atypowa ocena: 9/10

To najlepsza książka poświęcona rzemiosłu pisarskiemu, jaką kiedykolwiek czytałem. I nie wynika to tylko z faktu, ze wcześniej nie czytałem tego typu książek. To po prostu świetnie skomponowana lektura, obowiązkowa dla każdego kto ceni sobie twórczość Kurta Vonneguta.
Nic na to nie poradzę, że jestem jego fanem. Mogę się z nim w wielu kwestiach nie zgadzać. Mogę uważać, że popełnił niejeden życiowy błąd (z czym pewnie by się nie kłócił). Mogę mu współczuć i ubolewać, że z wiekiem stawał się coraz bardziej zgorzkniały. Jednak nic nie zrobię z tym, że jego książki poruszają struny mojej duszy. Czarny humor Kurta Vonneguta niezmiernie mnie bawi, ale również skłania do refleksji. Dlatego chętnie wracam do jego książek.

NAUCZYCIEL (NIE TYLKO) PISARSTWA
Kurt Vonnegut wypracował swój własny styl, który wspiera czytelnika. Nie rzuca mu kłód pod nogi, ale dostarcza krótkich akapitów, które angażują i sprawiają, że kartki jego powieści „same się przewracają”. Jego książki są proste, ale nie prostackie. Dzięki temu sam Kurt Vonnegut stał się wręcz postacią kultową:
„Mnożą się związane z Vonnegutem pamiątki: kubki, kartki z życzeniami, zakładki, karteczki do robienia notatek, podkładki pod mysz, koszulki. W Indianapolis można go zobaczyć na muralu w centrum miasta. Frazami z jego książek nazywane są kawiarnie, bary, zespoły muzyczne. Ludzie tatuują sobie cytaty z Vonneguta.
Czy te bibeloty sławią czy kalają pamięć o Vonnegucie, działają jak talizman czy kicz, wie tylko Bóg i kupująca je osoba.”










Proza Vonneguta jest – przynajmniej dla mnie – pełna paradoksów. Z jednej strony czyta się ją niezwykle lekko, od czasu do czasu parskając pod nosem z dzikiej radości – z drugiej strony nie pamiętam, po której książce ostatnio zrobiło mi się tak ciężko na duszy. Sam autor wydaje się godzić w sobie niezwykłe sprzeczności. Nie wiem czy znam drugiego takiego cynika, który tak mocno pragnie pokoju i dobra dla bliźnich. Rzeźnia numer pięć zdaje się być książką straszliwie poszarpaną, pozbawioną struktury – a jednak to jeden z bardziej przemyślanych majstersztyków jakie trzymałem w rękach. Pisze o bezsensie wojny, a jednocześnie nie jest to wcale książka wojenna – wiele w niej o totalnie abstrakcyjnych podróżach w czasie nie wyłączając z tego kontaktu z obcą cywilizacją w innym wymiarze. Choć nie przepadam za fantastyką i teoretycznie powinno mnie to zniechęcić – uważam, że to jedna z lepszych książek, która nie wprost (a czasem jednak bardzo dosadnie i w punkt) daje nam do myślenia na temat bezsensu tego co się działo w latach 40-tych ubiegłego wieku.