Walka o honor w epoce preinternetowej / „Zemsta rodziny Omletów”, Jakub Kaleta [ 83 | 2022 ]

atypowa ocena: 6/10

POWRÓT DO SZALONYCH LAT 90-TYCH

„Zemsta rodziny Omletów” to naprawdę udany debiut literacki Jakuba Kalety. Jest to lekka powieść „satyryczno-przygodowa”, która dłuższymi fragmentami naprawdę mocno mnie bawiła, pozwalając na chwilę odciąć się od przytłaczających nas wszystkich w ostatnich dniach przykrych wiadomości. Jak dobrze byłoby wrócić do beztroskich lat 90-tych, kiedy niekłamaną radość wywoływał segregator z „karteczkami z Króla Lwa”, a jedną z większych trosk było pokątne zjedzenie malutkiej paczki chipsów, bez trafienia na radar, wyjątkowo wrażliwych na dźwięk chrupania, kolegów z klasy. Za sprawą „Zemsty rodziny Omletów” mogłem przypomnieć sobie wiele z moich osobistych doświadczeń, wyniesionych ze Szkoły Podstawowej nr 61 im. Józefa Wybickiego. To były dobre lata, choć nie wszystko wspominam równie ciepło. Podobnie będę miał z powieścią Jakuba Kalety – to dobra książka, choć nie wszystko mnie w niej ujęło.

Można powiedzieć, że autor jest moim rówieśnikiem, dlatego podejrzewam, że w okresie dojrzewania mieliśmy wiele tożsamych doświadczeń i spostrzeżeń. W okresie raczkującego bądź co bądź kapitalizmu, gdy oferty sklepów nie nadążały za nadciągającymi z zachodu modami, wszyscy byliśmy poniekąd równi. Pamiętam gdy na urodziny dostałem wymarzonego Pegasusa, a na rynku polowało się na kartridże z grubego, żółtego plastiku. To były lata, gdy praktycznie wszyscy mieliśmy to samo, to samo oglądaliśmy, tym samym się fascynowaliśmy, a po szkole do zmroku siedziało się na boisku. Ach, epoko pre-Internetu, dlaczego odeszłaś?

HONOR W EPOCE PREINTERNETOWEJ

Wiele z tego o czym pisze Jakub Kaleta, obserwowałem na własne oczy. Myślę, że podwórka łódzkie i gdańskie były w latach 90-tych tożsamymi habitatami. Nawet ja – choć nigdy nie należałem ani do grupy nader wysportowanych, ani do grupy szczególnie agresywnych – brałem udział w niejednej bójce. Podobne doświadczenie staje się udziałem 10-letniego Miłosza Omleta. Zostaje zaatakowany po lekcjach przez Patryka Czujkę, powalony na ziemię i – co by nie mówić – upokorzony na oczach kolegów. Nic dziwnego, że owo piątkowe popołudnie nie należy do tych najbardziej udanych. Miłosz zamyka się w sobie (oraz w pokoju) gdzie w skrytości konsumuje swój dramat (i nie tylko, gdyż podobnie jak ja, posiada niezdrowy zwyczaj „zajadać” swoje smutki). Byłaby to powieść jedynie „satyryczna” gdyby do akcji nie wkroczyła głowa klanu Omletów, nie godząc się by taki dyshonor uszedł Patrykowi płazem. Ojciec Miłosza postanawia udać się (wraz z synem) do mieszkania rodziny Czujków, aby wyjaśnić sytuację i żądać satysfakcjonującego zadośćuczynienia. Jak rozwiną się dalsze wypadki? Nie psując Wam zabawy z odkrywania tej historii, napiszę jedynie, że w sposób szalony i momentami bardzo abstrakcyjny.

„CZUJNY CZYTELNIK ZAUWAŻY…”

Akcja mnie szybko wciągnęła, zwłaszcza, że w pierwszej części jest bardzo wartka. Pierwsze 6 rozdziałów to około 90 stron powieści. Wszystko odbywa się w szaleńczym tempie, które zachęca by czytać dalej i dalej… I wtedy rozpoczyna się rozdział 7, który ciągnie się przez niebagatelne 70 stron. Kolejno następujące rozdziały też zawierają dużo dygresji, które niekoniecznie wiele wnoszą do fabuły. Nie zrozumcie mnie źle – są to fragmenty zabawne, które pozwolą przenieść się Wam np. do szkolnej szatni z końca lat 90-tych, jednak dla mnie osobiście było tych wtrętów zbyt wiele. Nie posuwały akcji do przodu, która w pewnym momencie zaczęła się dla mnie aż nazbyt ślimaczyć. Książka liczy przeszło 350 stron, które opowiadają o wydarzeniach, które rozegrały się w niepełną dobę. Wydaje się, że sam autor zdaje sobie sprawę, że momentami przedobrzył z dygresjami, gdyż w pewnym momencie stwierdza:

Czujny  czytelnik  zauważy  zapewne,  iż  idąc  tokiem  naszych  rozważań,  odeszliśmy  od  osoby  Miłoszka,  najpewniej  pozostawiając  go  samego  na  pastwę  bezwzględnego  losu.  Otóż  bynajmniej.”

WIĘCEJ SATYRY NIŻ PRZYGODY

Jakub Kaleta umie pisać, a nie jest to niestety rzeczą oczywistą, gdy sięgamy po literackie debiuty. Wielokrotnie w ostatnim czasie się rozczarowałem i nawet postanowiłem sobie jakiś czas temu unikać tego typu książek oferowanych przez wydawnictwo Novae Res. Jednak skuszony opisem „Zemsty rodziny Omletów” postanowiłem zaryzykować – i tym razem była to dobra decyzja. Życzyłbym sobie jedynie, aby autor swój dryg do pisania przekuł w większą ilość przygód, które spotykają klan Omletów, nawet jeśli oznaczałoby to ograniczenie jego ciągot satyrycznych.

Autor lubi bawić się słowem, i widać, że nabyte doświadczenie dziennikarskie nie poszło na marne. Wiele fragmentów zasługuje na uznanie. Choćby opis transformacji postrzegania ojca przez Miłosza, który nastąpił owego pamiętnego, piątkowego popołudnia:

„Do  tej  pory  Omlecik  postrzegał  swego  ojca  raczej  jako  nieszkodliwego,  acz  uciążliwego  fajtłapę –  zwłaszcza,  gdy  przełączał  teleodbiornik  na  inny  kanał  lub  wprowadzał  szlaban  na  granie  na  konsoli –  którego  jedynym  życiowym  osiągnięciem  była  dwójka  synów  i posadka  w osiedlowym  zakładzie  produkcyjnym.
Działo  się  tak,  od  kiedy  Miłosz  wszedł  w wiek  dojrzewania,  kończący  okres  idealizacji  rodziców.  W tym  też  czasie  chłopiec,  odczuwający  potrzebę  posiadania  idoli,  zwrócił  swe  uwielbienie  ku  bohaterom  popkultury,  ze  szczególnym  uwzględnieniem  telewizyjnych  herosów.
Tego  wieczora  omleci  system  wartości  ulegał  transformacji.  W jego  umyśle  zapowiadano  tryumfalny  powrót  kultu  własnego  ojca,  odarty  jednak  z dziecięcej  naiwności,  wzbogacony  za  to  o zalążki  młodzieńczej  świadomości  i akceptacji  realnego  obrazu  swego  bóstwa.
Gdzieś  po  drodze  tych  wszystkich  przemian  ośrodkowy  układ  nerwowy  Omleta  zaniechał  w obawie  przed  przeciążeniem  analizy  docierających  doń  informacji  i skupiał  się  na  jak  najdokładniejszym  ich  odbiorze  oraz  zachowaniu  w podświadomości,  by  w sprzyjających  warunkach  poddać  je  dokładnej,  powolnej  obróbce.  Przywodziło  to  na  myśl  węża,  który –  połknąwszy  swą  ofiarę –  trawi  ją  przez  kilka  kolejnych  dni.”

Gdy „czujny czytelnik” martwi się, że Miłosz został „pozostawiony sam sobie, na pastwę bezwzględnego losu”, autor nas uspokaja, ponieważ gdy my raczeni byliśmy szczegółową opowieścią o szkolnej codzienności, nasz bohater spokojnie spędzał ten czas wpatrzony w ekran telewizora:

Świadomość  młodego  telemaniaka  nie  protestowała.  Traktowała  ona  spoty  proszków  do  prania  i papierosów  jako  osobne  krótkie  etiudy  filmowe  ze  szczegółowo  nakreślonym  światem  przedstawionym  oraz  skomplikowanymi  sylwetkami  bohaterów.  A więc  pozycje  godne  uwagi  w równym  stopniu  co  pełnometrażowe  produkcje  nimi  przerywane.  Tak  czy  inaczej,  pasmo  reklam  minęło,  a poziom  koncentracji  uwagi  Omleta  na  wypadkach  toczących  się  na  ekranie  nie  zmienił  się  o żadną  istotną  statystycznie  wartość.
Po  reklamach  nadszedł  czas  na  drugi  z hitów  tego  wieczoru.  Był  to  film  sensacyjny,  bez  śmiechu  z taśmy,  a zatem  przeznaczony  dla  ambitniejszego  widza.  Choć  jednocześnie  niepozbawiony  dozy  komizmu.  Ta  objawiała  się  poprzez  bon  moty,  rzucane  przez  bohaterów  między  jedną  a drugą  serią  z karabinu,  a także  podczas  przeładowywania  broni.
Pierwsze  skrzypce  w tej  produkcji  grał  Sylvester  Stallone –  kolejny  idol  Miłoszka.  Wydawałoby  się,  że  któryś  z telewizyjnych  decydentów  nawiązał  z chłopcem  telepatyczną  więź  i skonstruował  wieczorną  ramówkę  specjalnie  na  jego  gust  i potrzeby.”

CIENKA GRANICA MIĘDZY KRAINĄ ŚMIECHU A DOLINĄ ŻENADY

Każdy śmieszek wie, że wzbudzanie powszechnej uciechy potrafi być dość zdradliwe. Upojeni radością zebranej braci, możemy zbyt się rozochocić, i w oka mgnieniu stracić miano „tego zabawnego”, na które nieraz tak ciężko pracowaliśmy. Granica jest tak bardzo cienka, że niektórzy nie mają pojęcia kiedy ją przekroczyli. Zazwyczaj dzieje się to, gdy ktoś zbyt bardzo stara się być zabawny, przez co staje się jedynie śmieszny.

To wielka sztuka, by rozbawić kogoś bez wywoływania dreszczy żenady. Autor jest świadomy złożoności tego zadania:

„W spowitym  niebieskim  blaskiem  pokoju  rozbrzmiewał  głos  spikera,  deklamującego  zapis  wysiłków  tłumaczy,  starających  się  przełożyć  amerykańskie  żarty  słowne  tak,  by  zachowały  chociaż  sugestię  śmieszności.”

Wydawnictwo informuje nas, że autor tekst „ubogacił archaizmami i regionalizmami, a także doprawił dużą dawką kontrowersyjnego humoru”. Nie kłamią! Tekst naprawdę jest doprawiony bardzo dużą ilością żartów słownych. Rzecz w tym, że choć lubię np. ketchup, który stanowił podstawę mojej studenckiej kuchni, to jednak jest pewna ilość, która sprawia, że wszystko zaczyna smakować tak samo (albo przestaje smakować w ogóle). Nie jestem człowiekiem stale poszukującym czegoś nowego. Mogę przez miesiące żywić się trójkątnymi tostami, ale jednak i one w pewnym momencie potrafią mi się przejeść, i potrzebuję odmiany. Muszę szczerze przyznać, że nie wszystkie, serwowane mi przez Jakuba Kaletę żarty, smakowały mi tak samo. Niektóre były lekko żenujące, a niektóre zwyczajnie niesmaczne. Jeszcze inne po prostu mi się przejadły, gdyż zbudowane były na tym samym schemacie przekręcania znanych nazw i celowych błędach językowych.

Powyższe zarzuty nie zmieniają jednak mojego pozytywnego odbioru książki. Ocena byłaby wyższa, gdyby ratio akcji do satyry byłoby nieco inne. Niemniej jednak Zemsta rodziny Omletów” to niezły debiut. Polecam zwłaszcza tym, których dzieciństwo przypadło na lata 90-te XX wieku. Jakub Kaleta ożywi wiele naszych wspomnień, okraszając je sporą ilością abstrakcyjnego poczucia humoru i fantazji. Z chęcią sięgnę po kolejne książki spod jego pióra, z nadzieją, że będzie w nich więcej wartkiej akcji (nawet jeśli odbędzie się to kosztem zabawnych dygresji).

Polecam na te niespokojne czasy i czekam na więcej.   

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: