Tobie, ale też innym.

3. Bóg nie działa pod presją czasu

Żyjemy w czasach instant. Wszystko chcemy szybko i na już! Jeszcze kilka lat temu można było sobie zaparzyć herbatę i się wysikać w czasie gdy próbowaliśmy ściągnąć jakieś zdjęcie z Internetu. Dziś jestem poirytowany gdy zacina mi się relacja „na  żywo” z oglądanego meczu, którą oczywiście w jakości Full HD przerzucam bezpośrednio z telefonu na telewizor.

Cierpliwość nigdy nie była naszą mocną stroną i raczej już nie będzie. Chcielibyśmy szybciej i szybciej. Tak samo chcielibyśmy aby Bóg od razu dawał nam konkretną odpowiedź na każde nasze zmartwienie czy dylemat, który nas dotknie. Chcielibyśmy żeby to się działo najlepiej zanim w ogóle zdążymy zgiąć kolana. Bóg jednak nie działa pod narzucaną przez ludzi presją czasu. Izolacja jest czymś ważnym i dobrym.  Bóg do niej dopuszcza i ma w tym jakiś cel.

Ile może trwać?  Czasem wieczór w wyciszeniu. A czasem 40 dni na pustyni. Jeszcze innym razem 3 lata w więzieniu, albo 9 lat kiedy spokojnie trwamy przygotowując się do czegoś ważnego. Niestety może się zdarzyć, że trwa i 40 lat.

Czasem „nie idzie” nam w życiu dość długo. Zdarza się, że nasz biznes zamiera. Czasem rodzina się od nas odwróciła. Ile to potrwa? Nie wiem. Ale wiem, że jeśli kochasz Boga to może to być ku dobremu.

Ile potrwa aktualna izolacja ? Może już się kończy, a może zaraz wróci Covid-20 ? Nie wiem i nawet nie chcę bawić się w przewidywanie, bo nie to jest najistotniejsze. My z natury chcielibyśmy,  żeby ten okres minął jak najszybciej. Ale czasem proces musi trwać.

Kupiłem rok temu sadzonki agrestu w Lidlu, bo miałem ochotę przypomnieć sobie smaki, które pamiętam z działki moich dziadków. Przeżyłem niemałe rozczarowanie gdy mnie ktoś uświadomił, że to nie w tym i raczej nie w następnym roku będę miał okazje na te reminiscencje. Potrzeba lat aby krzak się przyjął i wydał owoc.

„Pan nie zwleka z dotrzymaniem obietnicy, chociaż niektórzy uważają, że zwleka, lecz okazuje cierpliwość względem was, bo nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz chce, aby wszyscy przyszli do upamiętania (2P 3,9)”.

Trzeba nam uzbroić się w cierpliwość i uchwycić tej obietnicy, że Bóg z tymi którzy Go kochają współdziała we wszystkim ku dobremu! Z tą ufną nadzieją możemy poddać się izolacji z pewnością, że ten czas jest potrzebny i będzie owocny. Nawet jeśli nie dla nas – to chociaż dla innych może się taki okazać. Może w tym czasie możemy zatroszczyć się o innych, wykorzystać nasze umiejętności by komuś pomóc? Albo po prostu mamy wzrastać?

Czy chrześcijanin może…

            Moja mama wychowująca się w ewangelicznie wierzącej rodzinie, jako młoda dziewczyna nie mogła robić wielu rzeczy, o które jej rówieśnicy nie myśleli nawet się pytać. Różne wynikające z wiary zakazy wpływały na jej ubiór i sposób w jaki spędzała czas. Chociaż sama była mniej restrykcyjna w podejściu do mnie niż dziadkowie w stosunku do niej – od dziecka zostało mi na przykład wpojone, że jako chrześcijanin nie powinienem grać w karty. Nie pamiętam w jaki sposób było mi to tłumaczone, ale wiedziałem, że Panu Bogu się to nie podoba. Przypominam sobie towarzyszące mi poczucie winy gdy w wieku około 10 lat pojechałem z klasą do Zakopanego na Zieloną Szkołę i dałem się namówić kolegom z pokoju, że nauczą mnie grać w pokera. Nie graliśmy na wysokie stawki, nikt z nas nie przegrał mieszkania. Rozgrywka nie miała miejsca w ciemnej od papierosowego dymu spelunie, a wygrane popijaliśmy jabłkowo-miętowym Tymbarkiem. Niemniej jednak czułem, że łamię pewien zakaz, który przecież nie wynika ze Słowa Bożego, ale był przekazywany w dobrej wierze z pokolenia w pokolenie wśród chrześcijan. Domyślam się jakie jest jego pochodzenie: Gra w pokera niejednego człowieka wpędziła w nałóg, długi i przez to wielkie tarapaty. Ponadto jest to gra, w której najwięcej zyskuje ten kto najlepiej umie blefować (wyszukane określenie kłamstwa). Nie dziwię się zatem, że gdy Boże przebudzenie przyszło do Stanów Zjednoczonych, wielu uwolnionych z grzesznego życia ewangelistów nawoływało by w ogóle unikać kart. Minęły dziesiątki lat, i również ja – chłopak wychowujący się nad Bałtykiem – usłyszałem echo tego wezwania w formie przekazanego mi zakazu gry w karty.  

            Z wieloma takimi i podobnymi zakazami mogliśmy się spotkać w Kościele. Zwłaszcza starsi wierzący dobrze pamiętają kaznodziejów, którzy w latach 70.-80. ubiegłego stulecia gromili z kazalnic wszelkie światowe rozrywki. Czytając artykuły z tamtych lat natrafimy na opinie, że chrześcijanin nie może chodzić na zabawy, nie może chodzić do kina, nie może słuchać muzyki rockowej, nie może oglądać telewizji, nie może robić sobie kolczyków, że już o tatuażach nie wspomnę. Kilkadziesiąt lat temu wiele zborów w Polsce miało charakter zbliżony do purytańskich społeczności XVI i XVII wieku, słynących z restrykcyjnych zasad dotyczących moralności.

            Obserwując od trzydziestu lat Kościół dostrzegam w ostatnim czasie wychylenie tego wahadła charakteru zborów w zupełnie drugą stronę – całkowitej, zupełnej, niczym nieskrępowanej wolności. Widać to zwłaszcza wśród kolejnego pokolenia wierzących, tzn. tych którzy od dziecka wychowywali się w ewangelicznie wierzących rodzinach. Od młodości słyszeli zakazy w domu i Kościele. Choć intencje, które za nimi stały były dobre i słuszne, możliwe, że zabrakło starszym wierzącym (rodzicom, nauczycielom Szkółki Niedzielnej, duchownym) czasu i cierpliwości by je odpowiednio wyjaśnić. Nie ma w tym nic dziwnego, że nie dostrzegając sensu tych zakazów wierzący ci niczego nie chcą już zakazywać swoim dzieciom. Niektórzy przez lata wspominają np. swoje rozgoryczenie, gdy rodzicie nie puścili ich na studniówkę bo to „świecka zabawa” albo zabronili chodzić na lekcje tańca.

Również pastorzy, którzy ostrzegali w ostrych słowach przed wszelkim kontaktem ze współczesną kulturą albo odeszli już do Pana, albo znaleźli się na emeryturze i ich głos przestał być słyszalny. Dobrze pamiętam, gdy wierzący byli przestrzegani przed Internetem. Były nawet kazania mówiące, że to narzędzie diabła. Dziś natomiast wielu pastorów jest bardzo aktywnych w mediach społecznościowych, a niejeden udostępnia znajomym do posłuchania swoje ulubione kawałki rockowe, wykonawców przed którymi nie tak dawno ostrzegali inni duchowni.

Jak to rozumieć? Jak się w tym wszystkim połapać i nie zgłupieć zupełnie?  Wciąż zdarza mi się usłyszeć pytania: Czy po przyjęciu Jezusa do swojego życia nadal będę mógł zapalić? Pójść na imprezę? Czy jako wierzący mogę oglądać Grę o Tron albo czytać Harrego Pottera? Czy będę mógł iść do pubu obejrzeć mecz z kolegami przy piwie? Czy będę mógł robić sobie dalej tatuaże?

Choć sam swego czasu zadawałem podobne pytania to dociera do mnie, że nie są one właściwe. Nie chodzi wszakże o to by ktoś z Kościoła przedstawił nam listę zakazów, abyśmy mogli się dzięki jej przestrzeganiu stać dobrymi chrześcijanami. To nie mądrość duchownego ma wpływać na to jak spędzamy swój wolny czas, w jakim kierunku rozwijamy swoje pasje. To nasza osobista relacja z Jezusem, trwanie w modlitwie i lektura Słowa Bożego będą nam regularnie mówiły co jako chrześcijanie możemy, a czego nie możemy. Spójrzmy zatem do Biblii czego ona nas uczy w tym temacie:

  1. NIE PODDAWAJMY SIĘ ZAKAZOM LUDZKIEGO POCHODZENIA

Z całą pewnością nie jest to niczym nowym, że wśród ludzi wierzących pojawiają się strażnicy moralności i nauczyciele, którzy mają odpowiedzi na każde pytanie i z wielką łatwością recytują dziesiątki punktów co chrześcijanin musi, a czego nie może robić. Strzeżmy się takich osób i badajmy jakie są podstawy ich zakazów. Dokładnie z takimi nauczycielami mierzył się już blisko 2000 lat temu apostoł Paweł. Od zboru do zboru przemieszczali się wówczas ludzie, którzy świeżo upieczonym wierzącym starali się narzucić masę zasad, których sami nie byli w stanie przestrzegać. Poganie, którzy przyjmowali Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie i uznawali Go swoim osobistym Zbawicielem nie znali przecież pism Starego Testamentu, które studiowali od dzieciństwa Żydzi. Mając tę przewagę wiedzy, a być może nawet mając dobre intencje – narzucali na wierzących wywodzących się z pogan setki pochodzących z zakonu przepisów, dotyczących pokarmów, wyglądu, spędzania wolnego czasu. Dlatego Paweł uspokaja wierzących w Kolosach:

Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju albo z powodu święta lub nowiu księżyca bądź sabatu. Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus.(…) Jeśli tedy z Chrystusem umarliście dla żywiołów świata, to dlaczego poddajecie się takim zakazom, jakbyście w świecie żyli: Nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj? Przecież to wszystko niszczeje przez samo używanie, a są to tylko przykazania i nauki ludzkie. Mają one pozór mądrości w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu samego siebie i w umartwianiu ciała, ale nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów. (Kol 2,16-23)

Jako ludzie posłuszni Bogu jesteśmy powołani do tego byśmy opanowywali nasze zmysły i prowadzili uświęcone życie. Nie powinno się to jednak odbywać na zasadzie przestrzegania całej listy zakazów zatwierdzonej przez kościelnych hierarchów. Wiele z nich będzie brzmieć mądrze, ale może to być tylko pozór. Nie zapominajmy o tym co Paweł swego czasu musiał przypomnieć wierzącym Galacjanom:

Chrystus przyniósł nam wolność. Stójcie więc niezachwianie i nie schylajcie się znów pod jarzmo niewoli. (Gal 5,1)

2. WSZYSTKO NAM WOLNO, ALE…

Natchniony przez Ducha Świętego apostoł Paweł rozwija swoją myśl w dalszej części swojego listu do Galacjan:

Wy bowiem, bracia, zostaliście powołani do wolności. Tylko niech ta wolność nie będzie dla was zaproszeniem do spełniania zachcianek ciała. Służcie raczej jedni drugim z miłością. Gdyż całe Prawo streszcza się w tym jednym zdaniu: Masz kochać bliźniego tak, jak samego siebie. (Gal 5,13-14)

Nasza codzienność i to czemu poświęcamy nasz wolny czas nie ma wynikać z tego, że ściśle staramy się nie złamać żadnego z zakazów, które usłyszeliśmy od innych wierzących. To ma wypływać z prawa miłości, którego uczył nas Jezus Chrystus. Jeśli będziemy kochać Boga i naszych bliźnich – nie potrzebna jest nam żadna lista mówiąca co nam wolno, a czego nam nie wolno. W naszym sercu będziemy to wiedzieli. Wtedy możemy za Pawłem powtórzyć to co dwukrotnie pisał do Koryntian – Wszystko mi wolno! Wielu wierzących chętnie przyjmuje ten fragment Pisma Świętego jako motto swojego życia. Pamiętajmy jednak aby nigdy nie wyrywać słów z kontekstu. Paweł wszakże, który naprawdę wszystko mógł w tym, który go wzmacniał, w Chrystusie (Flp 4,13) ciesząc się wolnością wspomina pewne „ale”:

Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, ale ja nie pozwolę, by cokolwiek mną zawładnęło. (1Ko 6,12)

Wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje. Nie zabiegajcie tylko o to, co służy wam, ale również o to, co służy innym. (1Ko 10,23-24)

Gdy ktoś apostoła Pawła próbował związać zakazami on odpowiadał, że wszystko mu wolno. Gdy ktoś pytał się go czy może iść na imprezę albo do teatru na najnowszą komedię odpowiadał mu, że może wszystko, ale nie wszystko jest pożyteczne. Nie wszystko buduje, a niektóre rzeczy mogą nas uczynić na powrót niewolnikami grzechu. Podejmując wszelkie decyzje w naszym życiu – patrzmy na to by służyło to również innym. Do tego nas wzywa Słowo Boże. Choć dzięki Jezusowi wszystko nam wolno, właśnie ze względu na Niego nie wszystko będziemy chcieli robić. Będzie się to działo jednak nie ze względu na zakazy, ale ze względu na miłość, której doświadczyliśmy, i którą chcemy dzielić się z innymi.

3. KAŻDA DECYZJA MA SWOJE KONSEKWENCJE

Ponosimy konsekwencje swoich działań. To jest ogólne prawo, które dotyczy każdego niezależnie od tego czy wierzy w Jezusa czy też nie. Mówimy nieraz, że ktoś musi wypić piwo, którego sobie nawarzył.

Jeśli ktoś kradnie musi liczyć się z tym, że gdy zostanie złapany, to czeka go sąd i wyrok. Gdy ktoś okłamywał swoich bliskich – musi się liczyć z tym, że ciężko mu będzie odbudować ich zaufanie (a czasem okazuje się to już niemożliwe).

Kilka lat temu wypożyczałem samochód w Kalifornii. Wpuszczono mnie na parking i mogłem wybrać, które auto chcę spośród kilkunastu tam stojących. Do dziś ponoszę konsekwencje tego, że wsiadłem do Forda Mustanga, bo jazda żadnym innym samochodem od tamtego czasu nie daje mi tego rodzaju satysfakcji.

Od tysięcy lat czytelnicy Pisma Świętego informowani są o tej prawdzie, że będziemy zbierać plony tego co siejemy:

Bezbożny zdobywa złudne wynagrodzenie, lecz ten, kto sieje sprawiedliwość, ma pewną zapłatę. (Prz 11,18)

Kto w swoim domu sieje zamieszanie, dziedziczy wiatr; a głupi staje się niewolnikiem mądrego. (Prz 11,29)

Kto sieje nieprawość, zbiera nieszczęście, a koniec jego swawoli kładzie rózga. (Prz 22,8)

Choć Słowo Boże uczy, że wszystko nam wolno, to jednak informuje nas także o tym, że nasze działania mają konsekwencje. Jeśli zastanawiasz się czy jako wierząca osoba możesz wolne wieczory spędzać z pubie na piwie z kolegami, albo zarywając noce aby obejrzeć wszystkie nowe seriale, które pojawiły się w tym miesiącu na Netflixie – nikt nie może Ci tego zabronić. Sam jednak możesz ocenić jaki przynosi to owoc. Czy jest to pożyteczne dla innych, czy to buduje. Choć lubię czasem oglądając mecz zjeść całą paczkę chipsów, to wiem, że następnego ranka nie będę czuł się dobrze. Mogę to zrobić, ale ponoszę tego konsekwencje. Nikt w Kościele nie powinien Ci zabraniać zrobić sobie tatuażu, pójść na koncert rockowy, zainwestować wszystkich oszczędności w naukę nurkowania i podróżowania po świecie. To jednak Ty sam powinieneś odpowiedzieć sobie na pytanie jaki owoc przynosi to dla Twojego życia? Czy jest to z korzyścią dla innych osób? Czy w ten sposób wzrastasz duchowo i masz możliwość wskazać innym na Jezusa jako swojego Zbawiciela?

Nie ukrywam, że lubię od czasu do czasu obejrzeć dobry film czy serial. Zadaję sobie jednak pytanie czy nie mądrzej byłoby w tym czasie przeczytać dobrą chrześcijańską książkę, spotkać się z kimś albo posłuchać wykładu Pisma Świętego? Nie dajmy się zniewolić pochodzącym od ludzi zakazom, ale pamiętajmy, że nasze wybory, również te małe, dotyczące kwestii jak spędzimy godzinę wolnego czasu, wpływają na nasze życie. Można powiedzieć, że każda taka decyzja to ziarenko, które przyniesie owoc. To co w odpowiednim czasie zbierzemy zależy od tego jakie ziarenko wrzucimy do gleby naszego życia. We wspominanym już liście do Galacjan Paweł pisze:

Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać: albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie. Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny. (Gal 6,7-8)

Pamiętajmy, że czasem coś dobrego może być wrogiem czegoś jeszcze lepszego. Wśród wielu wskazówek jakie Paweł zostawił swojemu młodszemu współpracownikowi – Tymoteuszowi – znajdujemy również takie ciekawe słowa:

Ćwiczenie ciała przynosi mniejszy pożytek, ale pobożność przydatna jest do wszystkiego, ponieważ łączy się z obietnicą życia teraźniejszego i przyszłego. (1 Tm 4,8)

Czy Tymoteusz zastanawiał się czy wykupić sobie karnet na siłownię? Na pewno dbanie o kondycję fizyczną jest istotne dla naszego zdrowia i samopoczucia. Przynosi wymierny pożytek, ale jest on mniejszy od ćwiczenia się w pobożności, do którego Paweł nas za pośrednictwem Tymoteusza zachęca. Jeśli zastanawiasz się czy coś jako wierząca osoba możesz, zadaj sobie po prostu pytanie jaki efekt to przynosi w Twoim duchowym życiu i relacji z Bogiem. Wszystko Ci wolno, ale nie wszystko buduje i jest pożyteczne.

            Narodziny dziecka są dla wielu ludzi przełomowym momentem, który zupełnie zmienia ich życie. Młode mamy, które lubiły sobie pospać do południa mobilizują się wstając kilkukrotnie każdej nocy do swojej pociechy. Ojcowie, którzy lubili poszaleć w wolnych chwilach sprzedają motocykle, a pieniądze przeznaczają na pieluchy i przeciery warzywne. Wcześniej wieczorami wychodzili na miasto, albo oglądali horrory – teraz dbają o odpowiednią dietę a w telewizji lecą jedynie bajki. Skoro narodziny dziecka tyle potrafią zmienić w naszych nawykach dotyczących również sposobu spędzania wolnego czasu – to czy nasze narodzenie się na nowo nie powinno przynieść podobnego efektu? Słowo Boże mówi:

Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. (2 Ko 5,17)

            Nie naszą rolą jest komukolwiek coś zakazywać czy nakazywać, nawet mając dobre intencje. Nie powinniśmy też innych oceniać na podstawie naszego dzisiejszego poznania. Nie uważam by była to właściwa droga.

Starajmy się raczej być świadectwem, że można prowadzić piękne, szczęśliwe, spełnione życie pozostając w Bożej bojaźni, kierując się miłością do Boga i ludzi.

Nie roztrząsajmy czy chrześcijanin może w wolnym czasie oglądać Grę o Tron, albo czytać kryminały. Nie oceniajmy innych, że mogliby lepiej spożytkować swój czas czy pieniądze. Unikajmy określania jaka muzyka, albo które hobby są najbardziej chrześcijańskie, a które są świeckie. Módlmy się o siebie wzajemnie i bądźmy świadectwem.

Gdy ktoś przeżywa narodzenie się na nowo, wszystko staje się nowe. Również jego pasje i sposób spędzania wolnego czasu ulegną zmianie. Niech to jednak nie wynika z narzucanych nakazów, ale z miłości i osobistej relacji z Jezusem. Gdy będziemy dbali o to aby Duch Święty stale nas mógł wypełniać (Ef 5,18) wiele dylematów z serii „czy wierzący może …?” niepostrzeżenie zniknie.

NOWY ROK – NOWY JA (?)

       O ile grudzień jest czasem wzmożonego ruchu we wszelkich sklepach, które oferują różnorakie prezenty – o tyle początek stycznia jest okresem żniw dla właścicieli siłowni oraz tych, którzy handlują zdrową żywnością. Ludzie wciąż jeszcze dręczeni niestrawnością oraz wyrzutami sumienia po okresie świątecznym, kiedy to popuścili sobie pasa (nie tylko w znaczeniu metaforycznym) gremialnie postanawiają „wziąć się za siebie”. I pomimo tego, że większość noworocznych atletów zniknie z siłowni przed końcem zimy – co roku obserwujemy to samo. Liczne żarty na ten temat nie zrażają tysięcy młodych i starych do tworzenia nowych postanowień od początku roku z wiarą, że tym razem uda się w nich wytrwać.

            Do powszechnego użycia przeniknął nawet lubiany przeze mnie bon mot – „NOWY ROK – NOWY JA”. Niezależnie czy ktoś używa go z wiarą w trwałość swoich zmian, czy też z przekąsem aby obśmiać kogoś, w czyją przemianę wątpi – zjawisko postanowień noworocznych ukazuje pewną prawdę o ludziach. Chcielibyśmy być lepsi. Chcemy się rozwijać, a gdy odważymy się na chwilę autorefleksji i szczerości, to dostrzegamy w sobie rzeczy, które nam ciążą. Źle nam z tym, że nieodpowiednio wykorzystujemy czas. Nie jesteśmy dumni z tego, że z trudem mieścimy się w kupione nie tak znowu dawno ubrania. Zaczyna nas przytłaczać rozmiar stosu książek, które wiemy, że warto przeczytać, itp. Uważam, że dążenie do tego by być lepszym – jest dobre. To zdrowe i mądre, że chcemy się rozwijać. Naturalne jest to, że staramy się osiągnąć to na drodze eliminacji tego, co przeszkadza i inwestycji w to, co pomaga. Skąd się jednak wzięło przekonanie, że to właśnie przełom grudnia i stycznia jest tą granicą, kiedy warto zacząć poświęcać więcej myśli temu, czym zapełnimy naszą lodówkę albo wolny wieczór?

1-11111

Czytaj dalej „NOWY ROK – NOWY JA (?)”