Idealne cosy crime na jesień / „Poszukiwacze siódmej księgi” i „Tajemnica siódmej księgi”, Izabela Szylko [ 175/176 | 2023 ]

atypowa ocena: 9/10

Jeśli ktoś śledzi moje recenzje, to prawdopodobnie zauważył, że robię się coraz bardziej wybrednym czytelnikiem. Straszliwie marudzę i zdarza mi się nawet psioczyć na polskich autorów, którzy biorą się za kryminalne historie. A to fabuła nie trzyma się kupy, a to idą zbytnio na skróty. Jedni mi podpadają bezsensowną brutalnością, drudzy z kolei biorą się za komedie kryminalne, sięgając Himalajów żenady. Może to już kryzys wieku średniego, że tak ciężko znaleźć mi wśród nowości satysfakcjonującą lekturę. Coraz rzadziej zresztą ostrzę sobie zęby na autorów, których nie znam. Jak to się zatem stało, że przeczytałem dwa tomy powieści Izabeli Szylko?

Pierwszy wygrałem w konkursie, pozwalając sobie na jakiś sarkastyczny komentarz, który szczęśliwie inni najwidoczniej musieli uznać za zabawny. W ten sposób trafili do mnie „Poszukiwacze siódmej księgi” z dedykacją od autorki: „Tomaszowi, doceniając poczucie humoru, i nadzieją na podobną reakcję”.

Cóż, jeśli mam być szczery, to uśmiechnąłem się nie będąc wcale przekonanym, że poczucie humoru autorki może dorównywać mojemu. Dlatego „Poszukiwacze siódmej księgi” trafili na spód mojej książkowej hałdy hańby, aby czekać na lepsze czasy, gdy odkopię się z czytelniczych zaległości. Przyszedł jednak czas gdy zmęczony lekturami, które „musiałem przeczytać” zechciałem czegoś lżejszego. Droga autorko, byłem w błędzie – doceniam Twoje poczucie humoru i oceniam je znacznie wyżej od mojego. Myliłem się okrutnie i bardzo z tego powodu się cieszę. Świetnie się bawiłem w trakcie lektury.

UDANY CROSSOVER VINCI I KODU LEONARDA DA VINCI

Już od pierwszych stron powieść Izabeli Szylko wciąga. To istotne. Dziś szybko trzeba schwytać uwagę odbiorcy, jeśli chcemy ją utrzymać. Muszę przyznać, że w „Poszukiwaczach siódmej księgi” mamy jedno z lepszych otwarć jakie czytałem. Szybko polubiłem głównego bohatera, a akcja rozwijała się tak dynamicznie, że nie wiem kiedy wchłonąłem kilkadziesiąt pierwszych stron. Jeśli autorowi udała się taka sztuka, może mieć pewność, że zostaniemy z nim już do końca.

Jak już wspomniałem na wstępie – jestem wybrednym czytelnikiem. Często mi coś przeszkadza w głównych bohaterach. Tymczasem Izabela Szylko wykreowała postaci Jerzego oraz Alicji w ten sposób, że naprawdę od samego początku im kibicowałem. I to wręcz bezkrytycznie.

W pierwszym tomie podróżujemy sporo po Polsce. Lecimy samolotem, jedziemy pociągiem, prowadzimy pościg taksówką i uczestniczymy w ucieczce autem z komisu. Jesteśmy w Warszawie, Krakowie, Olsztynie, Fromborku, Toruniu i Wieliczce. Jak sam tytuł wskazuje, w tej części całość akcji skupia się na odnalezieniu zaginionej siódmej księgi, która nie ukazała się w przełomowym dziele Kopernika. A wiele wskazuje na to, że faktycznie księga owa powstała. Co zawiera i gdzie jej szukać? To spędza sen z powiek Alicji, towarzyszącemu jej Jerzemu (który wybrał się do Krakowa tylko na pogrzeb babci, a nagle znalazł się w cyklonie szalonych wydarzeń) i „tym złym” (kimkolwiek oni są?!).

Czytając „Poszukiwaczy siódmej księgi” nie mogłem odpędzić się od pewnych skojarzeń. Po pierwsze klimat opisywanych wydarzeń przypomniał mi jedną z moich ulubionych polskich komedii – „Vinci”. Tam chodzi o fałszerstwo i kradzież sławnego obrazu. Jestem przekonany, że jeśli znacie ten film, a przeczytanie również opisywaną książkę, zrozumiecie skąd moje skojarzenia. Wszak dobre fałszerstwo nie jest złe 😉

Przygody Alicji i Jerzego poniekąd przypominają również te, które opisywał Dan Brown w „Kodzie Leonarda da Vinci”. Okazuje się, że mamy polską autorkę, która radzi sobie nie gorzej niż autor tego sławnego bestsellera. Czapki z głów. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że „Poszukiwacze siódmej księgi” to książka lepsza, ale możliwe, że teraz przemawia przeze mnie lokalny patriotyzm, który każe mi również wyżej cenić Mikołaja Kopernika, niż wspominanego Leonarda da Vinci. Czy jednak tych dwoje było konkurentami? A może jednak byli wzajemnie darzącymi się szacunkiem przyjaciółmi, którzy wymieniali listy? Nie wiem, ale może jakąś wskazówkę znajdziecie w powieściach Izabeli Szylko.

COSY CRIME

Naprawdę cieszę się, że mogę Wam z czystym sumieniem polecić te dwa kryminały. Jedyne czego można przyczepić się w przypadku „Poszukiwaczy siódmej księgi” to fakt, że narracja urywa się w samym środku akcji. Dlatego sięgając do pierwszego tomu, należy na podorędziu mieć już przygotowaną kontynuację przygód Alicji i Jerzego.

Warto podkreślić to, że „Tajemnica siódmej księgi” utrzymuje wysoki poziom pierwszego tomu. Tym razem robi się bardziej globalnie. Podróżujemy między Meksykiem a Kanadą, przemierzając w międzyczasie niemalże całe Stany Zjednoczone. Akcja znów jest wartka, i robi się coraz bardziej niebezpiecznie. W tym tomie dowiadujemy się też kim są „oni”, ci źli, którzy również chcą odkryć tajemnicę, którą skrywa niepublikowana siódma księga.

Powieści Izabeli Szylko określiłbym mianem cosy crime. Choć autorka utrzymuje stale wysokie napięcie i pojawiają się ofiary, to jednak oszczędza nam zbędnych opisów zbrodni. To naprawdę miła odmiana po lekturze „Domu obok” od Klaudii Muniak, która wręcz epatuje nas bardzo naturalistycznymi opisami tortur, które niewiele tak naprawdę wnoszą do książki. Izabela Szylko skupia się na dobrze skonstruowanej fabule i poszukiwaniu rozwiązania zagadki.

Trzeba przyznać, że całkiem nieźle to wszystko sobie wykoncypowała i poskładała w opowieść. Lektura tych książek to była naprawdę przyjemność. W końcu trafiłem na powieści sensacyjne, które bez zażenowania mogę polecać znajomym. Jest tu i humor, i dobry język i przede wszystkim niebanalny pomysł. Tak trzymać! Polecam!

Trudno mi nawet określić, która część podobała mi się bardziej. Dlatego traktuję te dwa tomy jako naprawdę świetną całość. Zwłaszcza, że po skończeniu pierwszego tomu od razu przeskoczyłem do drugiego – co i Wam sugeruję!

Dodaj komentarz