Kryminał z Rotundą w tle / „Krąg prawdopodobieństwa błędu”, Bartłomiej Rot [ 103 | 2022 ]

atypowa ocena: 3/10

WITAMY W PRL-OWSKIM PÓŁSWIATKU

Każdy warszawiak kojarzy Rotundę, choć nie każdy wie o wydarzeniach z 1979 roku. To właśnie u schyłku epoki Gierka, pod koniec „zimy stulecia”, doszło tam do wybuchu gazu, w wyniku którego śmierć poniosło 49 osób. Wokół tej katastrofy od samego początku narosło wiele teorii spiskowych. Trudno się temu dziwić, zwłaszcza, że Rotunda nie posiadała instalacji gazowej. Bartłomiej Rot wybrał to wydarzenie jako trzon stworzonej przez siebie kryminalnej historii i należy go za to pochwalić. Zwłaszcza, że na zbyt wiele innych pochwał nie zasłużył.

Sam pomysł na kryminał jest naprawdę dobry. Niedawno w moje ręce trafiły kryminały w stylu retro z wydawnictwa Czarna Owca, gdzie Julija Jakowlewa zaprasza nas do Leningradu lat trzydziestych. Lubię umiejscowienie akcji współczesnych książek w przeszłości, ponieważ mam nadzieję, że ich lektura poza wartością czysto rozrywkową, poszerzy również moją perspektywę postrzegania danych czasów. O ile ze wspomnianej serii o śledczym Zajcewie naprawdę sporo się mogłem dowiedzieć o mechanizmach funkcjonowania Rosjan blisko wiek temu, to ze smutkiem muszę stwierdzić, że nie mogę tego samego stwierdzić na temat książki Barłomieja Rota.

Zaprasza nas do Warszawy końca lat 70-tych, ale ja nie poczułem w tej książce klimatu PRL-u. Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o nastrojach społecznych, które dało się odczuwać w społeczeństwie na niedługo przed nadciągającym stanem wojennym. Autor skupia się jednak na półświatku, a konkretnie na przedstawieniu nam losów gangu Grzecha Moczymordy (imię i nazwisko nie pozostawia zbyt wiele przestrzeni dla naszych domysłów z kim mamy do czynienia). Odniosłem wrażenie, że autor inspirował się „Złym” Leopolda Tyrmanda (co jest komplementem!), choć umiejscowił akcję w późniejszych czasach. Rzecz w tym, że nie byłem w stanie kupić kreacji owych „oprychów”. Zwłaszcza ich dialogi momentami były odległe od tego jak wyobrażam sobie rozmowy przestępców. Wyrywając je z kontekstu, nie jesteśmy pewni czy to „Nowe przygody Mikołajka” czy porachunki bandytów:

„-Zabieraj się, frajerze, chyba że chcesz zarobić fangę w nos!- krzyczała dalej
-No taki kujon, elegancik, aż sam się prosi – powiedział jeden z trzech chłopaków, którzy stali za dziewczyną. Ubrani oni byli w ortalionowe kurtki, spodnie w kant, a na nogach mieli buty z czubem. Ten, który się odezwał, miał dodatkowo złoty ząb na przedzie.
-Będą kłopoty – powiedział Franz, odrywając się od blatu, o który się opierali obserwując sytuację.”

Nie zadaję się na ogół z przestępcami, jednak jestem praktycznie pewien, że żaden z nich nie wypowiada się w taki sposób:

„- Jednakowoż – bełkotał nakręcony już Dziedzic, robiąc przecinek w postaci kolejnego kieliszka. – Ja uważam, że jest goguś i frajer i tylko nas pozbawił zarobku. O.”

Nie twierdzę, że Bartłomiej Rot nie umie pisać. Jest wiele naprawdę fajnych fragmentów, jednak książka wymaga w moim odczuciu krytycznej redakcji i przede wszystkim dopracowania.

PRAWDOPODOBNIE NAJWIĘKSZA ILOŚĆ BŁĘDÓW

Mam na myśli pracę redakcyjną. Osoba, która odpowiadała za korektę tekstu niestety się nie popisała. Nawiązując do tytułu książki, muszę stwierdzić, że zawiera ona prawdopodobnie największą ilość błędów jaką widziałem w tak niedługiej powieści. Odbieram to niestety jako brak szacunku dla czytelnika, który płacąc za książkę, ma prawo oczekiwać przynajmniej braku błędów ortograficznych. Tu spotkamy ich całą gamę.

Począwszy od łamania tekstu, mnóstwa słów rozdzielonych myślnikiem w środku linijki tekstu, po puste przestrzenie pojawiające się w dziwnych miejscach. Do tego podwójne spacje, podwójne kropki na końcu zdań (albo brak kropki), powtórzenie całej linii tekstu. W jednym miejscu chochliki zjadły jakąś literę, żeby w innym miejscu dołożyć ich nadmiar (wszak liczba znaków powinna się zgadzać). Dowiedziałem się, że wigilię można spędzać „w u rodziców” oraz zostać obiektem „westchnięć” co – jak się domyślam – może być pierwszym krokiem do tego, aby ostatecznie stać się już obiektem westchnień. O interpunkcji już nawet nie wspominam, ponieważ sam sobie średnio z nią radzę. Dlatego nie piszę książek, a czytam je, aby rozwijać moje umiejętności radzenia sobie z językiem polskim.

Oczywiście pozwoliłem sobie powyżej napisać o tych błędach w żartobliwy sposób, jednak podczas lektury „Kręgu prawdopodobieństwa błędu” po jakimś czasie przestało mi być do śmiechu. Rozumiem pojawiające się (zwłaszcza w pierwszych wydaniach) pojedyncze błędy, ale tu jest ich zatrzęsienie. Po kilkudziesięciu przestałem je zaznaczać.

HISTORIA, KTÓRA NIEWIELE WNOSI

Bywa tak, że książka mimo takich mankamentów, może obronić się wyjątkową treścią. Nie chcę jednak naginać rzeczywistości i na siłę pisać w superlatywach na temat tego kryminału. Nie pierwszy raz dałem się naciąć na dziwnie wysokie oceny, które można znaleźć na portalach z recenzjami. W momencie gdy piszę te słowa, ocena książki Bartłomieja Rota wciąż cieszy się na portalu lubimyczytac.pl oceną 10/10. Uważajcie na tego typu debiuty.

Książkę czyta się lekko i fabuła z początku mocno mnie wciągnęła. Kilka pomysłów jest świeżych i dobrze wykorzystanych. Jednak od pewnego momentu zaczęła mnie irytować (do czego mogły się przyczynić wspomniane liczne błędy). Znajdziemy tu zbyt wiele nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, przerysowane postaci i dość szybko stało się dla mnie jasne w jakim kierunku autor prowadzi poszczególne wątki.

Lubię gdy książka zostawia mnie z jakimś materiałem do przemyślenia. Kryminały też mogą to czynić, czego dowodem na rodzimym rynku są choćby książki Izabeli Janiszewskiej. Tworząc literaturę „rozrywkową” (choć nie wiem czy to najszczęśliwsze określenie w przypadku kryminałów) można odnieść się do ważnych zagadnień, a kreując postaci uwikłane w dylematy natury etycznej czy moralnej, można skłonić czytelnika do weryfikacji swoich postaw. Tego w „Kręgu prawdopodobieństwa błędu” mi zabrakło. Ot, poznałem historię, która niewiele wniosła do mojego życia. Nie dowiedziałem się nawet niczego więcej o epoce PRL-u, na co nastawiłem się po przeczytaniu opisu książki. Moje życie będzie toczyć się dokładnie tak samo jak przed lekturą tej książki, a historia szajki braci Moczymordów nie przetrwa prawdopodobnie próby pamięci.

PS. Drodzy wydawcy! Usilnie Was proszę, jeśli jakaś książka jest początkiem cyklu, informujcie o tym w jej opisie. Kolejny raz dowiaduję się o takich planach przy zakończeniu lektury. „Krąg prawdopodobieństwa błędu” kończą słowa: „Koniec części pierwszej” co może być uznane w tym samym stopniu za obietnicę, jak i groźbę.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: