Osiedle RZNiW, Remigiusz Mróz [ 32 | 2021 ]

atypowa ocena: 3/10

Czy jest na sali ktoś kto nie ma w domu przynajmniej jednej książki Remigiusza Mroza?! Co by o nim nie mówić, trzeba przyznać, że chłopak osiągnął sukces stając się jednym z najbardziej poczytnych polskich autorów. Nie jest to oczywiście proza, którą trawimy miesiącami jak np. dzieła Myśliwskiego, ale nie taki jest też zamysł (mam nadzieję!) Remigiusza. Dostarcza nam regularnie kolejne tomy powieści, które nie są idealne, ale czyta się je całkiem dobrze. Naturalnie wraz z rozwojem silnej grupy fanów Mroza, wprost proporcjonalnie powiększa się grono jego zagorzałych hejterów, choć może to za mocne słowo – powiedzmy, że nie brakuje internetowych trolli, którzy lubią sobie z Remigiusza pożartować. Przyznam, że niektóre memy są zabawne, a i sam podmiot żartów zdaje się mieć spory dystans do siebie i nie wydaje się być z tego powodu przybity. Przypomina mi się jak swego czasu wyśmiewało się Paulo Coelho za prawienie banałów, jednak wciąż znajdował się na wszystkich możliwych listach bestsellerów.

Naprawdę nie mam problemu z tym, że ktoś wśród swoich ulubionych autorów wymienia Remigiusza Mroza (#guiltypleasure jak najbardziej do zaakceptowania). Sam przeczytałem kilka jego książek i polubiłem się z Chyłką (choć tu pomocna była świetna kreacja Magdaleny Cieleckiej w TVN-owskim serialu). Dziś jednak parę słów o konkretniej książce, która nie należy do żadnej serii czy też sagi – o Osiedlu RZNiW, które niestety nie zachwyca.

Miałem dość wysokie oczekiwania względem tej książki po przeczytaniu jej zapowiedzi oraz kilku recenzji. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza – książka pisana z myślą o mnie. Naprawdę świetny pomysł na fabułę, fajny rytm narracji, akcja tocząca się we wczesnych latach dwutysięcznych, a tłem jest blokowisko żyjące w rytmie rapu. Liczne nawiązania do klasyków polskiej sceny hip-hopowej, a na koniec playlista, której można posłuchać na oficjalnej stronie Remigiusza Mroza. Mało tego! Kto mnie zna ten wie, że zwracam uwagę na okładki – a ta zaprojektowana przez Tomasza Majewskiego jest świetna w swojej prostocie! Byłem przeszczęśliwy gdy Osiedle RZNiW wróciło ze mną z zakupów w Biedronce! (#bibliotekabiedronki #książkazmarketu) Niby wszystkie potrzebne elementy na naprawdę dobrą książkę są obecne, a jednak coś poszło (mocno) nie tak…

Niby Remigiusz Mróz umożliwił mi powrót do czasów młodości i sprawił, że znów usłyszałem irytujący dźwięk przychodzących dziesiątek wiadomości na gadu-gadu po uruchomieniu komputera. Niby mogłem sobie przypomnieć to jak wychowywała mnie ulica, choć przecież nigdy tak nie było. Czytając książkę miałem przenieść się do tego dziwnego czasu, kiedy chodziłem w szerokich spodniach z obniżonym krokiem i wymachiwałem rękami do różnej jakości rymów, gdy nikt na mnie nie patrzył. Nie da się tego tak do końca wyprzeć, że spora część mojej wrażliwości została ulepiona między innymi przez Polepione dźwięki Fisza. Do dziś wypluję z siebie bez zająknięcia wszystkie wersy z tej płyty jeśli tylko usłyszę odpowiedni bit. Darzę ten czas przegrywania kaset wielkim sentymentem. Lubię wracać myślami do tamtych dni, a Eldo, Pezet czy Paktofonika są świetnym soundtrackiem dla zapamiętanej przeze mnie Polski lat dwutysięcznych. Chwile ulotne towarzyszyły mi w codziennych podróżach tramwajem do szkoły, i faktycznie – niczym w proroctwie – uleciały. Sięgając po Osiedle RZNiW miałem nadzieję, że wrócą. Tak się jednak nie stało…

A to dlatego, że przez blisko 400 stron lektury nie mogłem się pozbyć wrażenia, że Remigiusz Mróz na siłę kreuje pewien świat, który przecież nie tak dawno istniał i trzeba było go po prostu opisać. Nie umiem może dobrze ubrać w słowa tego co mam na myśli, ale pamiętam moje odczucia po książce Macieja Pisuka (Paktofonika – Przewodnik krytyki politycznej), którą wciągnąłem z wypiekami na twarzy. Wtedy naprawdę czułem, że jestem na ławce pod blokiem i towarzyszę Focusowi, Magikowi i Rahimowi w ich zmaganiach z młodością, a może w pewnym sensie nawet i systemem. Tu czułem irytację, że Remigiusz Mróz tak dobry (i wciąż niewyeksploatowany) background narracji uczynił tak sztucznym. Wybaczcie, ale ciężko mi to przeboleć, bo zupełnie „nie kupuję” głównych bohaterów – Desa i Żaby. Dialogi są dla mnie mocno nienaturalne, naciągane i w wielu miejscach na siłę zbyt wulgarne. Książka ma świetny pomysł, ale znacznie gorzej poszło z przelaniem go na papier.

Zresztą sam autor w posłowiu przyznaje się do pewnych trudności:

„Do Osiedla RZNiW wracałem mniej więcej co rok, aż w końcu w dwa tysiące szesnastym uznałem, że to by było na tyle. Najwyraźniej po prostu nie powinienem pisać tej powieści. Nie podobało mi się ułożenie własnego pióra, a narracyjnie wychodził mi przerost formy nad treścią, bo starałem się równoważyć uliczny slang stanowczo zbyt dętą polszczyzną. W końcu wywaliłem wszystko do kosza. Zapomniałem o książce a raczej chciałem zapomnieć.”

Ach drogi Remigiuszu, co było zatem w tej wersji, która w całości trafiła do kosza? Bo w trakcie czytania finalnego dzieła kilka razy zdarzyło mi się pomyśleć, że nie powinieneś pisać tej powieści. Albo przynajmniej poświęcić jej więcej czasu.

Ocena jest niska, i żałuję tego, bo naprawdę pomysł jest dobry i zaskakujący. Jednak jednym z głównych kryteriów moich ocen jest odpowiedź na pytanie: Komu mogę polecić tę książkę? W tym wypadku jednak ciężko mi w gronie znajomych znaleźć kogoś takiego. Osiedle RZNiW najprędzej poleciłbym sobie… i nie do końca byłbym z tego powodu rad.   

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: