Moja mama wychowująca się w ewangelicznie wierzącej rodzinie, jako młoda dziewczyna nie mogła robić wielu rzeczy, o które jej rówieśnicy nie myśleli nawet się pytać. Różne wynikające z wiary zakazy wpływały na jej ubiór i sposób w jaki spędzała czas. Chociaż sama była mniej restrykcyjna w podejściu do mnie niż dziadkowie w stosunku do niej – od dziecka zostało mi na przykład wpojone, że jako chrześcijanin nie powinienem grać w karty. Nie pamiętam w jaki sposób było mi to tłumaczone, ale wiedziałem, że Panu Bogu się to nie podoba. Przypominam sobie towarzyszące mi poczucie winy gdy w wieku około 10 lat pojechałem z klasą do Zakopanego na Zieloną Szkołę i dałem się namówić kolegom z pokoju, że nauczą mnie grać w pokera. Nie graliśmy na wysokie stawki, nikt z nas nie przegrał mieszkania. Rozgrywka nie miała miejsca w ciemnej od papierosowego dymu spelunie, a wygrane popijaliśmy jabłkowo-miętowym Tymbarkiem. Niemniej jednak czułem, że łamię pewien zakaz, który przecież nie wynika ze Słowa Bożego, ale był przekazywany w dobrej wierze z pokolenia w pokolenie wśród chrześcijan. Domyślam się jakie jest jego pochodzenie: Gra w pokera niejednego człowieka wpędziła w nałóg, długi i przez to wielkie tarapaty. Ponadto jest to gra, w której najwięcej zyskuje ten kto najlepiej umie blefować (wyszukane określenie kłamstwa). Nie dziwię się zatem, że gdy Boże przebudzenie przyszło do Stanów Zjednoczonych, wielu uwolnionych z grzesznego życia ewangelistów nawoływało by w ogóle unikać kart. Minęły dziesiątki lat, i również ja – chłopak wychowujący się nad Bałtykiem – usłyszałem echo tego wezwania w formie przekazanego mi zakazu gry w karty.

Z wieloma takimi i podobnymi zakazami mogliśmy się spotkać w Kościele. Zwłaszcza starsi wierzący dobrze pamiętają kaznodziejów, którzy w latach 70.-80. ubiegłego stulecia gromili z kazalnic wszelkie światowe rozrywki. Czytając artykuły z tamtych lat natrafimy na opinie, że chrześcijanin nie może chodzić na zabawy, nie może chodzić do kina, nie może słuchać muzyki rockowej, nie może oglądać telewizji, nie może robić sobie kolczyków, że już o tatuażach nie wspomnę. Kilkadziesiąt lat temu wiele zborów w Polsce miało charakter zbliżony do purytańskich społeczności XVI i XVII wieku, słynących z restrykcyjnych zasad dotyczących moralności.
Obserwując od trzydziestu lat Kościół dostrzegam w ostatnim czasie wychylenie tego wahadła charakteru zborów w zupełnie drugą stronę – całkowitej, zupełnej, niczym nieskrępowanej wolności. Widać to zwłaszcza wśród kolejnego pokolenia wierzących, tzn. tych którzy od dziecka wychowywali się w ewangelicznie wierzących rodzinach. Od młodości słyszeli zakazy w domu i Kościele. Choć intencje, które za nimi stały były dobre i słuszne, możliwe, że zabrakło starszym wierzącym (rodzicom, nauczycielom Szkółki Niedzielnej, duchownym) czasu i cierpliwości by je odpowiednio wyjaśnić. Nie ma w tym nic dziwnego, że nie dostrzegając sensu tych zakazów wierzący ci niczego nie chcą już zakazywać swoim dzieciom. Niektórzy przez lata wspominają np. swoje rozgoryczenie, gdy rodzicie nie puścili ich na studniówkę bo to „świecka zabawa” albo zabronili chodzić na lekcje tańca.
Również pastorzy, którzy ostrzegali w ostrych słowach przed wszelkim kontaktem ze współczesną kulturą albo odeszli już do Pana, albo znaleźli się na emeryturze i ich głos przestał być słyszalny. Dobrze pamiętam, gdy wierzący byli przestrzegani przed Internetem. Były nawet kazania mówiące, że to narzędzie diabła. Dziś natomiast wielu pastorów jest bardzo aktywnych w mediach społecznościowych, a niejeden udostępnia znajomym do posłuchania swoje ulubione kawałki rockowe, wykonawców przed którymi nie tak dawno ostrzegali inni duchowni.

Jak to rozumieć? Jak się w tym wszystkim połapać i nie zgłupieć zupełnie? Wciąż zdarza mi się usłyszeć pytania: Czy po przyjęciu Jezusa do swojego życia nadal będę mógł zapalić? Pójść na imprezę? Czy jako wierzący mogę oglądać Grę o Tron albo czytać Harrego Pottera? Czy będę mógł iść do pubu obejrzeć mecz z kolegami przy piwie? Czy będę mógł robić sobie dalej tatuaże?
Choć sam swego czasu zadawałem podobne pytania to dociera do mnie, że nie są one właściwe. Nie chodzi wszakże o to by ktoś z Kościoła przedstawił nam listę zakazów, abyśmy mogli się dzięki jej przestrzeganiu stać dobrymi chrześcijanami. To nie mądrość duchownego ma wpływać na to jak spędzamy swój wolny czas, w jakim kierunku rozwijamy swoje pasje. To nasza osobista relacja z Jezusem, trwanie w modlitwie i lektura Słowa Bożego będą nam regularnie mówiły co jako chrześcijanie możemy, a czego nie możemy. Spójrzmy zatem do Biblii czego ona nas uczy w tym temacie:
- NIE PODDAWAJMY SIĘ ZAKAZOM LUDZKIEGO POCHODZENIA
Z całą pewnością nie jest to niczym nowym, że wśród ludzi wierzących pojawiają się strażnicy moralności i nauczyciele, którzy mają odpowiedzi na każde pytanie i z wielką łatwością recytują dziesiątki punktów co chrześcijanin musi, a czego nie może robić. Strzeżmy się takich osób i badajmy jakie są podstawy ich zakazów. Dokładnie z takimi nauczycielami mierzył się już blisko 2000 lat temu apostoł Paweł. Od zboru do zboru przemieszczali się wówczas ludzie, którzy świeżo upieczonym wierzącym starali się narzucić masę zasad, których sami nie byli w stanie przestrzegać. Poganie, którzy przyjmowali Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie i uznawali Go swoim osobistym Zbawicielem nie znali przecież pism Starego Testamentu, które studiowali od dzieciństwa Żydzi. Mając tę przewagę wiedzy, a być może nawet mając dobre intencje – narzucali na wierzących wywodzących się z pogan setki pochodzących z zakonu przepisów, dotyczących pokarmów, wyglądu, spędzania wolnego czasu. Dlatego Paweł uspokaja wierzących w Kolosach:
Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju albo z powodu święta lub nowiu księżyca bądź sabatu. Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus.(…) Jeśli tedy z Chrystusem umarliście dla żywiołów świata, to dlaczego poddajecie się takim zakazom, jakbyście w świecie żyli: Nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj? Przecież to wszystko niszczeje przez samo używanie, a są to tylko przykazania i nauki ludzkie. Mają one pozór mądrości w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu samego siebie i w umartwianiu ciała, ale nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów. (Kol 2,16-23)
Jako ludzie posłuszni Bogu jesteśmy powołani do tego byśmy opanowywali nasze zmysły i prowadzili uświęcone życie. Nie powinno się to jednak odbywać na zasadzie przestrzegania całej listy zakazów zatwierdzonej przez kościelnych hierarchów. Wiele z nich będzie brzmieć mądrze, ale może to być tylko pozór. Nie zapominajmy o tym co Paweł swego czasu musiał przypomnieć wierzącym Galacjanom:
Chrystus przyniósł nam wolność. Stójcie więc niezachwianie i nie schylajcie się znów pod jarzmo niewoli. (Gal 5,1)

2. WSZYSTKO NAM WOLNO, ALE…
Natchniony przez Ducha Świętego apostoł Paweł rozwija swoją myśl w dalszej części swojego listu do Galacjan:
Wy bowiem, bracia, zostaliście powołani do wolności. Tylko niech ta wolność nie będzie dla was zaproszeniem do spełniania zachcianek ciała. Służcie raczej jedni drugim z miłością. Gdyż całe Prawo streszcza się w tym jednym zdaniu: Masz kochać bliźniego tak, jak samego siebie. (Gal 5,13-14)
Nasza codzienność i to czemu poświęcamy nasz wolny czas nie ma wynikać z tego, że ściśle staramy się nie złamać żadnego z zakazów, które usłyszeliśmy od innych wierzących. To ma wypływać z prawa miłości, którego uczył nas Jezus Chrystus. Jeśli będziemy kochać Boga i naszych bliźnich – nie potrzebna jest nam żadna lista mówiąca co nam wolno, a czego nam nie wolno. W naszym sercu będziemy to wiedzieli. Wtedy możemy za Pawłem powtórzyć to co dwukrotnie pisał do Koryntian – Wszystko mi wolno! Wielu wierzących chętnie przyjmuje ten fragment Pisma Świętego jako motto swojego życia. Pamiętajmy jednak aby nigdy nie wyrywać słów z kontekstu. Paweł wszakże, który naprawdę wszystko mógł w tym, który go wzmacniał, w Chrystusie (Flp 4,13) ciesząc się wolnością wspomina pewne „ale”:
Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, ale ja nie pozwolę, by cokolwiek mną zawładnęło. (1Ko 6,12)
Wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje. Nie zabiegajcie tylko o to, co służy wam, ale również o to, co służy innym. (1Ko 10,23-24)
Gdy ktoś apostoła Pawła próbował związać zakazami on odpowiadał, że wszystko mu wolno. Gdy ktoś pytał się go czy może iść na imprezę albo do teatru na najnowszą komedię odpowiadał mu, że może wszystko, ale nie wszystko jest pożyteczne. Nie wszystko buduje, a niektóre rzeczy mogą nas uczynić na powrót niewolnikami grzechu. Podejmując wszelkie decyzje w naszym życiu – patrzmy na to by służyło to również innym. Do tego nas wzywa Słowo Boże. Choć dzięki Jezusowi wszystko nam wolno, właśnie ze względu na Niego nie wszystko będziemy chcieli robić. Będzie się to działo jednak nie ze względu na zakazy, ale ze względu na miłość, której doświadczyliśmy, i którą chcemy dzielić się z innymi.

3. KAŻDA DECYZJA MA SWOJE KONSEKWENCJE
Ponosimy konsekwencje swoich działań. To jest ogólne prawo, które dotyczy każdego niezależnie od tego czy wierzy w Jezusa czy też nie. Mówimy nieraz, że ktoś musi wypić piwo, którego sobie nawarzył.
Jeśli ktoś kradnie musi liczyć się z tym, że gdy zostanie złapany, to czeka go sąd i wyrok. Gdy ktoś okłamywał swoich bliskich – musi się liczyć z tym, że ciężko mu będzie odbudować ich zaufanie (a czasem okazuje się to już niemożliwe).
Kilka lat temu wypożyczałem samochód w Kalifornii. Wpuszczono mnie na parking i mogłem wybrać, które auto chcę spośród kilkunastu tam stojących. Do dziś ponoszę konsekwencje tego, że wsiadłem do Forda Mustanga, bo jazda żadnym innym samochodem od tamtego czasu nie daje mi tego rodzaju satysfakcji.

Od tysięcy lat czytelnicy Pisma Świętego informowani są o tej prawdzie, że będziemy zbierać plony tego co siejemy:
Bezbożny zdobywa złudne wynagrodzenie, lecz ten, kto sieje sprawiedliwość, ma pewną zapłatę. (Prz 11,18)
Kto w swoim domu sieje zamieszanie, dziedziczy wiatr; a głupi staje się niewolnikiem mądrego. (Prz 11,29)
Kto sieje nieprawość, zbiera nieszczęście, a koniec jego swawoli kładzie rózga. (Prz 22,8)
Choć Słowo Boże uczy, że wszystko nam wolno, to jednak informuje nas także o tym, że nasze działania mają konsekwencje. Jeśli zastanawiasz się czy jako wierząca osoba możesz wolne wieczory spędzać z pubie na piwie z kolegami, albo zarywając noce aby obejrzeć wszystkie nowe seriale, które pojawiły się w tym miesiącu na Netflixie – nikt nie może Ci tego zabronić. Sam jednak możesz ocenić jaki przynosi to owoc. Czy jest to pożyteczne dla innych, czy to buduje. Choć lubię czasem oglądając mecz zjeść całą paczkę chipsów, to wiem, że następnego ranka nie będę czuł się dobrze. Mogę to zrobić, ale ponoszę tego konsekwencje. Nikt w Kościele nie powinien Ci zabraniać zrobić sobie tatuażu, pójść na koncert rockowy, zainwestować wszystkich oszczędności w naukę nurkowania i podróżowania po świecie. To jednak Ty sam powinieneś odpowiedzieć sobie na pytanie jaki owoc przynosi to dla Twojego życia? Czy jest to z korzyścią dla innych osób? Czy w ten sposób wzrastasz duchowo i masz możliwość wskazać innym na Jezusa jako swojego Zbawiciela?
Nie ukrywam, że lubię od czasu do czasu obejrzeć dobry film czy serial. Zadaję sobie jednak pytanie czy nie mądrzej byłoby w tym czasie przeczytać dobrą chrześcijańską książkę, spotkać się z kimś albo posłuchać wykładu Pisma Świętego? Nie dajmy się zniewolić pochodzącym od ludzi zakazom, ale pamiętajmy, że nasze wybory, również te małe, dotyczące kwestii jak spędzimy godzinę wolnego czasu, wpływają na nasze życie. Można powiedzieć, że każda taka decyzja to ziarenko, które przyniesie owoc. To co w odpowiednim czasie zbierzemy zależy od tego jakie ziarenko wrzucimy do gleby naszego życia. We wspominanym już liście do Galacjan Paweł pisze:
Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać: albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie. Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny. (Gal 6,7-8)
Pamiętajmy, że czasem coś dobrego może być wrogiem czegoś jeszcze lepszego. Wśród wielu wskazówek jakie Paweł zostawił swojemu młodszemu współpracownikowi – Tymoteuszowi – znajdujemy również takie ciekawe słowa:
Ćwiczenie ciała przynosi mniejszy pożytek, ale pobożność przydatna jest do wszystkiego, ponieważ łączy się z obietnicą życia teraźniejszego i przyszłego. (1 Tm 4,8)
Czy Tymoteusz zastanawiał się czy wykupić sobie karnet na siłownię? Na pewno dbanie o kondycję fizyczną jest istotne dla naszego zdrowia i samopoczucia. Przynosi wymierny pożytek, ale jest on mniejszy od ćwiczenia się w pobożności, do którego Paweł nas za pośrednictwem Tymoteusza zachęca. Jeśli zastanawiasz się czy coś jako wierząca osoba możesz, zadaj sobie po prostu pytanie jaki efekt to przynosi w Twoim duchowym życiu i relacji z Bogiem. Wszystko Ci wolno, ale nie wszystko buduje i jest pożyteczne.

Narodziny dziecka są dla wielu ludzi przełomowym momentem, który zupełnie zmienia ich życie. Młode mamy, które lubiły sobie pospać do południa mobilizują się wstając kilkukrotnie każdej nocy do swojej pociechy. Ojcowie, którzy lubili poszaleć w wolnych chwilach sprzedają motocykle, a pieniądze przeznaczają na pieluchy i przeciery warzywne. Wcześniej wieczorami wychodzili na miasto, albo oglądali horrory – teraz dbają o odpowiednią dietę a w telewizji lecą jedynie bajki. Skoro narodziny dziecka tyle potrafią zmienić w naszych nawykach dotyczących również sposobu spędzania wolnego czasu – to czy nasze narodzenie się na nowo nie powinno przynieść podobnego efektu? Słowo Boże mówi:
Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. (2 Ko 5,17)
Nie naszą rolą jest komukolwiek coś zakazywać czy nakazywać, nawet mając dobre intencje. Nie powinniśmy też innych oceniać na podstawie naszego dzisiejszego poznania. Nie uważam by była to właściwa droga.
Starajmy się raczej być świadectwem, że można prowadzić piękne, szczęśliwe, spełnione życie pozostając w Bożej bojaźni, kierując się miłością do Boga i ludzi.
Nie roztrząsajmy czy chrześcijanin może w wolnym czasie oglądać Grę o Tron, albo czytać kryminały. Nie oceniajmy innych, że mogliby lepiej spożytkować swój czas czy pieniądze. Unikajmy określania jaka muzyka, albo które hobby są najbardziej chrześcijańskie, a które są świeckie. Módlmy się o siebie wzajemnie i bądźmy świadectwem.

Gdy ktoś przeżywa narodzenie się na nowo, wszystko staje się nowe. Również jego pasje i sposób spędzania wolnego czasu ulegną zmianie. Niech to jednak nie wynika z narzucanych nakazów, ale z miłości i osobistej relacji z Jezusem. Gdy będziemy dbali o to aby Duch Święty stale nas mógł wypełniać (Ef 5,18) wiele dylematów z serii „czy wierzący może …?” niepostrzeżenie zniknie.