atypowa ocena: 9/10

„Mieli szczęście. On ma szczęście, że jest tu dziś wieczorem, pośrodku ruin kamiennego szałasu. Ma szczęście, że odbywa tę podróż. Ma poniekąd szczęście, że wie, że wkrótce umrze. W przeciwnym razie nigdy nie zdecydowałby się na wyjazd, na podróż do wnętrza siebie, żeby zobaczyć wszystko inaczej.
Nigdy wcześniej nie doświadczył takiego poczucia spełnienia i wdzięczności wobec Wszechświata. Owszem, umrze, ale jest tu dziś wieczorem i zrozumiał mnóstwo rzeczy. Nie jest do końca pewien, ale ma wrażenie, że właśnie sobie wybaczył”.
Są takie książki, które czyta się bardziej sercem niż umysłem. Powieści, które dotykają najczulszych strun, zmuszają do zatrzymania i głębokiej refleksji nad tym, co w życiu jest naprawdę ważne. „Cały ten błękit” autorstwa Melissy Da Costy to właśnie tego typu książka –poruszająca, mądra i szkląca oczy. To powieść, która zostaje z czytelnikiem na długo po przewróceniu ostatniej strony. Sporo czasu minęło od kiedy ostatnio natrafiłem na tego typu powieść, której nie chciałem kończyć.
Melissa Da Costa to francuska pisarka, która zdobyła ogromną popularność dzięki swojej niezwykłej umiejętności tworzenia głęboko emocjonalnych i chwytających za serce opowieści. Ponad 1 500 000 sprzedanych egzemplarzy we Francji o czymś świadczy. I spokojnie, nie jest ona odpowiednikiem Remigiusza Mroza z kraju bagietek. Jej książki poruszają ważne tematy, takie jak miłość, strata, nadzieja, siła ludzkiego ducha i poszukiwanie sensu życia, zawsze z wielką wrażliwością i psychologiczną wiarygodnością. Melissa Da Costa potrafi pisać o trudnych sprawach w sposób, który nie przytłacza, a wręcz przeciwnie – niesie pocieszenie i nadzieję.


