Jak być prawdziwie szczęśliwym?

Od zarania dziejów ludzie dążą do jak najwyższego poziomu wygody. Taką mamy naturę, że szukamy udogodnień dla naszej codziennej egzystencji. Im wyższy status ktoś posiada, tym mniej troski musi poświęcać prozaicznym czynnościom. Prezesi wielkich firm nie cerują na ogół dziurawych skarpetek, a rekiny finansjery nie szorują toalet. W dawniejszych czasach w bogatych domach zatrudniano służbę, by zajmowała się tym wszystkim, co nie było godne pana domu. Choć wiele się w tym temacie zmieniło (przynajmniej w „naszej części” świata), pewne mechanizmy wciąż funkcjonują bardzo podobnie. Nie mamy już niewolników i nikogo nie nazywa się służącym, jednak dziś normą jest, że lepiej usytuowani ludzie zatrudniają sprzątaczki, ogrodników i innego rodzaju „pomoc domową”. Nawet w restauracji – gdy ktoś dla nas gotuje, a potem sprząta – możemy przez chwilę poczuć się jak szlachta za dawnych lat. 

Jest to gdzieś zakorzenione w naszej naturze, że chcielibyśmy, aby nam usługiwano. Wciąż świeże są w mojej pamięci doświadczenia z czasu, gdy pracowałem w punkcie obsługi klienta. Zdarzało się, że niektórzy traktowali mnie jak służącego, który bez słowa sprzeciwu ma spełnić wszelkie ich zachcianki. Praca w takim miejscu potrafi być uwłaczająca i ciężko znaleźć człowieka, który chciałby na takim stanowisku pracować całe życie. Naturalnie młodzi pracownicy liczą się z tym, że na początku swojej kariery muszą zapłacić frycowe i przez jakiś czas zajmować się najgorszą pracą. Jesteśmy gotowi służyć innym, ale towarzyszy nam wtedy myśl, że to tylko czasowe. Ten kto wspina się po szczeblach kariery zawodowej, robi to z myślą, że wkrótce to inni będą gotowi spełnić wydawane przez niego polecenia. Widziałem na własne oczy takie przypadki szybkiego awansu, gdy ktoś kto nie tak dawno sprzątał po innych, samą swoją obecnością wywoływał takie poruszenie, że to inni uwijali się jak w ukropie, aby  tylko mu się przypodobać. 

Podobne rozumienie sukcesu i pozycji mieli do czasu apostołowie – wybrani przez Jezusa uczniowie. Ze Słowa Bożego dowiadujemy się, że zdarzało im się rozprawiać o tym, kto z nich jest najważniejszy, a nawet doszło do sytuacji, gdzie próbowali „załatwić” sobie jak najwyższe stanowiska w Królestwie Bożym, którego nadejście zapowiadał Jezus. Czy było w tym coś dziwnego? Nie. Z takim zachowaniem spotykamy się i w dzisiejszych czasach i nikogo to nie szokuje, choć czasem faktycznie oburza, gdy ludzie korzystając ze znajomości próbują dostać tzw. stołek. Jednak Jezus przyniósł nowe standardy: 

„Nie tak ma być pośród was. Kto między wami chciałby stać się wielki, niech postępuje jak służący. I kto między wami chciałby stać na czele, niech będzie jak sługa. Podobnie Syn Człowieczy nie przyszedł, by Mu służono, ale aby służyć i oddać swoje życie na okup za wielu.”
(Mateusza 20:26-28 SNP)

W nauczaniu Jezusa wyraźnie widać, że On nie jest z tego świata. Wskazuje zupełnie inną drogę do wielkości. Mówi tu rzeczy rewolucyjne, które nie mają jednak na celu zburzenia ukonstytuowanego porządku społecznego. Ta rewolucja odbywa się wewnątrz i dotyczy całkowitej przemiany ludzkiego serca. Ten kto wybiera drogę wskazaną przez Jezusa ma już inne motywy swoich działań. Przestaje myśleć o tym jak brać, a zaczyna szukać sposobności by dawać. Jakże miło komuś umęczonemu codziennym wyścigiem szczurów, który odbywa się w tym świecie, trafić do społeczności ludzi wierzących, przemienionych przez Bożą miłość. Tam gdzie młodzi szanują starszych, a ci z kolei widzą radość w tym, by usługiwać innym. Nauka apostolska wzywa członków Kościoła:

„Miłość niech będzie nieobłudna. Brzydźcie się złem, lgnijcie do dobra. Darzcie siebie nawzajem serdeczną, braterską miłością. Wyprzedzajcie się w okazywaniu szacunku.”
(Rzymian 12:9-10 SNP)

Nauczanie Jezusa przemieniło świat, ale nie tylko dlatego, że jego treść była rewolucyjna. Stało się tak, ponieważ sam Nauczyciel nie tylko wskazywał drogę – On ją wytyczał. Uczniowie dosłownie mogli podążać za Nim. On swoim życiem stale pokazywał, że choć jest stwórcą świata, to przyszedł aby służyć: 

„Bądźcie względem siebie tacy jak Chrystus Jezus. On, choć istniał w tej postaci, co Bóg, nie dbał wyłącznie o to, aby być Mu równym. Przeciwnie, wyrzekł się siebie, przyjął rolę sługi i był jak inni ludzie. A gdy już stał się człowiekiem, uniżył się tak dalece, że był posłuszny nawet w obliczu śmierci, i to śmierci na krzyżu.”
(Filipian 2:5-8 SNP)

Warto się zatrzymać i głęboko zastanowić nad tym dobrze znanym fragmentem listu do Filipian, aby dobrze zrozumieć poświęcenie Jezusa Chrystusa. Miał On absolutne prawo rozstrzygać wszelkie sprawy w sposób arbitralny. Nie musiał w ogóle zstępować na ziemię i poświęcać ludziom swojej uwagi – i byłoby to sprawiedliwe. Jednak podjął suwerenną decyzję, wyrzekł się samego siebie i okazał nam łaskę. Ten, który stwarzał świat – tułał się po nim i służył tym, którzy Go znieważali. To jest miłość i prawdziwa wielkość. Nie robił tego na pokaz, dla rozgłosu. Dziś „ważni”, jeśli już decydują zrobić się coś dla tych „nieważnych”, czekają zazwyczaj aż znajdą się w świetle reflektorów i kadrze aparatów. Gdy przedstawiciele władzy odwiedzają (zazwyczaj przed wyborami) małe miejscowości – staje się to tematem dla lokalnych gazet na długie tygodnie. Słowo Boże wzywa byśmy byli względem siebie tacy jak Chrystus Jezus. Co to znaczy? Nie dbajmy o to, by ludzie wiedzieli jaki mamy status i co w życiu osiągnęliśmy. Pytanie: „Czy ty wiesz kim ja jestem?” nie powinno przejść chrześcijaninowi przez usta. Gdy w Chrystusie zyskujesz nową tożsamość i stajesz się dzieckiem Bożym, to nie jest już ważne, czy na co dzień zarządzasz dużą firmą, czy zamiatasz ulice. Znajduję w tym wiele piękna, gdy widzę jak oto „ktoś bardzo ważny”, kierujący od poniedziałku do piątku wielkim zespołem ludzi, potrafi z uśmiechem grabić liście na przyzborowej posesji w sobotnie, jesienne popołudnie. Wzajemna troska i szukanie w pierwszej kolejności korzyści drugiego człowieka to cechy, których uczył nas Jezus. Przykład Jego życia jest wystarczającym powodem, abyśmy rezygnowali z naszych racji (czy też dumy) i chcieli służyć innym.

On będąc królem stał się również sługą. Dlatego i my powinniśmy służyć innym. Czy potrzebne są nam inne argumenty? Jezus uczył nas tego poprzez swoje postępowanie. Gdy czytamy ewangelię, można czasem odnieść wrażenie, że apostołowie nie należeli do najbardziej pojętnych uczniów. Jednak podczas Ostatniej Wieczerzy, Pan Jezus po raz kolejny dał im przykład postawy jakiej od nich oczekiwał:

„Wy zwracacie się do Mnie: Nauczycielu i Panie. I słusznie czynicie, bo Nim jestem. Jeśli zatem Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, wy również powinniście sobie nawzajem to czynić. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy czynili tak, jak Ja wam uczyniłem. Ręczę i zapewniam: Sługa nie jest większy od swego pana ani poseł od tego, który go posyła. Skoro już o tym wiecie, jesteście szczęśliwi — o ile będziecie tak postępować”.
(Jana 13:13-17 SNP)

Nie uważam, że Jezusowi chodziło po prostu o to, że Jego uczniowie mają wzajemnie myć sobie nogi podczas przystępowania do wieczerzy. On chciał widzieć w nich przemienione serca i wrażliwość na potrzeby drugiego. Pragnął by apostołowie nie dążyli do tego by uchodzić w oczach innych za ważnych, ale chcieli w miarę możliwości każdemu służyć. 

Czytając Dzieje Apostolskie widzimy, że tę lekcję uczniowie Jezusa odrobili. Lata później Piotr przedstawia się w swoim liście jako sługa i apostoł (2P 1,1). Również inni autorzy listów (Paweł, Jakub, Juda) nie epatują swoich odbiorców tym jak są ważni i czego to nie „doświadczyli z Panem”. Są sługami i to nie tylko na poziomie deklaracji. Rezygnują z wygód oraz poświęcają swój czas i środki na to, by głosić ewangelię. 

Ludzie wciąż gonią za tym, by być coraz ważniejszymi, albo przynajmniej poważanymi. Niewiele się tu zmienia, jak świat światem. To droga pełna frustracji, walki i nieraz intryg. Żeby wyrwać się z tej bezsensownej gonitwy, warto spojrzeć na Jezusa. On wskazuje zupełnie odwrotny kierunek. Wzywa człowieka do naśladowania i mówi mu: „jeśli chcesz wielkości, to zostań sługą innych”. Ale to nie wszystko. Dodaje do tego obietnicę:  „Skoro już o tym wiecie, jesteście szczęśliwi — o ile będziecie tak postępować” (J 13:17). I trzeba wyraźnie to podkreślić – obietnica ta jest aktualna i wciąż działa.

Jeśli chcesz być szczęśliwy – rezygnuj z siebie i służ innym. Ja chcę to robić ze względu na Jezusa. Patrząc na Jego przykład możemy trudzić się i najprostsze zajęcia nie będą dla mnie ujmą. Bynajmniej! Staną się dla nas przywilejem, bo są sposobnością do naśladowania naszego Mistrza. Uczeń Jezusa stale będzie szukał sposobności, by usługiwać innym, a to droga, by być prawdziwie szczęśliwym. 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: