atypowa ocena: 7/10

Na okładce (skądinąd pięknie wydanej) „Skóry” Liama Browna znajdujemy informacje: „Tajemniczy wirus zawładnął światem… Każdy kontakt z drugim człowiekiem jest śmiertelnym zagrożeniem dla tych, którzy przeżyli… Ale czy na pewno?”
W pierwszej chwili pomyślałem, że oto mam do czynienia z kolejną książką o pandemii, która powstała na fali ogólnoświatowego lockdownu… Ale czy na pewno? Faktycznie w księgarniach znajdziemy teraz wiele książek, które skupiają się na izolacji. Jest to naturalne pokłosie tego, że w 2020 roku wszystkich pozamykano na długie miesiące w domach, a w tym gronie znajdowało się wielu pisarzy, i tych którzy od lat mieli aspiracje do napisania książki, ale nigdy nie znaleźli na to czasu. Temat do pisania nasuwał się sam – jak żyć w nowej rzeczywistości i co czeka nas dalej? Jak grzyby po deszczu pojawiło się wiele takich pozycji, a wydawnictwa chętnie publikowały „to co na czasie”. Jednak Liam Brown nie należy do tych autorów, którzy zdecydowali się pisać o pandemii w trakcie pandemii. I tu robi się ciekawie…
„Skóra” powstała wiosną 2019 roku, jeszcze zanim ktokolwiek w Wuhan zgłaszał obiekcje wobec wtranżalania nietoperzy. Liam Brown bardzo sugestywnie opisał początki ogólnoświatowej pandemii w czasie gdy niewielu myślało, że coś podobnego nam grozi (jakaś tam grupka naukowców ponoć biła na alarm już od jakiegoś czasu). Nie wdając się w dyskusję czy Covid-19 to pandemia czy plandemia jak wciąż uważa spora grupa ludzi – trzeba obiektywnie przyznać, że część opisów Liama Browna jest niepokojąco spójna z tym co wciąż jest świeże w naszej pamięci. Funkcjonowanie mediów, negowanie zagrożenia albo przesadny strach, ogołocenie sklepów z zapasów podstawowych produktów itp. to dystopijne fantazje Liama Browna, które okazały się w 2020 roku naszą rzeczywistością.
Zdania na temat „Skóry” są podzielone i zetknąłem się z kilkoma mocno krytycznymi opiniami. Rozumiem je, ponieważ sam widzę kilka niedociągnięć w tej książce, ale mimo nich oceniam ją wysoko. Dlaczego? Ponieważ nie traktuję tej książki jak reportażu, który opisuje rzeczywistość. Liam Brown nie miał pojęcia, że większość czytelników tej książki będzie ekspertami w dziedzinie pandemii. Nie mógł tego przewidzieć i sam nie posiadał tak rozległej wiedzy na temat lockdownu, jaką aktualnie ma całe społeczeństwo. Dla mnie jest to pewnego rodzaju chichot losu, że autor stał się ofiarą tego co sam przewidywał w swojej powieści:
„Na początku nie wiedzieliśmy do końca, co się dzieje. Z jakiegoś powodu rząd miał opory przed użyciem słowa „pandemia”. Choć objawy były podobne we wszystkich regionach – pokrzywka, duszność, nagłe puchnięcie oczu, potem języka i gardła, a następnie bolesna śmierć przez uduszenie – trudno było ustalić dokładną przyczynę wybuchu epidemii. Z dnia na dzień wszyscy staliśmy się wirusologami amatorami. Kanapowymi epidemiologami. A może to wcale nie była żadna choroba? Może przyczyną było coś w atmosferze. Albo w łańcuchu pokarmowym. Zanieczyszczenie powietrza spalinami. Nagromadzenie toksyn z nielegalnych pestycydów. Trzymany w tajemnicy wyciek z reaktora atomowego. Atak biologiczny ze strony jakiegoś państwa terrorystycznego. Mikrogranulki z tworzyw sztucznych. Nikt nie wiedział. A w próżni niepewności plotki miały się dobrze.
Oczywiście programy informacyjne miały używanie. Reporterzy z marcowymi minami przekazywali niepokojące doniesienia z różnych stolic. Ze Stambułu. A ten. Kijowa. Mińska. Co jakiś czas pokazywali mapę świata, na której kraje dotknięte pandemią – stanowiące wówczas ponad połowę świata – rozświetlał złowieszczy, czerwony blask, a animowane strzałki informowały o kierunku rozprzestrzeniania się choroby. Były wycelowane prosto w nas.”
Czyż nie przypomina to naszej rzeczywistości? Naszych wątpliwości i ożywionych dyskusji? Tak jak po śmierci Tomka Mackiewicza staliśmy się kanapowymi ekspertami od wspinaczki wysokogórskiej, tak w początkach epidemii wszyscy zostaliśmy wirusologami.

Zdecydowanie mocną stroną „Skóry” jest opis świata mierzącego się z pandemią. Bardzo podoba mi się narracja prowadzona dwutorowo, gdzie główna bohaterka – Angela – opisuje świat na początku pandemii, oraz w piątym roku jej trwania. Opisy te robią tym większe wrażenie, gdy zdajemy sobie sprawę, że Liam Brown bazował jedynie na swojej wyobraźni, a nie obrazkach emitowanych codziennie w telewizji w 2020 roku:
„Nawet kiedy w mediach społecznościowych nagle pojawiły się nagrania śmierci w naszych okolicach, a czerwony nagłówki stawały się coraz bardziej histeryczne, wciąż łatwo było udawać, że Wszystko rozejdzie się po kościach. Że Wszystko będzie dobrze. W końcu już zdarzała się taka panika, prawda? Ptasia grypa. Świńska grypa. SARS. No i jak się to skończyło, napad lęku bez powodu. Byliśmy pewni, że niedługo rząd ogłosi program szczepień i cała ta sytuacja okaże się fałszywym alarmem, jak wszystkie pozostałe. Znowu wyjdzie na to, że to tylko dużo bezsensownego szumu. A nim to nastąpi, trzeba po prostu zachować spokój i robić swoje, tak jak zalecał o hasło na ściekach kuchennych z czasów 2 Wojny Światowej. I dokładnie tak postępowaliśmy.”
„ Dla dzieci ten brak bodźców elektronicznych był chyba najbardziej dotkliwy. Przez wiele dni niemal zasypiały z nudów i nie chciały wychodzić z łóżka ani na dwór. Były jak dwoje miniaturowych narkomanów na odwyku. Zresztą Colin i ja nie byliśmy o wiele lepsi. Mniej więcej co minutę łapaliśmy bezużyteczne telefony i z nadzieją stukaliśmy w ekrany, po czym czytaliśmy te same Artykuły na zatrzymanej osi czasu, oglądaliśmy te same stare zdjęcia w mediach społecznościowych, aż w końcu docieraliśmy na górę strony, gdzie małe cyfrowe kółko obracało się bez końca.”
„A teraz ulice były zupełnie opustoszałe.
Nie tylko ulicy. Na niebie nie było żadnych samolotów. Na oceanie żadnych statków. Żadnych promów. Żadnych trawlerów. Poza najmniej nie widzieliśmy żadnego ruchu, oprócz tego, że czasem natrafiliśmy na stada owiec albo krów niespokojnie przemierzających łąki mieliśmy wrażenie, że wszyscy inni ludzie na świecie zwyczajnie wyparowali.
(…)w pewnym sensie moje dzieci były takie same. Już nie marudziły, że są głodne, ani nie dopytywały się bez końca, kiedy dojedziemy na miejsce. Wyglądało na to, że się przystosowały do nowej sytuacji. To była dla nich nowa normalność.”

Czy w pewnym sensie i my nie przystosowaliśmy się do nowej normalności? Oczywiście jako polski naród nie damy się tak łatwo złamać, ale trzeba przyznać, że wydarzenia minionych miesięcy miały wpływ na nasze postrzeganie świata.
Liam Brown nie miał ambicji tłumaczenia tego co się dzieje. Stworzył swoją powieść przed obecnymi wydarzeniami. Jego książka to dystopia – czarna wizja przyszłości. Nie wszystko w tej opowieści jest domknięte na ostatni guzik. Jestem pewien, że pisząc tę książkę dzisiaj – autor dopracowałby kilka kwestii. Sam momentami byłem poirytowany, widząc niekonsekwencję głównej bohaterki albo drobne zgrzyty fabularne. Jednak oglądając serial Black Mirror nie analizujemy każdej sceny pod kątem ich spójności czy realności. To niepokojące wizje przyszłości, gdzie ich autorzy mają pełną wolność do artystycznego wyrazu swoich przewidywań. Dając takie samo prawo Brownowi możemy cieszyć się lekturą „Skóry”. Trzeba przymknąć oko na kilka spraw (jeśli zdecydujecie się na lekturę przypomnicie sobie te słowa, kiedy bateria w kamerze Angeli będzie zdecydowanie zbyt szybko się rozładowywać – ależ mnie to irytowało), a wtedy powieść ta może skłonić nas nawet do głębszej refleksji.
Dla mnie to przede wszystkim książka o tym co dzieje się w głowie człowieka poddanego długiej izolacji. Główna bohaterka nie należy do postaci łatwych. Część czytelników przyznaje, że nie mogło jej polubić ze względu na jej niespójność. Ale niech kamieniem rzuci ten na kim piętna nie odcisnęła nawet krótkotrwała kwarantanna! Ja po 10 dniach chodziłem po ścianach. Nie wyobrażam sobie nawet co działoby się ze mną po 5 letnim odizolowaniu od wszystkich ludzi. Prawdopodobnie bym zwariował widząc innych ludzi jedynie na ekranie monitora. W tym kontekście Brownowi można zarzucić jedynie, że jego bohaterzy choć dziwni i czasem niespójni, wciąż zachowują się zbyt normalnie.
Bądźmy szczerzy – „Skóra” nie jest arcydziełem literatury. Nie jest to nawet książka wybitna. Ale jest to pozycja aktualna, i skłaniająca do refleksji nad tym co siedzi w człowieku, i co może się w nim zrodzić, gdy jest poddany długotrwałej izolacji. To pytanie o moralność w dobie cyfrowej. To pytanie o to czy tak naprawdę znamy naszych najbliższych i siebie? To też książka, którą czyta się po prostu szybko i przyjemnie, jeśli traktujemy ją jako dystopię, a nie pozycję z kategorii non-fiction. Dla mnie był to dobry przerywnik od reportaży, w których ostatnio namiętnie się rozczytuję.
Jedna odpowiedź na “Skóra, Liam Brown [ 41 | 2021 ]”