Amerykańskie lato. Depesze z ulic Chicago, Alex Kotlowitz [ 38 | 2021 ]

atypowa ocena: 9/10

Nie mogę otrząsnąć się po tym reportażu i tak zwyczajnie wrócić do rzeczywistości. Mocno we mnie siedzi i myślę, że nie prędko mnie opuści. I dobrze. Tak powinno być…

Zapraszam was do spędzenia lata 2013 roku w Chicago. Ten rok nie różni się niczym szczególnym od pozostałych. Po prostu w tym roku dziennikarz Alex Kotlowitz postanowił opisać co się dzieje nocami na ulicach tego wielkiego miasta. Trwa regularna wojna. Od lat zabijają się w niej członkowie gangów. O ironio 2013 rok należy do jednych z najspokojniejszych w ostatnim czasie, a i tak od kul w przeciągu 3 miesięcy zginęły 172 osoby, a ponad 1000 zostało rannych. To co dzieje się na ulicach Chicago jest niewyobrażalne, ale okazuje się, że za sprawą Alexa okazało się opisywalne.

Nie ma tu wielu statystyk czy też analiz. Te znajdziemy w oficjalnych raportach policji oraz każdego ranka na Twitterze. Ta książka nie jest o liczbach. Jest o tych, którzy się za nimi kryją. Każda ofiara to łzy, ból, frustracja, zwątpienie, krzywda i krzyk wielu innych osób. To pragnienie zemsty, to palący gniew, to paraliżujący strach, to odnalezienie Boga lub czasem utrata wiary. Alex Kotlowitz poświęcił kilka lat na setki rozmów i rzetelną pracę reporterską, by szczerze opisać kilkanaście historii, które rozegrały się tamtego lata. Nie znałem tego autora wcześniej, ale po lekturze Amerykańskiego lata nie wątpię, że zasłużył na wszystkie zdobyte w swojej karierze nagrody. Wykonał tytaniczną i obciążającą psychikę pracę, ale przede wszystkim narysował szczere portrety ofiar oraz morderców. W Chicago zresztą często zaciera się granica kto jest kim – role te szybko się zmieniają za sprawą błędnej spirali zemsty i nienawiści. Przemoc na ulicach (bezpośrednio lub pośrednio) dotknęła dziesiątki tysięcy mieszkańców biednych kwartałów tego potężnego miasta.

Czytanie przeze mnie Amerykańskiego lata zbiegło się w czasie z lekturą innej książki („Wałkowanie Ameryki”, Marek Wałkuski), która porusza temat powszechnego w USA dostępu do broni. Alex Kotlowitz  pomaga lepiej zrozumieć złożoność tego zagadnienia. To co dzieje się w Chicago (oraz wielu innych miastach) wymaga pracy u podstaw. Niestety książka nie pozwala na optymistyczne patrzenie w przyszłość. Ameryka boryka się wciąż z nienawiścią na tle rasowym, stygmatyzacją i niezwykłym wręcz ubóstwem w dzielnicach, w których podupadł niegdyś świetnie prosperujący przemysł. To wszystko sprawia, że ulica – niczym nienasycony wir – wsysa w siebie kolejne pokolenia młodych ludzi pozbawionych perspektyw. Narkotyki, alkohol, gangi, broń i nienawiść do policji – to nie tylko tematy młodych raperów. To po prostu zwyczajna codzienność wielu młodych amerykanów.

Alex Kotlowitz skupia się na kilku historiach. Opisuje je dość kompleksowo, bez zbędnego pudrowania prawdy. W Chicago nikt nie jest krystalicznie czysty, więc i tak nikt by takiej historii nie kupił. Autor opisuje matki, które próbują pogodzić się z utratą dzieci. Opisuje wspomnienia dzieci, które zbyt szybko widziały śmierć. Opisuje młodych ludzi, którzy nie mogą uciec od nienawiści. Opisuje pracowników socjalnych, którzy mierzą się ze sprawami zdecydowanie zabójczego kalibru, a nieraz sami zmagają się z demonami swojej przeszłości. Opisuje walkę i rezygnację. Opisuje nadzieję i to co z ludzką duszą czyni jej brak. Opisuje tych, którym się udało oraz tych, których dosięgnęła zabłąkana kula.

Ta książka to emocjonalny rollercoaster. Podczas tej przejażdżki nie śmiałem się, ale wiele razy chciało mi się krzyczeć z bezsilności. Uroniłem też kilka łez… Okazuje się jednak, że więcej do mojego życia wnoszą książki, które pozostawiają mnie smutnym. Dlatego uważam, że należy ten reportaż przeczytać, by lepiej rozumieć. By więcej doceniać. By przed snem podziękować Bogu za błahość moich codziennych zmagań.


Na koniec kilka fragmentów:

„W dobrym roku w Chicago rany postrzałowe odnosi około 2000 osób, czyli jakieś 5 osób dziennie. W niektórych latach ta liczba przekracza nawet 4000, co oznacza rannego co 2 godziny.”

„W Chicago znaczna większość zabójstw i postrzeleń pozostaje niewyjaśniona. Zabij kogoś, a będzie tylko 25% szans, że cię złapią. Postrzel kogoś, a będzie tylko 10% szans, że usłyszysz zarzuty. To nie są błędy drukarskie. W Chicago masz naprawdę wielkie szanse na to, że jeśli strzelisz do człowieka, ujdzie ci to na sucho. Policja twierdzi, że tak niski współczynnik wykrywalności wynika z tego, że kultura uliczna zabrania współpracy ze stróżami prawa.”

„Wkrótce po rozpoczęciu roku szkolnego dyrektorka zaczęła zbierać zdjęcia ofiar i najciekawsze wspomnienia o nich, gromadząc je w trzymanym na biurku małym segregatorze, który stał się albumem pamięci o zabitych i rannych. Przed końcem roku był prawie pełny, gdyż w ciągu minionych 9 miesięcy rany postrzałowe odniosło dwadzieścioro jeden uczniów i świeżych absolwentów, a siedmioro zostało zabitych. Shakaki miała być ósma.”

„Na osiedlu domów jednorodzinnych i dwupiętrowych kamienic policja zamknęła alejkę, rozciągając żółtą taśmę między latarniami, co w Chicago zdarzało się tak często, że nieraz widzi się jej kawałki trzepoczące na słupach niczym resztki świątecznych dekoracji. Kiedy George się tam zjawił, wszędzie tłoczyli się ludzie, a zawodzenia kobiet rozdzielały ciszę letniej nocy. Policjant powiedział George’owi, że jego syna zastrzeliło 2 osobników, którzy przyjechali na rowerach i zapytali Daquana i jego przyjaciela, z kim trzymają, to znaczy do jakiego gangu należą. Najwyraźniej wzięli ich za członków wrogiej bandy.”

„Pisząc tę opowieść, wertowałem notatki zrobione w ciągu czterech lat. Ze wstydem muszę przyznać, że nie zwracałem należytej uwagi na to, co Thomas mi mówił. Zrobiłem listę. Kuzyn Shakaki postrzelony dwa razy w kwartalne Thomasa. Kolega Thomasa Tim, który miał dwie posady, zaprosił Thomasa na urodziny. Thomas poszedł do pobliskiego sklepu z alkoholem i kupił Timowi butelkę hennessey, a kiedy wrócił, znalazł Tima w kałuży krwi przed domem, gdzie śmiertelna kula trafiła go w tył głowy. Kiedy Thomas siedział w areszcie za obrazę sądu, Antonio Clark, kolega z tego samego rocznika w Harper, zginął, podobno wskutek przypadkowego wystrzału pistoletu. Inny kolega, artysta rapowy występujący pod pseudonimem Skully TV, został postrzelony sześć razy, w tym w oczy, i stracił wzrok. Vido, starszy brat kolegi Thomasa, został zamordowany. Przyjaciel Thomasa Nukey – zamordowany przez 14-letniego chłopaka.
Thomas co prawda wspominał o każdym z tych wydarzeń, ale beznamiętny ton jego słów kłócił się z ich treścią. Strzelaniny, morderstwa płyną jak łzy. Nikt ich nie liczy. Nawet Thomas. Mówi tylko, że jest zmęczony, że przestał chodzić na pogrzeby.”

„Wszyscy wiedzą, kto zabił Ramaine’a. Znam nazwisko mordercy. I jego przezwisko. Widziałem wiele jego fotografii. Mogą opisać jego tatuaże. Mogę znaleźć go na Facebooku. Ale zapewne nigdy nie zostanie oskarżony o to przestępstwo.
Od znajomych w policji dowiedziałem się, że detektyw prowadzący tę sprawę był wkurzony i zniechęcony niepisaną zasadą rządzącą ulicami, że się nie donosi. Władze i media błędnie przyjmują za oczywistość, że ludzie z biedniejszych dzielnic nie podejmują współpracy z policją dlatego, że uważają to za hańbiące czy niemoralne. Rzecz nie polega na tym, że taka postawa nie występuje, lecz na tym, że nie wypływa wyłącznie z przeświadczenia, że ten, kto współpracuje z policją, zdradza swoich braci. W mieście takim jak Chicago, gdzie aresztuje się może 10% winnych przestępstw z użyciem broni palnej, wielu bierze wymierzanie sprawiedliwości w swoje ręce. No i bardzo często ludzie po prostu się boją.”

„Strach przenika takie dzielnice niczym prąd odpływowy, który wyciąga ludzi na otwarte morze, gdzie rozpaczliwie próbują utrzymać się na powierzchni. Strach jest wszechobecny. Jest dostrzegalny w języku. Na ulicach. W czynach, złych i dobrych. Crystal Smith, psycholog szkolna w Harper High School, zapytała pewnego ucznia jak minęły mu wakacje, a on odparł krótko: Bezpiecznie.”

„Funkcjonariusze nie ponieśli żadnej kary dyscyplinarnej. Zostali nagrodzeni dyplomami za odwagę. Kiedy Calvin zginął, jego dziewczyna spodziewała się dziecka, więc Dana pozwała miasto i policję w imieniu wnuka. Po przesłuchaniu pod przysięgą policjantów i stwierdzeniu stanu rewolweru znalezionego na chodniku – a więc tego, że nie nadawał się do użytku i miał pełen bębenek – adwokaci miasta poszli na ugodę polegającą na ustanowieniu funduszu powierniczego na rzecz syna Calvina w wysokości 2 milionów dolarów. W ciągu 10 lat przed sprawą Calvina miasto wypłaciło w sumie 521 milionów rodzinom ofiar domniemanych błędów policjantów, co z reguły było jedyną formą przyznania, że policja mogła działać nieprofesjonalnie. Adwokaci miasta byli zakłopotani dowodami zebranymi w sprawie Calvina i skierowali tę sprawę do biura prokuratora stanowego. Nigdy nie postawiono nikomu żadnych zarzutów.”

„Weekend 4 lipca: 67 osób postrzelonych, 11 zabitych. W wieku od 5 do 72 lat. Kocham to miasto, ale bywa męczące.”

„Z niewyjaśnionych powodów Chicago to epicentrum zarówno zabójstw młodych ludzi, jak i zabójstw popełnianych przez młodych. To swego rodzaju piętno tego miasta. 13 października 1994 roku dwóch chłopców w wieku dziesięciu i jedenastu lat na osiedlu komunalnym wystawiło za okno na 13 piętrze pięcioletniego Erica Morse’a. Eric nie chciał kraść dla nich słodyczy, więc go zrzucili. Ośmioletni brat Erica pognał po schodach na dół, mając nadzieję, wierząc, modląc się, że zdąży złapać brata, nim ten uderzy w ziemię. W tym samym roku jedenastoletni Yummy Sandifer trafił na okładkę „Time’a”, kiedy pod wiaduktem znaleziono jego zakrwawione ciało. Sandifer, który miał ksywkę Yummy (Pycha), ponieważ przepadał za tanim żarciem, postrzelił członka wrogiego gangu, powodując u niego paraliż, i przypadkowo zabił pewną dziewczynę, mierząc do kogoś innego. Kumple z gangu bali się, że będzie sypał, więc go zabili. W 1998 roku aresztowano dwóch chłopców w wieku 7 i 8 lat i oskarżono ich o napaść na tle seksualnym oraz zamordowanie jedenastoletniej Ryan Harris. Znów informowały o tym media w całym kraju. Okazało się, że napaści dokonał dorosły, ponaddwudziestoletni mężczyzna, a nie ci chłopcy, ale wszyscy w mieście tak przywykli do tego, że dzieci zabijają dzieci, że uwierzono w winę kilkulatków. Po południu 24 Września 2009 roku kolega ze szkoły zatłukł kawałkiem podkładu kolejowego szesnastoletniego Derriona Alberta. Zdarzenie to zostało sfilmowane telefonem komórkowym i video błyskawicznie rozeszło się po internecie. Po zabójstwie Alberta prezydent Obama wysłał do Chicago prokuratora generalnego Erica Holdera i sekretarza oświaty Arnego Duncana. Każdy z tych mordów szokował i bez tego przerażone miasto. Za każdym razem politycy przysięgali, że to się więcej nie powtórzy. Za każdym razem miało się jednak wrażenie wiecznego de javu. Ginęło tyle dzieci, że lokalna prasa prowadziła rejestr zabójstw uczniów szkół publicznych, który uważano za istotny dla stanu miasta. Zabójstw tych jest tyle, że niektórzy podejrzewają udział jakichś złowrogich sił.”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: