O ile grudzień jest czasem wzmożonego ruchu we wszelkich sklepach, które oferują różnorakie prezenty – o tyle początek stycznia jest okresem żniw dla właścicieli siłowni oraz tych, którzy handlują zdrową żywnością. Ludzie wciąż jeszcze dręczeni niestrawnością oraz wyrzutami sumienia po okresie świątecznym, kiedy to popuścili sobie pasa (nie tylko w znaczeniu metaforycznym) gremialnie postanawiają „wziąć się za siebie”. I pomimo tego, że większość noworocznych atletów zniknie z siłowni przed końcem zimy – co roku obserwujemy to samo. Liczne żarty na ten temat nie zrażają tysięcy młodych i starych do tworzenia nowych postanowień od początku roku z wiarą, że tym razem uda się w nich wytrwać.
Do powszechnego użycia przeniknął nawet lubiany przeze mnie bon mot – „NOWY ROK – NOWY JA”. Niezależnie czy ktoś używa go z wiarą w trwałość swoich zmian, czy też z przekąsem aby obśmiać kogoś, w czyją przemianę wątpi – zjawisko postanowień noworocznych ukazuje pewną prawdę o ludziach. Chcielibyśmy być lepsi. Chcemy się rozwijać, a gdy odważymy się na chwilę autorefleksji i szczerości, to dostrzegamy w sobie rzeczy, które nam ciążą. Źle nam z tym, że nieodpowiednio wykorzystujemy czas. Nie jesteśmy dumni z tego, że z trudem mieścimy się w kupione nie tak znowu dawno ubrania. Zaczyna nas przytłaczać rozmiar stosu książek, które wiemy, że warto przeczytać, itp. Uważam, że dążenie do tego by być lepszym – jest dobre. To zdrowe i mądre, że chcemy się rozwijać. Naturalne jest to, że staramy się osiągnąć to na drodze eliminacji tego, co przeszkadza i inwestycji w to, co pomaga. Skąd się jednak wzięło przekonanie, że to właśnie przełom grudnia i stycznia jest tą granicą, kiedy warto zacząć poświęcać więcej myśli temu, czym zapełnimy naszą lodówkę albo wolny wieczór?
Być może ulegamy magii epitetu NOWY rok. Z nadzieją patrzymy w przyszłość zadając sobie pytanie, co też NOWEGO ów rok przyniesie. Czasem budzi się w nas marzyciel i zastanawiamy się, jakie NOWE możliwości się pojawią, itd. Zauważmy jednak, że wszechświat tak został stworzony, że co roku mamy NOWY ROK. Ja już trzydzieści razy w styczniu witałem NOWY ROK, a po 12-stu miesiącach żegnałem go jako STARY ROK. Czy zastanawiałeś się kiedy NOWY ROK traci swoją „nowość”? Na pewno jest nim przez pierwszy tydzień, kiedy mylimy się pisząc datę, ale czy jest nim jeszcze w marcu? I kiedy staje się STARYM ROKIEM? Dopiero gdy go pożegnamy? Czy jest już taki troszkę nieświeży np. w październiku?
Taki jest naturalny, odwieczny cykl. W tym wypadku NOWY oznacza po prostu KOLEJNY. Owa „nowość” niepostrzeżenie się rozpływa i znika – podobnie jak tłumy szturmujące w styczniu siłownie. Z upływem miesięcy ludzie sięgają po te same używki i wracają do tego, co obiecywali sobie porzucić. Aż do następnego NOWEGO roku – ot, taki cykl życia postanowień. Może zatem bardziej poprawne byłoby wyrażenie KOLEJNY ROK – KOLEJNY JA?
Można by pomyśleć, że występuję tu przeciwko postanowieniom aby coś zmienić w swoim życiu. Nic bardziej mylnego. Ja wierzę w to, że można zacząć zupełnie NOWE życie. Więcej nawet – uważam, że każdy powinien to zrobić. Jest to jednak wydarzenie jednorazowe, a nie cykliczne. Nie można zaczynać nowego życia co roku w myśl zasady NOWY ROK – NOWY JA. Takie przemiany ze swojej natury zazwyczaj okazują się nietrwałe. Czy jest możliwe, żeby przeżyć trwałą zmianę? Doświadczyć faktycznie NOWEGO JA?
Tak. Mówię to z pozycji osoby, która nie tylko czyta Pismo Święte, ale również w nie wierzy i doświadcza Jego aktualności. Do rozpoczęcia zupełnie nowego życia wzywał Jezus podczas pobytu na ziemi. Przykładem tego jest chociażby rozmowa z Nikodemem, kiedy ten żydowski dostojnik, faryzeusz, przyszedł do Niego nocą. Jezus od razu powiedział mu: „Ręczę i zapewniam, kto się nie narodzi na nowo, nie może zobaczyć Królestwa Bożego” (Ew. Jana 3,3). Ewangelista Jan relacjonując te wydarzenia pisze, że Nikodem się zdziwił tym wezwaniem i nie potrafił go zrozumieć. Prawda jest taka, że minęło około 2000 lat, a nadal dla wielu ludzi wezwanie do rozpoczęcia prawdziwie NOWEGO ŻYCIA jest niezrozumiałe, dziwne, nieatrakcyjne. Nikodem chciał coś zmienić w swoim życiu. Pragnął czegoś nowego, planował postanowić coś, co uczyni go lepszym – ale nie był gotowy na NOWE JA.
Decyzja o rozpoczęciu nowego życia wcale nie jest prosta, jeśli zrozumiemy co oznacza. Ma ona zupełnie inny ciężar gatunkowy niż postanowienie noworoczne. Decyzja o prawdziwym NOWYM JA nie rodzi się pod wpływem czyjegoś przemówienia motywacyjnego. Nie zapada w klimatycznym, ciemnym pomieszczeniu na konferencji, gdy nasze emocje zestrojone są z grającym w tle klawiszem. Trwała decyzja zmiany życia rodzi się tylko i wyłącznie w spotkaniu z Jezusem. Nie w emocjach, nie w zmęczeniu dotychczasowymi niepowodzeniami, nie z niezadowolenia z życia albo braku akceptacji otoczenia.
Rozpoczęcie NOWEGO ŻYCIA jest realne i w zasięgu każdego, ale aby ta decyzja przyniosła rzeczywistą przemianę, musi być świadoma. Zrozumienie tego, czego nie rozumiał wspomniany Nikodem, może przyjść tylko w wyniku uważnej, niespiesznej lektury Pisma Świętego. Kolejnym koniecznym warunkiem jest wiara w to, że to co czytamy jest objawioną prawdą pochodzącą od Boga. To wtedy możemy świadomie rozpocząć NOWE ŻYCIE i doświadczyć realnych skutków tej przemiany.
Pismo Święte wzywa ludzi, by zaczęli NOWE ŻYCIE. To znacznie więcej niż po prostu dobra decyzja. To warunek zbawienia. Jezus powiedział, że „kto nie narodzi się na nowo nie wejdzie do Królestwa Bożego” (Ew. Jana 3,5). Dobra Nowina jest taka, że jest ono dostępne dla każdego, kto uwierzy. Nie trzeba spełnić innych warunków. Nie trzeba mieć ponadprzeciętnego IQ albo nieskazitelnej opinii otoczenia. Paradoksalnie – nowe życie nic nie kosztuje, bo jest nam oferowane przez Jezusa za darmo, z łaski – a mimo to nie każdego na nie stać. Dzieje się tak, ponieważ aby zaczęło się faktycznie nowe, stare musi się zakończyć. Jest to zupełnie logiczne – nawet wspomniany nowy rok 2019 oznacza, że nie ma już 2018-ego.
Dobrym przekładem prawdziwego nowego narodzenia jest apostoł Paweł, który tak pisał do Galacjan: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal. 2,20). Nie można powiedzieć, żeby przed spotkaniem z Jezusem (Dz. Ap. 9) zadręczał się on tym, jaki jest niespełniony w swoim życiu. Był dobrze urodzony i wykształcony. Miał wiarę, a jego życie wypełnione było gorliwym działaniem. Walczył z tymi, którzy w jego przekonaniu znajdowali się w błędzie. I właśnie gdy zmierzał w tym celu do Damaszku, zgodnie z opisem biblijnym – na jego drodze stanął Jezus. Paweł narodził się na nowo i jak po latach pisał do ukochanego zboru w Filippi: „Wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Chrystusa Jezusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa” (Flp 3,7-8).
Naturalną reakcją otoczenia na twierdzenie przez kogoś, że ma NOWE ŻYCIE jest negacja: „To niemożliwe! Nie można w jednym momencie się zmienić. Nie można przecież tak po prostu zacząć nowego życia!”. Wspomniany Paweł też tego doświadczył: „Po przybyciu do Jerozolimy starał się przyłączyć do uczniów. Wszyscy się go jednak bali. Nikt nie chciał uwierzyć, że stał się uczniem“ (Dz.Ap. 9,26). Można by powtórzyć za apostołem Tomaszem, który wątpił w zmartwychwstanie Jezusa – „Nie uwierzę dopóki nie zobaczę!“ (Ew. Jana 20,25). Jednak wierzący w Jerozolimie przyglądając się Pawłowi zobaczyli całkowitą przemianę. To był zupełnie NOWY ON. Tak samo spotkanie z Jezusem może (i powinno) owocować nowym życiem również w naszych czasach. Znam wiele osób, które w momencie, gdy świadomie zdecydowały się oddać swoje życie Bogu – otrzymały NOWE ŻYCIE. Ludzie uzależnieni od narkotyków, papierosów, alkoholu – otrzymali wolność. Inni, którzy dusili się brakiem wybaczenia – otrzymali wybaczenie i stali się zdolni, by wybaczać. W prawdziwym spotkaniu z Jezusem zmienia się wszystko! Tak jak tłumaczył to Paweł Koryntianom: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe”(2 Kor 5,17).
Problemem naszych czasów jest to, że coraz więcej rzeczy wcale nie jest tym, czego nazwę noszą. Prawda często nie okazuje się być prawdą. Miłość często nie przechodzi próby czasu i okazuje się zauroczeniem, chwilową słabością. Przyjaźń oznacza, że lubimy z kimś spędzać czas albo dodaliśmy go do znajomych w mediach społecznościowych. Prezentowane w Internecie sukcesy często okazują się być nic nie wartą wydmuszką a za fasadą pięknych cytatów motywacyjnych ludzie skrywają ruiny swojego prawdziwego życia, które nie ma w sobie niczego inspirującego. Żyjemy w świecie wypaczonych znaczeń i toksycznej iluzji. Niestety również w środowiskach ludzi określających się jako „nowonarodzeni” coraz częściej brak tej prawdziwej, całkowitej przemiany. Ludzie mówią, że otrzymali NOWE ŻYCIE, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło. Te same słabości, te same grzechy, te same upadki. Jakaś drobna zmiana trwała może tyle, co postanowienia noworoczne. To, że ktoś coś wyznaje ustami – to jeszcze nic nie znaczy. To właśnie w tym duchu wypowiedział bardzo ostre słowa Jezus w swoim Kazaniu na Górze: „Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie“ (Ew. Mat. 7,21-23) Jezus nie tylko oferuje prawdziwie NOWE ŻYCIE, ale również oczekuje, żeby ludzie się na nie zdecydowali: „Wtedy Jezus rzekł do uczniów swoich: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną. Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla mnie, odnajdzie je“ (Ew. Mat. 16,24-25).
To dobra oferta, ale musi być podjęta świadomie, nie pod wpływem impulsu. Może dlatego, że dzieje się inaczej, tak wielu ludzi, którzy określają się jako naśladowcy Jezusa, w istocie wciąż żyje tak samo, jak było to wcześniej. „Przyjęli Jezusa do swojego serca” nie do końca zdając sobie sprawę z czym to się wiąże. To nie może zadziałać! To niemożliwe, żeby mieć NOWE ŻYCIE, a jednocześnie nie zostawić starego. Przestańmy się oszukiwać i kpić z Boga. Żyjemy w kraju gdzie znakomita większość ludzi rzekomo „otrzymała Ducha Świętego” wraz z aktem bierzmowania. Jeśli byłoby tak rzeczywiście, to Polska przepełniona byłaby owocami Ducha Świętego: miłością, radością, pokojem, cierpliwością, uprzejmością, dobrocią, wiernością, łagodnością i wstrzemięźliwością (Gal 5,22-23). To, że coś mówimy często niestety niewiele znaczy. Ludzkie słowo nie ma mocy sprawczej. Inaczej jest ze Słowem Bożym: „Tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem“ (Izajasza 55,11). Czytając uważnie Biblię widzimy, że Jezus jest określany właśnie mianem Słowa Bożego – „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas (…)” (Ew. Jana 1,14). On w odróżnieniu od naszych zapewnień ma moc przemiany życia. Lektura Biblii zapewnia mnie, że On chce zamieszkać w ludzkim życiu (Obj. 3,20) i oferuje nam NOWE ŻYCIE. Tylko czy jesteś gotowy, aby stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe?
Możemy określać się mianem narodzonych na nowo chrześcijan. Możemy stwarzać pozory naprawdę bogobojnych ludzi. Możemy uspokajać nasze sumienie regularnie chodząc do Kościoła i zaglądając do Pisma Świętego – i jednocześnie wcale nie doświadczyć niczego NOWEGO, żadnej realnej, trwałej przemiany w naszym życiu. Na zewnątrz wszystko może wyglądać wspaniale, ale wewnątrz wiemy, że to nie jest prawda. Choćbyśmy świetnie grali przed całym światem, siebie i Boga nie oszukamy. On w Objawieniu 3,1 skierował takie słowa do członków Kościoła w Sardes: „Znam uczynki twoje: Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły”. To było wezwanie, żeby się opamiętali. Przekładając to na bardziej współczesny język jest to zawołanie – Ogarnij się! Paweł w swoim ostatnim liście pisał do Tymoteusza odnośnie czasów ostatecznych, że ludzie będą stwarzać pozory pobożności, lecz będą zaprzeczeniem jej mocy. I nakazał mu: Takich ludzi unikaj! (2 Tm 3,5).
Masz wybór. Możesz stwarzać pozory pobożności, mówić, że masz NOWE ŻYCIE, podczas gdy w rzeczywistości twoja codzienność jest tego zaprzeczeniem. Sprawi to, że prędzej czy później zwątpisz w prawdziwość Pisma Świętego i możliwość relacji z Bogiem. Możesz też jednak ogarnąć się. Nie godzić się na to! Wyrzec się tej fasady i zawalczyć o to, by doświadczyć czym w istocie jest NOWE JA. Warto spróbować! Jeśli Pismo Święte mówi prawdę i jest aktualne – możesz doświadczyć w swoim życiu prawdziwej mocy z wysokości (Ew. Łk 24,49). Podejdź jednak do tego rzetelnie, bo jest to poważna sprawa, która może zmienić Twoje dotychczasowe życie. Daj sobie wystarczającą ilość czasu na to, by szczerze z wiarą czytać Pismo Święte i szukać odpowiedzi. Przyjmuj to, co czytasz i módl się o odpowiednie zrozumienie. Jeśli po tym czasie świadomie podejmiesz decyzję, by oddać swoje życie Bogu – i nic się nie zmieni, wtedy z czystym sumieniem będziesz mógł olać całe te „brednie chrześcijaństwa”. Ważne jest jednak, abyś do tej próby podszedł z otwartym sercem i umysłem. Jeżeli okaże się, że to nie działa, wtedy rzeczywiście nie ma sensu udawać, że to prawda. W takim wypadku należałoby zostawić zabawę w Kościół. Cały szkopuł w tym, że tysiące ludzi robi to, nie spróbowawszy nigdy z zaangażowaniem przestudiować Biblii. Straszliwie irytują mnie zaproszenia na kościelne śluby od osób, które wiem, że wcale nie wierzą w budowanie rodziny na fundamencie społeczności z Bogiem. Po co ta szopka? Dla rodziny, dobrych zdjęć, by tradycji stało się zadość? Żyjmy szczerze! Paweł ostrzegał Galacjan: „Nie błądźcie, Bóg nie da się z siebie naśmiewać: albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie” (Gal 6,7). Zupełnie irracjonalne jest robienie w naszym życiu rzeczy, co do których nie jesteśmy przekonani. Paweł pisał nawet do Rzymian, że wszystko, co nie wynika z przekonania jest grzechem (Rz 14,23).
Takie irracjonalne zachowanie – podobne do uprawianej przez niektórych zabawy w Kościół – opisuje 1 Księga Królewska. Problem dotyczył wybranego przez Boga narodu – Izraela. Chociaż poprzez proroków przekazywał im swoją wolę i dał liczne obietnice, izraelici wciąż „romansowali” z innymi bóstwami. Z jednej strony wciąż sprawowany był kult Boga JHWH, z drugiej strony powstawały liczne świątynki dla innych bogów. Izrael postępował według myśli: „Dla bezpieczeństwa złożymy coś w ofierze Bogu, który wyprowadził nas z Egiptu, ale na wszelki wypadek też pomodlimy się do figurki Baala”. Jak tak mogli!? Nas na szczęście to nie dotyczy. Czy aby na pewno? Z jednej strony weźmiemy ślub w Kościele powołując Boga na świadka i prosząc Go o błogosławieństwo, a z drugiej strony spiszemy intercyzę na wszelki wypadek. Z jednej strony modlimy się o Boże prowadzenie w naszym życiu i śpiewamy w Kościele, że wszystko Mu oddajemy, z drugiej strony tworzymy szczegółowy plan na nasze życie i rozwój, nie pozostawiając przestrzeni na nic nieprzewidywalnego. Z jednej strony należymy do Boga, a z drugiej nie mamy dla Niego czasu. Z jednej strony inspiruje nas Biblia, ale z drugiej tak samo inspirują nas mądrości celebrytów z kraju i zagranicy. Izraelici nazywali się ludem Bożym, ale jednocześnie kwitł kult bożków. To rozgniewało proroka Eliasza tak, że „przystąpił do całego ludu i rzekł: Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeśli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeśli Baal, idźcie za nim!” (1 Królewska 18,21)
Rzucam Ci wyzwanie: Spróbuj w tym roku czegoś więcej niż postanowienia noworoczne! Jeżeli Bóg jest prawdziwy – idź za Nim na 100%. Jeśli to wymysł – zostaw te wszystkie tradycje i zabobony. Sprawdź osobiście czy to prawda, że można się narodzić na nowo, jak twierdzą niektórzy chrześcijanie. Jeżeli nie, jeżeli jest to bajka – będziesz mógł z czystym sumieniem zrezygnować z chrześcijaństwa ze wszystkimi jego wskazówkami i wytycznymi do życia. Jeśli jednak okaże się to prawdą – szykuj się na wielką, trwałą i całkowitą przemianę… Tylko czy się odważysz?
Jezus, a następnie apostołowie, wzywali ludzi, by pozostawić stare życie i rozpocząć NOWE o zupełnie innej jakości. Jest to możliwe tylko w osobistym przyjęciu Jezusa do serca jako Zbawiciela. O tym właśnie traktuje Ewangelia czyli Dobra Nowina. Narodzenie się na nowo jest wydarzeniem jednorazowym. Nie chodzi o to, aby robić to cyklicznie: NOWY ROK – NOWY JA. Tak jak śmierć i zmartwychwstanie Jezusa były wydarzeniami jednorazowymi, ale ich skutek jest wieczny: „Wiedząc, że zmartwychwzbudzony Chrystus już nie umiera, śmierć nad nim już nie panuje. Umarłszy bowiem, dla grzechu raz na zawsze umarł, a żyjąc, żyje dla Boga. Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym“ (Rzym 6,9-11). Jeśli narodziłeś się na nowo – zyskałeś w Jezusie nową tożsamość, otrzymałeś NOWE JA. Jeśli tylko było to prawdziwe, to nie potrzebujesz tego czynić kolejny raz! Warto tu jednak zauważyć, że choć jest to wydarzenie jednorazowe – jego skutek powinien mieć charakter ciągły. Nie chodzi o jedną modlitwę, w której deklarujemy wiarę i powierzymy swoje życie Jezusowi – i koniec. Bynajmniej! To jednorazowe wydarzenie jest początkiem NOWEGO ŻYCIA, które ma trwać i w którym mamy się nieustannie rozwijać. Paweł tłumaczył to wierzącym w Rzymie: „A zatem za sprawą chrztu zostaliśmy pogrzebani wraz z Nim w śmierć, abyśmy wzorem Chrystusa, który został wzbudzony z martwych przez chwałę Ojca, my również prowadzili nowe życie” (Rz 6,4). Wyraźnie widoczna jest myśl, że nie chodzi tu jedynie o otrzymanie NOWEGO ŻYCIA, ale o prowadzenie go. Greckie czasownik (peripateo) użyty przez Pawła oznacza: postępować, iść przed siebie, posuwać się naprzód, należycie wykorzystywać sposobność. W starożytnej Grecji używano tego słowa również na określenie metody nauczania polegającej na tym, że uczniowie towarzyszyli wszędzie swojemu mistrzowi, na bieżąco pobierając od niego nauki w kontekście życia toczącego się dookoła. NOWE ŻYCIE to nie tylko dar, ale także nowy standard dla naszego postępowania. Powinniśmy prowadzić NOWE ŻYCIE – oznacza to stałe rozwijanie się i szukanie nauki, jak żyć u boku Mistrza.
Czy ludzie, którzy zaczęli NOWE ŻYCIE z Bogiem są bezgrzeszni, wolni od błędów i słabości? Oczywiście, że nie. Aczkolwiek warto tu dodać słowo – niestety. Pismo Święte wzywa do życia w świętości, czyli w oddzieleniu od grzechu. I powinno być to naszym dążeniem. Jesteśmy jednak słabymi ludźmi, i gdy dopuścimy się uchybień w prowadzeniu nowego życia, często to, czego pozbyliśmy się ze starym życiem, próbuje wrócić. Nasze zaniedbanie, utrata czujności, brak dbania o społeczność z Bogiem (przede wszystkim w modlitwie i czytaniu Słowa) może doprowadzić do tego, że nowe życie w nas przymiera. Jezus ostatniej nocy przed ukrzyżowaniem, gdy przebywał na modlitwie, wzywał apostołów do zachowania czujności: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie; duch wprawdzie jest ochotny, ale ciało mdłe“(Ew. Mat. 26,41). Niestety niejednokrotnie mimo dobrych intencji, pojawia się w naszym życiu słabość, grzech, zniewolenie, które wydawało się, że dawno zostawiliśmy za sobą. Taką walkę, która może się pojawić wewnątrz duszy opisał Paweł: „Wiem tedy, że nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim, dobro; mam bowiem zawsze dobrą wolę, ale wykonania tego, co dobre, brak; Albowiem nie czynię dobrego, które chcę, tylko złe, którego nie chcę, to czynię. A jeśli czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który mieszka we mnie“ (Rz 7,18-20). Dalej w tym fragmencie pyta o to, kto może wybawić człowieka z tego stanu, a odpowiedzią jest Jezus. On może odnowić tego, który się pogubił i potknął w prowadzeniu nowego życia.
Jeżeli w przeszłości podjąłeś świadomą decyzję i rozpocząłeś NOWE ŻYCIE, a z czasem straciłeś czujność i odczuwasz, że twój stan jest zły, może nawet gorszy niż kiedyś (czytaj: Ew. Łuk 11,26; 2 Piotra 2,20) – nie musisz zaczynać kolejnego, nowego życia. Narodzenie się na nowo jest procesem jednorazowym. Jeśli było prawdziwe – to prawdopodobnie potrzebujesz dziś pokuty i odnowienia. Częścią prowadzenia NOWEGO ŻYCIA jest dbanie o to, by stale się odnawiać: „Teraz jednak odrzućcie to wszystko: gniew, porywczość, złość, oszczerstwo, obraźliwe wypowiedzi. Przestańcie się też nawzajem okłamywać, skoro zdarliście z siebie starego człowieka wraz z jego postępkami, a przywdzialiście nowego, który się nieustannie odnawia, by rozpoznać w sobie obraz swego Stwórcy“ (Kol 3,8-10). Czy wśród wielu lekcji, których udzielił Jezus swoim uczniom w trakcie Ostatniej Wieczerzy nie znajdujemy i tej, że stale potrzebujemy być obmywani z grzechów i naszych słabości? W relacji ewangelisty Jana znajdujemy intrygujący opis gdy Jezus wstał od wieczerzy, by umyć stopy apostołom. To było normalnym zwyczajem w tamtej kulturze, ponieważ ze względu na klimat drogi były stale pełne pyłu i kurzu. Przemierzając nawet krótką drogę w sandałach naturalnym było to, że nogi się brudziły. Jednak apostoł Piotr mocno się sprzeciwiał temu, aby Jezus umył mu stopy. Czytamy w tej historii, że „Piotr nie mógł się z tym pogodzić: Za nic w świecie nie będziesz mył mi nóg! A Jezus na to: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał ze Mną działu. Szymon Piotr zmienił więc zdanie: Panie — powiedział — myj nie tylko moje nogi, ale i ręce, i głowę. Jezus odpowiedział: Wykąpany człowiek nie musi myć nic poza nogami. Jest cały czysty“ (Ew. Jana 13,8-10). Jesteśmy wezwani, by prowadzić NOWE ŻYCIE w tym świecie, który „cały tkwi w mocy złego” (1 Jn 5,19). Dlatego też stale potrzebujemy, by Jezus obmywał nas z tego co złe. Nie potrzebujemy znów zaczynać nowego życia. Potrzebujemy jedynie odnowienia. Możemy uchwycić się obietnicy: „Jeśli przyznajemy się do naszych grzechów, On jest wierny i sprawiedliwy — przebaczy nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1 Jn 1,9). Ta sama myśl znajduje się w ostatnim rozdziale Pisma Świętego – gdzie Jezus mówi: „Szczęśliwi ci, którzy piorą swoje szaty, aby mieć prawo do drzewa życia i móc wejść bramami do miasta” (Obj 22,14). Cóż za prosta i treściwa ilustracja. Co za szczęście, że nie muszę za każdym razem gdy wybrudzę ubranie kupować nowego. Istnieje możliwość, by je wyprać. Tak jest i z naszym życiem. Jeśli już otrzymaliśmy NOWE, to teraz mamy dbać o to, by regularnie je czyścić, aby na końcu drogi móc trafić do nieba.
Czy postanowienia noworoczne są dobre? Na pewno nie są złe. Sam kilka poczyniłem w tym roku. Nie przywiązuję jednak do nich przesadnej wagi. Wiem, że nowy rok nie stworzy nowego mnie. Chcę jednak przywiązywać coraz większą wagę do tego, że otrzymałem przed laty prawdziwie NOWE ŻYCIE od Jezusa. Stare przeminęło – oto wszystko stało się nowe. Będąc szczerym – wobec Boga, siebie oraz innych, muszę przyznać: Nie wszystko w moim życiu jest takie, jakie być powinno. Mam świadomość swoich słabości i potknięć w prowadzeniu NOWEGO ŻYCIA. Nie oznacza to jednak, że NOWE ŻYCIE jest fikcją. Gdyby tak było, to dawno odpuściłbym sobie czytanie Pisma Świętego, modlenie się i chodzenie do Kościoła. Jeśli jesteś przekonany, że nie ma czegoś takiego jak nowonarodzenie – jeśli Jezus nie zmartwychwstał (1 Kor 15,14) – rzeczywiście można dać sobie spokój z tym całym chrześcijaństwem. Ja bym tak zrobił. Ale nie mogę, bo wiem, że Pismo Święte jest objawioną od Boga prawdą. I żadna z moich słabości nie umniejsza tej prawdy, ale pokazują mi one, że stale potrzebuję się odnawiać we wierze dzięki miłości i łasce od Boga.
Styczeń to czas oblężenia siłowni. Ludzie chcą ulepszyć siebie poprzez pracę nad swoim ciałem. Paweł swego czasu wzywał Tymoteusza: „Ćwicz się w pobożności, albowiem ćwiczenie cielesne przynosi niewielki pożytek, pobożność natomiast do wszystkiego jest przydatna, ponieważ ma obietnicę żywota teraźniejszego i przyszłego” (1 Tm 4,7-8). Dobra Nowina jest taka, że jest dla nas dostępne znacznie więcej, niż potrafimy ogarnąć to naszym umysłem. Możesz doświadczyć czegoś znacznie lepszego niż NOWY ROK – NOWY JA. Możesz otrzymać zupełnie NOWE ŻYCIE. Tylko czy się odważysz?