Jakim misjonarzem jestem ?

Na moim regale z książkami znaleźć można co najmniej kilka biografii znanych misjonarzy. Są to budujące lektury pełne zwrotów akcji, które trudno określić inaczej niż jako cudowne. Żyjemy w czasach gdzie wielu misjonarzy doczekało się nawet filmów poświęconych ich życiu i pracy w rozmaitych zakątkach ziemi. Oczywiście w niespełna dwie godziny nie można mimo najszczerszych chęci pokazać całości zmagań tych bohaterów wiary. Możemy ulec pewnym złudzeniom dostrzegając w nich pewnego rodzaju nadludzi, którzy dokonali rzeczy niemożliwych dla przeciętnego wierzącego. Co jakiś czas w zborach organizowane są spotkania z misjonarzami. Sam w kilku takich uczestniczyłem, słuchając z wypiekami na twarzy o ich „przygodach” w odległych naszej kulturze krajach. Czytanie tych biografii, oglądanie filmów czy udział w tego rodzaju spotkaniach może w nas rozpalić pragnienie podobnych przeżyć, ale chyba częściej zostawia w nas wrażenie, że bycie misjonarzem wymaga jakiegoś szczególnego powołania od Boga. 

Czy rzeczywiście tak jest? Im więcej rozmyślam na ten temat tym bardziej przekonany jestem, że każdy nowonarodzony uczeń Jezusa nie tylko jest powołany do tego by zostać misjonarzem. De facto każdy takim misjonarzem stał się w momencie powierzenia swojego życia Bogu. Dlatego w tym tekście chciałbym abyśmy zastanowili się nie tyle nad tym „czy jesteśmy” ale bardziej „jakimi jesteśmy” misjonarzami? Poszukamy również w Piśmie Świętym wskazówek jak być dobrym misjonarzem.

Dlaczego uważam, że każdy chrześcijanin jest misjonarzem? Ponieważ Jezus niejednokrotnie wzywał ludzi do tego, aby go naśladować: „Potem przywołał do siebie tłum wraz ze swoimi uczniami i zwrócił się do nich: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się wyrzeknie samego siebie, weźmie swój krzyż i naśladuje Mnie (Marka 8:34 SNP)”. Nieraz mówimy o tym, że po chrzcie (i napełnieniu Duchem Świętym) Jezus rozpoczął swoją około 3 letnią misję na ziemi. Łacińskie słowo missio od którego wzięło się określenie misjonarz oznacza wysłanie. Bóg posłał swojego Syna na ten świat z konkretnym zadaniem – była to misja ratunkowa. Jezus był tego w pełni świadomy, gdyż zaświadczył: „nie przyszedłem bowiem, aby sądzić świat, ale aby świat uratować”  (Jana 12:47b SNP).

Bóg wielokrotnie objawił jaki los czeka ziemię tym, którzy Go słuchają. Czytelnicy Biblii wcale nie są zaskoczeni wnioskami do jakich dochodzą dzisiejsi naukowcy bijąc na alarm, że świat czeka zagłada. Co prawda ci, którzy nie wierzą w Boga wciąż wierzą w to, że nieuchronny koniec można jeszcze odwrócić poprzez radykalne zmiany gospodarcze i ekologiczne podejście do życia. Osoby, które wierzą temu co zapisane jest w Słowie Bożym wiedzą, że koniec jest postanowiony: „Dzień Pana nadejdzie jak złodziej. Wtedy niebo z trzaskiem przeminie, podstawy świata stopnieją w ogniu, ziemia odpowie za swoje działania i człowiek zda sprawę ze swoich dokonań (2 Piotra 3:10 SNP)”. Nikt z nas tego nie zmieni. Jest szereg Bożych postanowień, od których nie ma odwrotu: „I jak postanowiono, że człowiek raz umiera, a potem czeka go sąd, tak Chrystus, raz złożony w ofierze, aby wziąć na siebie grzechy wielu, drugi raz ukaże się tym, którzy Go wyczekują, nie ze względu na grzech, ale dla ich zbawienia (Hebrajczyków 9:27-28 SNP)”.

Dobra Nowina to przede wszystkim wiadomość o możliwości ratunku w Jezusie. Koniec tego świata oraz sąd są nieodwołalnie postanowione. Jednak wraz z Chrystusem pojawiła się możliwość, aby ludzie uniknęli zatracenia: „A tak, sądzeni przez Pana, jesteśmy karceni, aby wraz ze światem nie doznać potępienia” (1 Koryntian 11:32 SNP). W tym sensie Jezus był misjonarzem – bo został posłany aby wskazać możliwość ratunku. Podobnie i my jesteśmy misjonarzami, bo zostaliśmy przez niego posłani z tym samym zadaniem. Tak zwane wielkie wezwanie misyjne brzmi: „Idźcie do najdalszych zakątków świata i głoście tam dobrą nowinę wszystkim bez wyjątku. Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony (Marka 16:15-16 SNP)”.

Właśnie dlatego w dniu zesłania Ducha Świętego Piotr odważnie wołał do zgromadzonego tłumu: „Ratujcie się spośród tego wypaczonego pokolenia!” (Dzieje 2:40b SNP). Apostołowie podróżowali z miasta do miasta (tak jak wcześniej Jezus) odpowiadając ludziom na pytanie: Co mam czynić, aby być zbawionym? (Dzieje 16:30-31). Taki był też cel podróży misyjnych Pawła. Wszędzie głosił on nadchodzący sąd Boży i możliwość ratunku w Jezusie: „Pominąwszy więc czasy niewiedzy, Bóg wzywa teraz wszędzie wszystkich ludzi, aby się opamiętali, ponieważ wyznaczył też dzień, w którym sprawiedliwie osądzi zamieszkały świat. Sędzią będzie Człowiek, którego On ustanowił, a dowód na to przedstawił wszystkim, gdy wzbudził Go z martwych” (Dzieje 17:30-31 SNP). Lektura Pisma Świętego przekonuje nas, że to nie była specjalna misja, do której szczególne powołanie otrzymali jedynie wybrani bezpośrednio przez Jezusa apostołowie. Każdy kto przyjął Dobrą Nowinę wezwany jest do tego by naśladować Jezusa również w misji głoszenia możliwości zbawienia! Z relacji Dziejów Apostolskich dowiadujemy się, że Paweł w trakcie swojej drugiej podróży trafił do Tesalonik, gdzie nikt nie słyszał wcześniej o Jezusie. Był tam jedynie około miesiąca, ale z napisanego później do tego zboru listu jasno wynika, że również ci młodzi wierzący byli powołani do tej samej misji – głoszenia ratunku w Chrystusie:

„I wiecie, że dzięki temu staliście się naśladowcami naszymi i Pana, gdy przyjęliście Słowo, pomimo wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego, do tego stopnia, że staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai. Przecież to właśnie od was Słowo Pana rozniosło się nie tylko po tych dwóch prowincjach, ale wszędzie dotarła wieść o waszej wierze w Boga. Dlatego nie ma potrzeby o tym mówić, ponieważ mieszkańcy tamtych stron sami rozgłaszają, jak nas przyjęliście i jak odwróciliście się od bóstw do Boga, po to, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu oraz oczekiwać na powrót z nieba Jego Syna, którego wzbudził z martwych, Jezusa, który nas ratuje przed nadchodzącym gniewem Boga”(1 Tesaloniczan 1:6-10 SNP)

Zachowany amfiteatr w Salonikach.

Ten fragment wskazuje, że niezależnie od naszego stażu wiary wszyscy powołani jesteśmy po pierwsze do tego aby oczekiwać na powrót Jezusa, który ratuje nas przed gniewem Boga, a po drugie do tego by odwrócić się od dawnego życia i służyć żywemu Bogu! Gdy nasze życie jest przemienione przez tę niezwykłą prawdę, że „nie ma w nikim innym zbawienia, gdyż nie dano nam ludziom żadnego innego imienia pod niebem, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dzieje 4:12 SNP) – stajemy się misjonarzami! Biblia mówi, że Bóg przeznaczył nas, abyśmy stali się podobni do obrazu jego Syna (Rzymian 8:29 BW). Dlatego dziś ty i ja wzywani jesteśmy by kontynuować na ziemi rozpoczętą przez Niego misję ratunkową: „Dlatego w miejsce Chrystusa głosimy poselstwo jakby samego Boga, który przez nas kieruje do ludzi wezwanie. W miejsce Chrystusa błagamy: Pojednajcie się z Bogiem” (2 Koryntian 5:20 SNP).

W tym właśnie sensie każdy uczeń Jezusa staje się misjonarzem! Nie potrzebujemy do tego ukończonych kursów, przynależności do jakiejś organizacji misyjnej, funduszy czy specjalnie przygotowanych materiałów. To serce przepełnione miłością do ludzi zmierzających na pewną zagładę czyni nas misjonarzami. Wiemy, że Jezus w czasie swojego życia na ziemi wołał do Boga ze łzami wstawiając się ludźmi (Hebrajczyków 5,7). Naturalnym jest więc to, że wzrastając w wierze – gdy coraz bardziej upodabniamy się do Jezusa – wzrasta w nas także paląca potrzeba by głosić ludziom zmierzającym na zatracenie możliwość ratunku! Naturalnie nie chodzi o straszenie ludzi wizją piekła, ale o pełne miłości wzywanie do pojednania z Bogiem. Zwróćmy uwagę na to, że Jezus bardzo często mówił o piekle i perspektywie wiecznego cierpienia. Nie jawi się nam jednak na kartach Ewangelii jako ktoś kto poprzez strach próbował wpływać na ludzkie decyzje. On przepełniony współczuciem i miłością oddał swoje życie, by ratować grzeszników od słusznie ciążącej na nich kary. Skoro On tyle wycierpiał dla tej misji, czy i my nie powinniśmy być gotowi dla tego samego celu (wskazywania możliwego ratunku w Nim) doznać pewnych krzywd? Ciężko spotkać człowieka, który chętnie będzie słuchał o tym, że powinien zmienić całkowicie swoje życie, jeśli nie chce trafić do piekła. Gdy będziemy wzywać ludzi do upamiętania i pojednania z Bogiem liczmy się z tym, że niejednokrotnie kosztować nas będzie to wyśmianie czy krzywdę. Może nas to kosztować utratę przyjaciół, a nawet odrzucenie ze strony najbliższych. To wszystko jednak spotkało również tego, którego naśladujemy, a On pociesza nas słowami: „Szczęśliwi jesteście, gdy was będą znieważać, prześladować i kłamliwie zarzucać wam wszelkie zło ze względu na Mnie” (Mateusza 5:11 SNP).

JAK BYĆ DOBRYM MISJONARZEM?

Dwa elementy sprawiają, że jesteśmy użytecznymi misjonarzami. Choć może wydać się to oczywiste, uważam, że należy o tym napisać. Po pierwsze – musimy otwarcie składać świadectwo naszej wiary, tj. głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu w Jezusie. Drugi element to potwierdzenie naszych słów poprzez praktykę życia. Tylko gdy nasze życie jest godne głoszonej Ewangelii Chrystusowej stajemy się dobrymi misjonarzami. W przeciwnym razie jesteśmy w naszej misji nie tyle bezużyteczni co wręcz szkodliwi.

Bożą wolą dla naszego życia jest to abyśmy byli dobrymi misjonarzami. Naturalnie Jego przeciwnik chce czegoś zupełnie odwrotnego. Diabeł stosował będzie najróżniejsze sztuczki abyśmy byli możliwie najgorszymi misjonarzami. Dlatego robi co tylko może aby uderzyć w te elementy, które występujące razem czynią nas dobrymi misjonarzami: w składanie przez nas świadectwa oraz praktykę naszego życia. Spójrzmy na to jakich wybiegów może on użyć aby unieszkodliwić nas w naszej misji:

1) „TO ZADANIE DLA INNYCH”

Diabeł próbuje zwieść wierzących myślą, że do tego by głosić Dobrą Nowinę o ratunku w Jezusie są już powołani odpowiedni ludzie. Przecież w twoim zborze jest pastor i rada starszych. Są bardziej doświadczeni we wierze chrześcijanie. Są przecież ludzie, którzy mają naturalny talent do głoszenia – niech oni się zajmą składaniem świadectwa. Dlaczego ty miałbyś się tym zajmować skoro ani tego jakoś specjalnie „nie czujesz”, ani nie znajdujesz w sobie odpowiedniego „talentu” by to robić? Wystarczy, że po pierwszych próbach nie przyniosło to żadnego efektu nie licząc tego, że ktoś cię wyśmiał i popukał się  w głowę.

Jednak Jezus bardzo wyraźnie przekonuje nas, że każdy powinien składać osobiście świadectwo swojej wiary wobec ludzi: „Do każdego zatem, kto się do Mnie przyzna wobec ludzi, i Ja się przyznam wobec mojego Ojca, który jest w niebie. Tego jednak, kto się Mnie wyprze wobec ludzi, i Ja się wyprę przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mateusza 10:32-33 SNP).

2) „WYSTARCZY, ŻE WSPIERAM SŁUŻBĘ INNYCH”

Nieco bardziej wysublimowany sposób, aby zamknąć nasze usta to uspokojenie naszego sumienia. Oczywiście, że Kościół powinien być misyjny, ale przecież nie wszyscy są misjonarzami! Przecież czytamy, że „(Jezus) wędrował przez miasta oraz wioski, głosząc i opowiadając dobrą nowinę o Królestwie Bożym. Towarzyszyło Mu Dwunastu, a także kilka kobiet, które wcześniej zostały uzdrowione ze złych duchów i z niedomagań. Wśród nich była Maria zwana Magdaleną, z której niegdyś wyszło siedem demonów, Joanna — żona Chuzasa, zarządcy Heroda, Zuzanna oraz wiele innych. Służyły im one swoim mieniem” (Łukasza 8:1-3 SNP).

Zatem wystarczy, że wspieram funkcjonowanie zboru. Wrzucę na kolektę, a jak jeszcze od czasu do czasu wpłacę coś na organizację misyjną – moje zadanie jest wykonane. Zwróćmy jednak uwagę, że wspomniany fragment nie mówi, że owe kobiety ograniczały się do finansowego wspierania misji Jezusa. Bynajmniej! One towarzyszyły Jezusowi i apostołom. To, że usługiwały swoim mieniem wskazuje jedynie, że za ich świadectwem szła również praktyka życia. Nie pozwól uśpić swojego sumienia myślą, że wspierasz finansowo innych. Dobrze jeśli tak robimy, nie zwalnia nas to jednak z konieczności składania osobistego świadectwa o zbawieniu w Jezusie Chrystusie.

3) „TUTAJ NIE MA POTRZEBY BY GŁOSIĆ DOBRĄ NOWINĘ”

Diabeł może próbować zaszczepić w nas myśl, że nawet jeśli misjonarze są potrzebni to zawsze gdzieś „tam” a nie „tutaj”. Przecież żyjemy w jednym z najbardziej chrześcijańskich krajów na całej planecie! Przecież każdy wie kim jest Jezus i po co przyszedł na świat. Niemalże w każdym domu znajduje się przynajmniej jeden egzemplarz Pisma Świętego. Nie ma potrzeby aby się wysilać i komukolwiek mówić tu o ratunku w Jezusie Chrystusie. W Chinach, Korei, krajach bliskiego i dalekiego Wschodu, w Afryce czy Papui i Nowej Gwinei – o tak, tam to jest potrzebne, ale nie tutaj!

Odpowiedzmy sobie jednak szczerze na pytanie: Czy kraj, w którym praktykuje się rzeczy nazywane przez Boga jako złe i bałwochwalcze nie potrzebuje Ewangelii? Przecież to w naszej ojczyźnie miliony ludzi modli się do zmarłych, szuka wstawiennictwa u świętych, adoruje obrazy i czyni wiele innych rzeczy sprzecznych z nauką Pisma Świętego. Polska potrzebuje misjonarzy. Miliony Polaków nie słyszało tak naprawdę w swoim życiu Dobrej  Nowiny. Nie mają pojęcia o tym, że potrzebują być uratowani przez Jezusa!

Czasem może dojść do absurdalnej sytuacji, gdy zaczynamy myśleć, że pole misyjne zawsze jest „gdzieś tam” a nigdy „tutaj”. Czy nie jest to w pewien sposób zabawne, że wysyłamy misjonarzy do Afryki, podczas gdy do nas przyjeżdżają misjonarze, np. z USA albo Kanady? Nie chcę przez to powiedzieć, że organizacje misyjne rozsyłające swoich pracowników po całym świecie są niepotrzebne! Bynajmniej! Błogosławię „zawodowych” misjonarzy i modlę się o owoce ich pracy. Często poświęcili oni całe swoje życie głoszeniu Dobrej Nowiny i uważam to za coś pięknego i bardzo potrzebnego. Mało tego – gdy ich działania są odpowiednio koordynowane i wspierane przez powołane do tego organizacje, mogą uczynić znacznie więcej niż działający w pojedynkę chrześcijanie. Ale gdy rozważałem ten temat wciąż przypominały mi się słowa Jezusa skierowane kiedyś do uczonych w Piśmie: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście tego, co ważniejsze w zakonie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności; te rzeczy należało czynić, a tamtych nie zaniedbywać” [Mateusza 23,23 BW]. Oczywiście wypowiedź ta dotyczyła składania dziesięciny i przestrzegania zakonu, ale znajdujemy tu myśl, że jedna dobra rzecz nie powinna zastępować drugiej dobrej. Powinny one występować razem! Należy wspierać organizacje misyjne, ale jednocześnie niewolno nam zaniedbywać osobistego składania świadectwa na co dzień w naszym otoczeniu.

Misjonarze są potrzebni „tam” nie bardziej niż „tutaj”. Mam wrażenie, że czasem łatwiej jest być misjonarzem „gdzieś tam” niż „tu i teraz”. Wspominam gdy co roku w okresie wakacji wyjeżdżaliśmy „na misję” na Litwę. Składaliśmy tam świadectwo wiary wśród ludzi, których nigdy więcej mieliśmy już nie zobaczyć. Muszę przyznać, że było to dla mnie prostsze niż konkretne mówienie o Chrystusie wśród moich codziennych znajomych w Gdańsku. Nie chcę w ten sposób umniejszać misjonarzom, którzy poświęcają swoje życie by głosić Chrystusa z dala od swojego domu. Po prostu zauważyłem przez lata, że wakacyjne „akcje misyjne” nie mogą zastąpić naszego codziennego głoszenia Chrystusa „tu i teraz”. Te rzeczy należy czynić, a tamtych nie zaniedbywać.

Pamiętam jak przed laty po spotkaniu z pewnym młodym misjonarzem moja świeżo nawrócona znajoma oznajmiła: „Postanowione – jadę na misję do Afryki”. Z jednej strony ucieszyło mnie, że tak zapłonęła w niej pasja głoszenia Dobrej Nowiny. Z drugiej jednak zacząłem zastanawiać się nad jej motywacjami, ponieważ wiedziałem jakie trudności przechodziła by powiedzieć o swoim nawróceniu rodzicom i przyjaciołom. Uważam, że zanim ktoś z nas pojedzie głosić „gdzieś tam” powinien zacząć od mówienia o Jezusie „tu i teraz”.

4) „MUSZĘ USZANOWAĆ WOLĘ INNYCH”

Diabeł jest mistrzem w kneblowaniu nam ust. Dyskretnie podsyca w nas strach przed tym jak ludzie zareagują gdy zaczniemy mówić im o Jezusie. Gdy już chcemy otworzyć w końcu usta zaraz pojawia się myśl, że to nie jest idealny moment. W istocie może tak być, że dany moment nie jest idealny, ale często każdy kolejna okazja by zaświadczyć o Chrystusie jest coraz gorsza. Bo jeśli poznając kogoś od razu nie powiedzieliśmy mu o potrzebie nowonarodzenia, dlaczego mielibyśmy to zrobić nagle po wielu miesiącach znajomości? Co prawda gdzieś tam napomkniemy o tym, że jesteśmy biblijnie wierzącymi chrześcijanami, a potem biernie oczekujemy, aż ktoś będzie sam nas wręcz prosił, byśmy więcej opowiedzieli o Jezusie. To się jednak w praktyce niemalże nigdy nie dzieje.

Znacznie częściej zdarza się, że ktoś (choćby nie wprost) zasugeruje nam abyśmy kwestie naszej wiary i przekonań zachowali wyłącznie dla siebie. A my nad wyraz kulturalnie skłaniamy się do takiej sugestii tłumacząc sobie to w ten sposób, że należy szanować wolę innych. Zadajmy sobie jednak pytanie czy naszą motywacją w tym wypadku nie jest bardziej tchórzostwo lub lenistwo niż wrażliwość by kogoś nie urazić. Czasem ktoś z rodziny może nas poprosić byśmy za bardzo nie obnosili się z naszym nawróceniem, by nie psuć atmosfery. W innym przypadku „polityka firmy” zabrania poruszania kwestii światopoglądowych między pracownikami. W ten sposób czujemy się usprawiedliwieni czy wręcz zobowiązani by Dobrą Nowinę o ratunku w Jezusie zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Nie nawołuję do tego by obcesowo, bez żadnego wyczucia taktu grozić rodzinie czy współpracownikom piekłem i bić ich Biblią po głowie. Zastanówmy się jednak, czy jeśli w naszym sercu znajduje się miłość Chrystusowa do otaczających nas ludzi to możemy biernie, milcząco przyglądać się jak zmierzają na zatracenie? Nie pozwól zakneblować sobie ust tłumacząc to kulturą osobistą i szacunkiem wobec woli innych. Oczywiście gdy ktoś skonfrontowany z Dobrą Nowiną karze nam się zamknąć – wtedy możemy uszanować tę prośbę. Wcześniej jednak daj się poznać jako misjonarz.

5) „WAŻNE JEST TO CO MÓWIĘ, A NIE TO JAK ŻYJĘ”

Diabeł, który chce abyśmy byli bezużytecznymi misjonarzami będzie próbował nie tylko zakneblować nam usta, abyśmy nie głosili Dobrej Nowiny. Znacznie więcej osiągnie jeśli świadectwo naszego życia będzie przeczyć temu co wyznajemy ustami. Możemy wówczas być nie tyle bezużyteczni, co wręcz szkodliwi dla Królestwa Bożego.

Wiemy, że publiczne wyznanie naszej wiary w Jezusa Chrystusa ma zazwyczaj zbawienny wpływ na nasze życie. Czytałem ostatnio świadectwo, które bardzo dobrze to oddaje: zamyka to szeroki kanał działalności dla grzechu, który do tej pory był otwarty. Od tamtej pory [złożenia świadectwa wiary] jestem świadomy, że moje czyny są oceniane. A Słowo Boże wzywa mnie, by „postępować wśród niewierzących nienagannie, tak, aby oni, przypatrując się moim czynom, chwalili Boga w dniu nawiedzenia” (1 List Piotra 2:12).

Niestety jednak zdarza się (i jest to niewątpliwy „sukces” diabła), że część ludzi ustami deklaruje wiarę w Jezusa, ale ich życie w niczym nie odróżnia się od tego jak żyją wszyscy inni w ich otoczeniu. Z trwogą obserwuję postępujące zeświecczenie w kręgach tzw. ewangelikalnych chrześcijan. Dali się oszukać diabłu, że ważniejsze jest to co deklarują ustami, niż to w jaki sposób żyją. Są bardzo ekspresyjni w publicznym, głośnym deklarowaniu swojej wiary w Jezusa, jednocześnie nie widząc większego problemu w życiu z partnerem/partnerką bez ślubu, używaniu wulgarnego języka czy typowo świeckich rozrywkach. Tak samo można z nimi wypić, zapalić, pośmiać się z nieprzyzwoitych żartów, a potem w niedzielę uczestniczyć w uwielbianiu Boga. Z roku na rok jest coraz więcej przyzwolenia na tego typu praktyki. Jednak trzeba wyraźnie zaznaczyć, że tacy „misjonarze” przynoszą ujmę Jezusowi i niewiele mogą pomóc innym w kwestii ratunku od potępienia, gdyż sami zmierzają na zatracenie:

Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi nie odziedziczą Królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ludzie dopuszczający się nierządu, bałwochwalcy, cudzołożnicy, mężczyźni współżyjący między sobą i ci, którzy się im oddają, złodzieje, chciwcy, pijacy, oszczercy i zdziercy nie odziedziczą Królestwa Bożego. A takimi właśnie niektórzy z was byli. Obmyliście się jednak, doznaliście uświęcenia i dostąpiliście usprawiedliwienia w imieniu Pana, Jezusa Chrystusa, i w Duchu naszego Boga” (1 Koryntian 6:9-11 SNP)

Przed laty na jednej z konferencji chrześcijańskich toczyła się we mnie (dla wielu pewnie zupełnie niezrozumiała) walka o to czy powinienem podnosić ręce podczas trwającego uwielbienia czy też nie. Pamiętam jak byłem wręcz zawstydzony ekspresyjną duchowością jednego z młodych chłopaków. W szczególny sposób zwróciłem na niego uwagę gdyż bardzo głośno się modlił i wydawało się, że wręcz „zatracił się” w uwielbieniu. Kilka godzin później spotkałem go na przystanku autobusowym i doznałem szoku gdy usłyszałem jak przeklina rozmawiając z kimś i sięga po papierosa. Dziś ten przykład coraz mniej uderza, bo co złego jest w małym papierosie? Mnie jednak tak nauczono Chrystusa, że daje On prawdziwą wolność od nałogów. Kolejny werset cytowanego listu do Koryntian mówi: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, ale ja nie pozwolę, by cokolwiek mną zawładnęło” (1 Koryntian 6:12 SNP).

Marny to jest misjonarz, który mówi o ratunku w Jezusie, a w niczym nie różni się od tych, których chce ratować. Jak wierzyć komuś kto przekazuje Słowo Boże: „Jeśli więc Syn was wyzwoli, będziecie naprawdę wolni” (Jana 8:36 SNP), gdy czuć od niego papierosami i alkoholem? Jeśli chcesz być dobrym misjonarzem składane przez ciebie świadectwo musi być spójne z praktyką twojego życia!

„Nie śpijmy więc jak pozostali, lecz czuwajmy i bądźmy trzeźwi. Bo ci, którzy śpią, śpią w nocy, a ci, którzy się upijają, upijają się w nocy. My zaś, którzy należymy do dnia, bądźmy trzeźwi, jako ci, którzy przywdziali pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia”
(1 Tesaloniczan 5:6-8 SNP)

6) „STRACIŁEŚ PRAWO BYĆ MISJONARZEM”

Diabeł stosuje cały wachlarz oszustw by przeszkodzić naszej misji. Podczas gdy świadectwo niektórych wierzących pozbawione jest mocy przez ich beztroskie życie, w tym samym czasie inni walczą z tak silnym poczuciem winy z powodu jednego potknięcia, że na dobre powstrzymują się od głoszenia Dobrej Nowiny. To kwintesencja diabelskiego kłamstwa – wmówić wierzącemu, że stracił prawo do kontynuowania misji w tym świecie.

Oczywiście niedobrze się dzieje, gdy zdarzy nam się postąpić w naszym życiu inaczej niż uczy nas Jezus. Nigdy nie należy tego lekceważyć i przechodzić nad tym do porządku dziennego. Jednak Słowo Boże daje nam jasne wskazówki jak należy się zachować w takim przypadku. Należy w pierwszej kolejności przeprosić Boga, pokutować i starać się w miarę możliwości naprawić szkody jakie wyrządziliśmy. A potem powinniśmy kontynuować naszą misję i nadal mówić ludziom o ratunku w Jezusie!

Zdarza się jednak tak, że na dobre kneblujemy sobie usta rozpamiętując nasz czasowy upadek w grzech, albo fakt gdy daliśmy ponieść się emocjom i wydaliśmy złe świadectwo. I tak żyjemy w rozdarciu przez kolejne miesiące z postępującą duchową schizofrenią. Oczywiście rzeczą niemożliwą jest aby mówić komuś o tym, aby powierzył swoje życie Chrystusowi kilka minut po tym jak doświadczył naszego wybuchu, a z naszych ust wylały się potoki wulgaryzmów. W takim przypadku nasze świadectwo nie przyniesie korzyści. Jednak czy nawet jeśli zdarzyła nam się taka sytuacja – Bóg nie może już nas użyć?

Dla Boga nie ma niczego niemożliwego (Jeremiasza 32:17), jednak dla nas może to być bardzo trudne! Mam bardzo wiele szacunku dla osób, które potrafią przyznać się do błędu. Mam wrażenie, że to cecha coraz rzadziej spotykana, a zatem tym większym może być świadectwem gdy kogoś szczerze przeprosimy za nasze niewłaściwe zachowanie. Przyznanie się do winy i słowo przepraszam przywracają nam status dobrego misjonarza! Zachęcam cię do wypróbowania tej metody, jeśli zdarzyło ci się kogoś zawieść i zachować w sposób niegodny ucznia Jezusa.

JESTEM MISJONARZEM, TYLKO JAKIM?

Jeżeli poznałeś Jezusa, przyjąłeś Go do serca jako osobistego Zbawiciela, nawróciłeś się zyskując nowe życie to zyskałeś nie tylko status dziecka Bożego ale również rolę misjonarza w tym świecie. Być może to rozważanie uświadomiło ci, że nie jesteś w tej kwestii zbyt użyteczny. Możliwe, że jesteś złym, nieświadomym a może nawet szkodliwym misjonarzem. Może jesteś bardzo nieśmiałym misjonarzem. Albo po prostu leniwym.

W tym tekście wskazałem dwa elementy konieczne do tego aby stać się dobrym misjonarzem. Po pierwsze musisz składać świadectwo o Jezusie Chrystusie nawet w niesprzyjających temu okolicznościach. Po drugie twoje słowa powinny być poparte praktyką życia. Wówczas będziesz użyteczny w tej misji, do której powołuje nas Jezus!

Twój wiek, doświadczenie i środki jakie posiadasz to kwestie drugorzędne. Również to czy dysponujesz przeszkoleniem i materiałami ewangelizacyjnymi nie jest zbyt istotne. To czy jesteś odważny/odważna w nawiązywaniu kontaktów, czy masz łatwość formułowania myśli, czy jesteś ekstrawertykiem czy introwertykiem – to wszystko nie ma wielkiego znaczenia.

To co się liczy to twoje serce. Liczy się to na ile żyje w tobie Chrystus. Jeśli ogarnia nas miłość Chrystusowa (2 Koryntian 5:14) wtedy będziemy pełni pasji do tego aby mówić o ratunku w Jezusie! Diabeł wciąż stara się uczynić z nas fatalnych misjonarzy, ale nic nie wskóra gdy trwamy w społeczności z Bogiem!

Nie potrzebujesz kończyć specjalnych kursów ani należeć do renomowanej organizacji aby być dobrym misjonarzem. Jest jednak jedna bardzo ważna „kwalifikacja”, która umożliwi to aby wspominane wyżej dwa elementy (konkretne świadectwo + praktyka życia) były twoim udziałem. Potrzebujesz obecności Ducha Świętego w swoim życiu! Jezus powiedział: „Kto wierzy we Mnie, jak głosi Pismo, z jego wnętrza popłyną rzeki wody żywej. To zaś powiedział o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w Niego uwierzyli. Duch bowiem nie zstąpił jeszcze na ludzi, gdyż wciąż nie dokonało się uwielbienie Jezusa” (Jana 7:38-39 SNP).

To napełnienie Duchem Świętym sprawiło, że apostołowie, którzy w momencie krzyżowania Jezusa porzucili Go, stali się pierwszymi dobrymi misjonarzami, odważnie wzywającymi wszystkich do pojednania się z Bogiem. To dzięki mocy Ducha Świętego składali świadectwo i byli w stanie poprzeć je praktyką życia nawet w obliczu groźby jego utraty!

Gdy będzie prowadził cię Duch Święty nie będziesz potrzebować niczego więcej w swojej pracy misyjnej. On będzie nas prowadził i nie dopuści do tego abyśmy pozostawali bezużyteczni. On też sprawi, że odpowiednio będziemy rozumieli naszą misję. Nie jako budowanie jakiegoś mega-kościoła na ziemi, stałą ekspansję i wzrost liczebności członków. W naszej misji na ziemi nie chodzi o rozwój, budowanie kolejnych budynków, zapewnianie lepszych atrakcji i szerszej oferty dla nawróconych. Nasze podstawowe zadanie to ratowanie dusz. Do tego nie trzeba wcale wiele. Dysponujemy zresztą znacznie większą ilością środków i możliwości niż pierwsi chrześcijanie. Mamy doskonałe narzędzia i łączność z całym światem. Zadbajmy jednak o to byśmy mieli tego samego Ducha co pierwsi apostołowie! Gdy tak będzie – naszym udziałem staną się również słowa Jezusa:

„Z mojego powodu postawią was też przed namiestnikami i królami — na świadectwo dla nich oraz dla narodów. A gdy was wydadzą, nie martwcie się, jak i co macie mówić. W odpowiedniej chwili zostanie wam to dane, nie wy bowiem będziecie mówili — przemawiać przez was będzie Duch waszego Ojca” (Mateusza 10:18-20 SNP)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: