Gdyby nie było już jutra

Są pewne fakty, nad którymi nie zastanawiamy się na co dzień. Czy myślisz czasem o tym, że od chwili Twoich narodzin z każdym dniem maleje ilość osób starszych od Ciebie? Albo o tym, że dzisiejszy dzień może być tym ostatnim? Raczej nie zaprzątamy sobie tym głowy, bo dlaczego mielibyśmy oddawać się tak przygnębiającym myślom. Ale takie są fakty.
Wierzę, że każdy dzień przybliża nas do obiecanego w Piśmie Święty powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa na ten świat. Paruzja nie należy do „popularnych” doktryn. Zdarza się, że ludzie określający się mianem chrześcijan, niewiele wiedzą na temat obiecanego w Biblii powrotu Chrystusa. Niemniej jednak ten dzień się zbliża i choć nie jest naszą rolą określanie daty tego wydarzenia, to Słowo Boże wzywa nas do czujnego oczekiwania na to co się „wkrótce musi stać” (Obj 1,1).

W ostatnim czasie coraz więcej rozmyślam na ten temat. Coraz częściej natrafiam też na nauczanie dotyczące powrotu Jezusa. Choć to całkiem możliwe, że ludzie zaczęli częściej sięgać do księgi Objawienia Jana ze względu na ogólnoświatowe zamieszanie związane z COVID-19, nie można jednak powiedzieć, że wcześniej chrześcijanie nie wyczekiwali końca świata. Bynajmniej.
Niedawno miałem przyjemność zapoznać się z esejem „Ostatnia noc świata” C.S. Lewisa. Ten tekst publikowany po raz pierwszy w 1952 roku wyraźnie wskazuje, że i blisko siedemdziesiąt lat temu ludzie czytający Biblię oczekiwali paruzji. Jako chrześcijanie powołani jesteśmy do życia z tą świadomością, że może nie być już jutra. Czy permanentna pamięć o tym nie powinna wpływać na dzisiejszy dzień? C.S. Lewis w swoim tekście co jakiś czas zadaje pytanie: „A gdyby to dziś była ostatnia noc świata?”. Każdego dnia jesteśmy coraz bliżej końca. Jest znacznie później niż wielu się wydaje.

Swój esej C.S. Lewis rozpoczyna od stwierdzenia bardzo ważnego faktu:

„Jest wiele przyczyn, dla których współczesny chrześcijanin, a nawet współczesny teolog, może wzdragać się przed przypisaniem doktrynie o powtórnym przyjściu Chrystusa tak wielkiego znaczenia, jakie zwykli nadawać mu nasi przodkowie. Wydaje mi się jednak, że niemożliwe jest zachowanie rozpoznawalnego kształtu wiary w Bóstwo Chrystusa i w prawdę chrześcijańskiego objawienia przy równoczesnym odrzuceniu czy tylko upartym lekceważeniu obietnicy – i groźby – Jego powrotu.”

Czytaj dalej „Gdyby nie było już jutra”

Ale czy fale hejtu go nie zaleją?

Są fragmenty Pisma Świętego, które cytujemy chętniej od innych. Niewątpliwie należy do nich zapewnienie Jezusa skierowane do Piotra, dotyczące trwałości Kościoła:

A Ja ci powiadam, że ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go” (Mt 16,18 BW).

Bez dwóch zdań – to prawda. Mija blisko 2000 lat od dnia zesłania Ducha Świętego, który można uznać za początek Kościoła Jezusa Chrystusa. Przez ten czas praktycznie wszystko uległo zmianie, ale Ewangelia wciąż jest głoszona. Wydarzyło się wiele złego na przestrzeni wieków. Chrześcijanie byli i są prześladowani. Trzeba być szczerym i przyznać, że również ci, którzy mieli Boga na ustach, dokonali wielkich zbrodni. Mimo to – bramy piekielne nie przemogły prawdziwego Kościoła.

Można by zadać pytanie – czy Kościół z tych różnych opresji, które go nie pokonały, wyszedł osłabiony czy wzmocniony? W odpowiedzi moglibyśmy jednak usłyszeć, że to już zależy od tego, który Kościół konkretnie mamy na myśli. Część kościołów chrześcijańskich przecież znikła. Wielu historycznym kościołom zarzuca się, że są martwe. Powstaje jednak wciąż wiele nowych kościołów chrześcijańskich. Jedne ogłaszają przebudzenie, gdy inne milkną. Jedne dążą do porozumienia ponad podziałami, inne mają charakter separatystyczny. Jedne drugim odmawiają prawa nazywania się Kościołem, roszcząc sobie prawo do bycia jedynym, prawdziwym, powszechnym kościołem. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Jak to współgra z cytowanym zapewnieniem Jezusa Chrystusa?

Czytaj dalej „Ale czy fale hejtu go nie zaleją?”

Pieniądze na kościół ?

Wielu ludzi na dobre zraziło się do kościoła widząc w jakim przepychu funkcjonują współcześni kapłani. Również ja nie pojmuję jak to jest możliwe, że to wciąż tak funkcjonuje. Pamiętam gdy przed laty podczas rozmowy ze znajomą wychowującą się na wsi w województwie podkarpackim robiłem wielkie oczy, gdy opowiadała mi o wyczynach miejscowego księdza. Chodził z zeszytem po domach i motywował ludzi do większej ofiary pokazując w nim zapiski ile otrzymał od innych rodzin. Warto tu nadmienić, że gdy odwiedziłem tę liczącą niespełna tysiąc mieszkańców wioskę nie widziałem tam zbyt wiele bogatych willi. Miejscowy proboszcz jednak bez problemu regularnie zmieniał samochód i inwestował w swoją posiadłość. Czy tak być powinno? Wydaje się, że to pytanie retoryczne. Smutną prawdą jest jednak to, że tak się dzieje w bardzo wielu miejscach w naszym pięknym kraju nad Wisłą.

Swego czasu podczas studiów wynajmowałem pokój od chłopaka, który był zainteresowany wiarą i Biblią. Podczas jednej z rozmów zapytał mnie ile u mnie w kościele kosztują ślub i pogrzeb. Nie wiem kto był bardziej zszokowany. Czy ja pytaniem o „cenę usług” kościelnych, czy on odpowiedzią: „Jak to kosztuje? Jeśli pastor jest utrzymywany przez zbór to dlaczego miałby brać jakieś opłaty za coś, co jest jego służbą?”. Nie wiem jak się uchowałem w tym kraju, że dopiero w wieku 20 lat dowiedziałem się, że za pogrzeb i ślub (i wiele innych rzeczy) trzeba w kościołach wnieść specjalną ofiarę. Nie potrafiłem wtedy tego pojąć i nadal jest mi ciężko po latach to przyjąć. Również mojemu współlokatorowi coś w tym zgrzytało. Pamiętam, że czytaliśmy razem Biblię wieczorami i sporo rozmawialiśmy, do czasu aż wybrał się na rekolekcje organizowane przez dominikanów. Tam został upomniany, że nie może tego więcej ze mną robić. Jakiś czas później atmosfera w mieszkaniu na tyle się zmieniła, że musiałem się wyprowadzić …

Czytaj dalej „Pieniądze na kościół ?”