To nie my

W obliczu trudnych do zrozumienia wydarzeń ludzie poszukują odpowiedzi. Często oczekują, że ktoś powie im coś pokrzepiającego lub też oświeci to mądrością na tyle, że pojawi się chociaż cień sensu. Potrzeba nam uspokojenia, otuchy, mocnego punktu oparcia w obliczu szalejącej burzy. Chcemy aby ktoś nas przytulił, nawet jeśli będzie to tylko metaforyczne. Jedni potrzebują w takim czasie się oddzielić od wszystkiego, ale drudzy przeciwnie – dążą do trwania w społeczności. Gromadzimy się na wiecach, marszach oraz w kościołach. Mi osobiście najbliższe jest to ostatnie miejsce…

Jak to wygląda od tej drugiej strony? Czy duchowni przeżywają presję kiedy widzą wypełnione ławki ludźmi, którym jest ciężko i przyszli do Kościoła z bardziej lub mniej świadomym oczekiwaniem? Trzeba coś im powiedzieć. Nie można ignorować ich smutku czy też zwątpienia. Trzeba dać odpowiedź, tylko jak?

Pismo Święte daje jasne wytyczne. Apostoł Piotr napisał swego czasu list (znany nam dziś jako Pierwszy list Piotra) do rozproszonych wierzących na terenach dzisiejszej Turcji. Wielu z nich musiało uciekać z Rzymu i innych obszarów przed prześladowaniami, które wybuchły w Cesarstwie Rzymskim za czasów Nerona. Nie trzeba czytać Quo Vadis, aby znać historię o szaleńczym podpaleniu miasta przez tego cesarza i zrzuceniu winy na chrześcijan. Przyszedł bardzo ciężki czas i Piotr miał świadomość, że nie będzie lżej. Wspomniany list jest odpowiedzią na konkretną potrzebę – otuchy w trudnym czasie i wyjaśnienia tego co się dzieje. Apostoł Piotr (wierzę, że ze względu na kierownictwo Ducha Świętego, a nie tylko mądrą obserwację) wie, że idą jeszcze trudniejsze chwile. Wysyłając ten list, który miał być przekazywany od zboru do zboru, z prowincji do prowincji – przygotowuje Kościół do zadania, które ma spełnić. Piotr wie, że ludzie będą przychodzić z pytaniami, szukając sensu i pokrzepienia. Kiedy mam świadomość jak powstał ten list oraz kto i w jakich okolicznościach go czytał – tym bardziej dotyka mnie jego treść. W 4 rozdziale Piotr pisze: Ponieważ Chrystus cierpiał w ciele, wy też przygotujcie się na to. Dalej czytamy: Przybliżył się jednak koniec wszystkiego. Bądźcie zatem rozsądni i trzeźwi – gotowi do modlitwy. Wiele znajdujemy tam konkretnych wskazówek dla Kościoła. Mnie dziś najbardziej porusza 11 werset:

„Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo Boże”  [1 Piotra 4,11]

Kiedy ludzie przyjdą w obliczu wszelkich trudności, tragedii czy też obciążeni smutkiem w oczekiwaniu, że usłyszą odpowiedź – niech usłyszą Słowo Boże.

Duchowni, którzy są pod presją ludzkich potrzeb – niech mówią tak jak Słowo Boże. Niech nie mówią od siebie, bo choć mogą mieć naprawdę piękne przemyślenia – nie do tego są powołani. Oczywiście nie tyczy się to jedynie duchownych, ten list był (i jest) kierowany do całego Kościoła. Również my zanim wygłosimy swoje mądrości, zanim zabierzemy się za pocieszanie innych (robiąc to jako osoby wierzące) zastanówmy się czy jest to zgodne ze Słowem Bożym.

Wiem, że Piotr gdy pisał to wezwanie nie trzymał na półce Pisma Świętego – Biblii – Słowa Bożego wydanego w takiej formie jaką my posiadamy. Jako Pisma rozumiał księgi Starego Testamentu. Jednak wyrażenie Słowo Boże odnosi się do Jezusa: „Słowo zatem stało się ciałem; pełne łaski i prawdy zamieszkało wśród nas – i zobaczyliśmy Jego chwałę, chwałę jako Jedynego zrodzonego, który pochodzi od Ojca” (Ew. Jana 1,14). Piotr wzywał wierzących by jeśli już mówią, to mówili w zgodzie z tym czego uczył Jezus. Jest to niewyczerpana skarbnica mądrości.

Towarzyszy mi w ostatnim czasie wrażenie, że im bardziej jesteśmy świadomi swojej słabości i braku wyjątkowości tym łatwiej przychodzi nam mówienie „jak Słowo Boże”. Paweł napisał do społeczności wierzących w Koryncie (do miasta gdzie rozkwitała grecka filozofia i ludzie lubowali się w pięknych, mądrych przemowach): „Mamy ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas” (2 Kor 4,7).

Nie potrzeba nam wielkich słów i mądrości ludzkiej. Nie potrzeba nam logicznych wyjaśnień.  Potrzebujemy Słowa Bożego, Jezusa.

Odważę się napisać więcej:

Myślę, że Bóg nie potrzebuje naszych wielkich słów, mądrości i deklaracji naszej wzajemnej miłości i jedności. Nie potrzebuje naszych zapewnień, że „już nigdy więcej” i wyrażania naszej „niezgody na to co się dzieje”. On nie potrzebuje tego byśmy pozytywnie wyznawali zmianę i proklamowali Go królem naszego państwa. To my potrzebujemy Boga. Nie tylko w trudnych chwilach, ale również i w takich.

Sam świadomy swoich ułomności i nikłej wiedzy, z trwogą obserwuję, że coraz częściej wierzący ludzie ignorują wezwanie apostoła Piotra. Coraz więcej słyszę mądrych i pięknych rzeczy. Inspirujących, ach i owszem! Wzywających do przekraczania granic, do wykorzystania potencjału danej sytuacji! Jednak niewiele się to różni od tego co znam z cotygodniowych spotkań w korporacji. Gdy jest to jednak jawnie sprzeczne z tym co mówi Słowo Boże – jest mi smutno. Czy ludzie wierzący przestali czytać Pismo gdy stało się ono tak łatwo dostępne?

Co stanie się z Kościołem gdy przestaniemy mówić jak Słowo Boże?

Myślę, że może zacząć się rozwijać jak nigdy wcześniej.

Tylko, że to nie z nas a z Boga ma się dziać.

To nie my, a Słowo Boże ma przemawiać.

To nie my, a Jezus ma przynieść pocieszenie.

To nie my, a Duch Święty ma wskazywać drogę.

Inaczej:

Utoniemy w okrągłych Słowach pozbawionych prawdziwej mądrości.

Utoniemy w gestach wyrażających radość, ale bez głębokiego ukojenia duszy.

Utoniemy w powierzchowności wiary nie mając jednak mocnego fundamentu.

Nazwijcie mnie człowiekiem małej wiary, ale zbyt wiele tragedii już przeżyłem, żeby wierzyć, że ta coś trwale zmieni w ludziach. Nie minie rok, a wszystko będzie toczyło się tak jak wcześniej. Te same napięcia, te same podziały, oszczerstwa i brudne zagrywki. Te same kłamstwa w mediach, ta sama nienawiść między ludźmi. Te same smutki i radości. Te same marzenia i cytaty motywujące, te same mądrości i piękne deklaracje bez pokrycia. Żegnaliśmy już wielu. Płakaliśmy nad grobami. Rozdzieraliśmy szaty po licznych zamachach. I obiecywaliśmy sobie zjednoczenie przeciwko nienawiści oraz deklarowaliśmy, że świat już nigdy nie będzie taki sam.

Jestem przekonany, że jedynie Bóg ma moc trwale coś stworzyć oraz zmienić. To On swoim Słowem ukształtował świat. Dlatego, jeśli mówimy, mamy to robić jak Słowo Boże. Jeśli przestaniemy – nie przyjdzie żadna trwała zmiana. Przestańmy krzyczeć, że w imieniu Jezusa nie zgadzamy się na to co się dzieje. Przypomnijmy sobie raczej, że On zapowiadał, że usłyszymy o wojnach i rozruchach. W świetle tego to co się dzieje nie powinno nas szokować. Jezus jednocześnie uspokajał: Nie lękajcie się – to bowiem musi się stać. I dalej mówi: Przez wytrwałość swoją zyskacie dusze wasze. (Ew. Łukasza 21,9-19)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: