WYSZLI ONI Z NAS, LECZ NIE NALEŻELI DO NAS

Wczoraj, zupełnie niespodziewanie, spadła na mnie informacja, która mną wstrząsnęła. Rozbiła to zbyt wielkie słowo, ale bez wątpienia wprawiła w osłupienie i bardzo mnie zasmuciła.

Szczęśliwie społeczność z Kościołem oraz lektura Słowa Bożego przynosi nie tylko ukojenie, ale i konkretne wskazówki. Niezmiennie zachwyca mnie „akuratność” tego co czytam w Biblii, odnośnie do tego co przeżywam. Odpowiedź potrafi nadejść, zanim dobrze sformułuję pytanie. Choć daleko mi do króla Dawida, to rozumiem co czuł, śpiewając Bogu psalm: „Rozumiesz moją myśl z daleka. (…) Tak, choć jeszcze nie mam słowa na języku, Ty już je znasz, PANIE — całe. (…) Zbyt cudowna jest dla mnie ta wiedza, zbyt wzniosła, bym ją pojął” (Ps 139,2-6).

NIEAUTORYZOWANY AUTORYTET

Bezpośrednio po tym jak „przyjąłem cios”, uczestniczyłem w grupie domowej. Mamy zwyczaj by w pierwszej części spotkania dzielić się tym, co w danym tygodniu dotknęło nas z lektury Słowa Bożego. Każdy może (a nawet jest zachęcany) by opowiedzieć, ku wspólnemu zbudowaniu, co przeżywa w osobistej relacji z Bogiem. Wczoraj jeden z braci odczytał fragment, na który nie wiem czy kiedykolwiek zwróciłem większą uwagę. Jan, zwany nieraz „apostołem miłości”, w swoim króciutkim liście, wyrażając troskę o Gajusza, swojego przyjaciela, ostrzega go przed pewnym człowiekiem:

„Diotrefes, który rości sobie u nich prawo do pierwszeństwa, nie traktuje nas przychylnie. Dlatego, jeśli przyjdę, przypomnę mu, czego się dopuszcza. Obmawia nas on i szkodzi nam słowami. Nie wystarcza mu to jednak. Bo nie dość, że sam nie przyjmuje braci, to jeszcze zabrania czynić to tym, którzy tego pragną. Usuwa ich nawet z kościoła. Ty jednak, mój drogi, nie naśladuj tego, co złe” (3J 1,9-11).

Osoba, która odczytała podczas spotkania ten fragment, nie miała pojęcia jak bardzo potrzebowałem tych słów. Nawet ja w tamtym momencie byłem jeszcze zbyt wstrząśnięty by widzieć dobrze, jak korespondują one z tym co przeżywam. Zostały przywołane po prostu po to, by ucieszyć się, że Bóg zachowuje nas w naszym zborze, od takich doświadczeń, o których zmuszony był pisać apostoł Jan.

Widać jednak, że w Kościele pierwszego wieku, pojawiali się ludzie, którzy rościli sobie prawo do pierwszeństwa – chcieli być ważni. To nieszczęście gdy ktoś sam w sobie rozpoznaje „namaszczenie pasterza”, bez potwierdzenia tego ze strony społeczności. Najwidoczniej Diotrefes był takim człowiekiem i dlatego odrzucił autorytet Jana. Dlaczego miałby szanować przywództwo kogokolwiek, skoro wystarczy, że „duch nas prowadzi”? W tych kilku wersetach rysuje się obraz człowieka, który walczył o swoje uznanie, a nie o to co służyło Królestwu Bożemu. Dlatego Jan decyduje się imiennie przed nim przestrzec – ponieważ Diotrefes szkodził, nawet jeśli w swoim własnym odczuciu był namaszczonym przywódcą.

AMBICJA OŚLEPIA

Nie spałem dziś najlepiej. Po przebudzeniu, wciąż wstrząśnięty informacjami dnia wczorajszego, zrobiłem jednak to, co staram się robić każdego ranka. Zaparzyłem sobie herbatę i sięgnąłem po Biblię. Chronologiczny plan czytania, który prowadzi mnie kolejny raz w lekturze, przypomniał mi dziś, że Diotrefes w swojej postawie nie różnił się wiele od Koracha. W Księdze Liczb opisana jest historia, gdy grupa niedocenionych (w swoich oczach!) ludzi, „roszczących sobie prawo do pierwszeństwa”, występuje przeciwko autorytetowi ustanowionych przez Boga przywódców:

„Połączyli się oni przeciw Mojżeszowi i Aaronowi. Dosyć tego! — powiedzieli. — Całe zgromadzenie, wszyscy ci ludzie są święci i PAN jest pośród nich. Dlaczego więc wynosicie się nad społeczność PANA?” (Księga Liczb 16,3).

Było to absurdalne oskarżenie, ponieważ trudno zarzucić Mojżeszowi, aby się wynosił. Czytamy, że „był człowiekiem bardzo pokornym, najpokorniejszym ze wszystkich ludzi, którzy mieszkają na ziemi” (Liczb 12,3). Ale ambicja potrafi być ślepa. Korach ze swoją ekipą miał zupełnie inną optykę rzeczywistości, bo pragnął większego uznania. Bardziej zależało mu na autorytecie, niż służbie Bogu. Mojżesz konfrontuje się z tą grupą, zadając im pytania, które powinny otworzyć im oczy:

Mało wam było, że Bóg Izraela oddzielił was od zgromadzenia Izraela, aby postawić was bliżej siebie? Mało wam było, że pozwolił wam sprawować służbę w przybytku PANA i stawać przed zgromadzeniem, aby służyć ludziom? Mało wam było, że zezwolił tobie, a wraz z tobą wszystkim twoim braciom, synom Lewiego, zbliżać się do siebie, że zabiegacie jeszcze o kapłaństwo?! (Liczb 16,9-10).

Korach, i jego grupa, nie widzieli jak wiele mogli robić dla Pana w zgromadzeniu Izraela, w wyznaczonych im granicach. Było im mało. Chcieli dla siebie wyższych pozycji, paradoksalnie zarzucając ustanowionym przez Boga przywódcom, że to oni wynoszą się ponad społeczność. Dlatego odrzucili autorytety, ale w ten sposób zbuntowali się de facto przeciw Bogu.

„ODSTĄPCIE, PROSZĘ, OD TYCH LUDZI”

Choć jest On miłosierny i długo cierpliwy, w tamtym wypadku zareagował w druzgocący sposób. Gdyby nie wstawiennictwo Mojżesza i Aarona, na 16 rozdziale Księgi Liczb zakończyłaby się historia całego Izraela. Jednak to czego dopuścił się Korach ze swoją ekipą nie mogło pozostać bez odpowiedzi. Kara spadła na buntowników oraz wszystkich, którzy konkretnie się od nich nie oddzielili:

„Wtedy PAN przemówił do Mojżesza tymi słowy: Przekaż temu zgromadzeniu: Wyjdźcie z obrębu siedzib Koracha, Datana i Abirama. Mojżesz wstał więc i przemówił do zgromadzenia tymi słowy: Odstąpcie, proszę, od namiotów tych bezbożnych ludzi. I nie dotykajcie niczego, co do nich należy, abyście nie zostali zgładzeni z powodu wszystkich ich grzechów” (Liczb 16,23-26).

Wyobrażam sobie jak smutny był to dzień. Przecież wielu Izraelitów miało bliskich przyjaciół w „obrębie siedzib Koracha, Datana i Abirama”. Jednak to czego się dopuścili wymagało reakcji. Za daleko to zaszło i Bóg za pośrednictwem Mojżesza wezwał wszystkich do tego aby odciąć się od buntowników. Ciekawe, że określa ich mianem „bezbożnych ludzi” choć oni sami, odrzucali Mojżesza i Aarona, twierdząc, że „wszyscy są święci” i nie potrzebują formalnego przywództwa (Liczb 16,3).

Wiele było łez w Izraelu w tym dniu. Ludzie, którzy chcieli być posłuszni Bogu, zmuszeni zostali do zerwania relacji z Korachem i towarzyszącą mu grupą „świętych”. Ci, którzy nie byli gotowi na tak drastyczny krok, zostali w dramatyczny sposób odłączeni od Izraela przez samego Boga. Ponieważ niezależnie od tego co mówił Korach i jego otoczenie, Bóg wybrał Mojżesza aby prowadził Jego lud. Żaden bunt i świetnie (duchowo) brzmiące argumenty nie zmieniły tego. Izrael podążał dalej do Ziemi Obiecanej, ale już bez Koracha oraz wszystkich tych, którzy w zdecydowany sposób nie „odstąpili od namiotów bezbożnych ludzi”, gdy Bóg dał na to czas.

WYSZLI ONI Z NAS, LECZ NIE NALEŻELI DO NAS

Jest mi ciężko na duszy. Nie do końca wiem jeszcze co robić. Ale Słowo Boże, które „jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim” (Psalm 119,105) wskazuje kierunek. Wiem, że to co przeżywam nie jest niczym niezwykłym. Dziwna ambicja, niektórych ludzi, którzy (sami) rościli sobie prawo do pierwszeństwa, była problemem od zarania dziejów. Dotyczyła Izraela o czym czytamy w Starym Przymierzu. Dotykała Kościoła w czasach apostolskich co widzimy w Nowym Przymierzu. Trudno się zatem dziwić, że i dziś z tego powodu zdarza się nam cierpieć. Nie dzieje się nic niezwykłego:

„Właśnie po tym poznajemy, że nastała ostatnia godzina. Wyszli oni z nas, lecz nie należeli do nas. Bo gdyby należeli do nas, pozostaliby z nami. W ten sposób stało się jasne, że nie wszyscy należą do nas. Wy jednak macie namaszczenie od Świętego i wszyscy jesteście świadomi stanu rzeczy”  (1J 2,18-20).

Bądźmy świadomi stanu rzeczy. Modlę się o mądrość, bo Słowo Boże wyraźnie pokazuje, że pewne wydarzenia nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu, nawet jeśli bywa to niemiłe. Jednak w miłości nie chodzi o to by zawsze było miło, ale o to by było szczerze i prawdziwie. Niech Bóg „wybawia nas od ludzi przewrotnych i złych” (2Ts 3,2).

Dodaj komentarz