atypowa ocena: 7/10

Gdy kilka miesięcy temu recenzowałem pierwsze książki jakie otrzymałem od wydawnictwa Tajfuny, zaznaczałem, że jestem zupełnym laikiem w dziedzinie literatury japońskiej. Nadal nie uważam się za eksperta, ale dziś zaczynam się odnajdywać w książkach, które powstały w kraju kwitnącej wiśni. Tym razem sięgnąłem po powszechnie cenioną powieść wśród samych Japończyków – „Ukochane równanie profesora”. Książka ta jedynie mnie utwierdza w przekonaniu, że warto sięgać po literaturę tak odległą geograficznie i kulturowo, bo może być to nie tylko odświeżające i ubogacające, ale również w pewnym sensie kojące.
Tak, kojące to odpowiednie określenie moich odczuć podczas lektury „Ukochanego równania profesora”, a Yoko Ogawa (czytałem dotychczas „Grobową cisza, żałobny zgiełk”) trafia na podium moich ulubionych autorów pochodzących z Azji. Losy emerytowanego profesora matematyki, kobiety opiekującej się nim oraz jego domem, a także jej 11 letniego syna, towarzyszyły mi przez szereg kolejnych wieczorów. Książka nie jest długa, i można ją „połknąć” w jeden dzień, jednak ja z radością dozowałem sobie tę historię, czytając po kilka stron przed snem. W tych niespokojnych dniach, dobrze jest wyrwać się z kontekstu, i przenieść do innej rzeczywistości. Yoko Ogawa z niezwykłą lekkością snuje swoją opowieść, sprawiając, że wciągają nas pozornie nieporywające wydarzenia.

LEKCJA DOSTRZEGANIA PIĘKNA
Nie chcę pisać o czym jest ta książka, przynajmniej w warstwie fabularnej. Jeśli jednak chodzi o poziom emocjonalny – czytelnicy będą prawdopodobnie zwracać uwagę na inne elementy. Dla mnie relacja trójki głównych bohaterów to lekcja dostrzegania piękna. W pewnym sensie to historia o trzech samotnikach, którzy wciąż pozostając samotnymi, tworzą swoistą przyjaźń. Okoliczności nie pozwalają przeżywać im tej przyjaźni w taki sposób, jak przywykliśmy to robić. Dlaczego? Jeśli sięgniecie po książkę, zrozumiecie to już po kilku stronach. Pięknym jest jednak to, że choć w pewnym sensie ich przyjaźń jest niemożliwa, to jednak nie ma wątpliwości co do tego, że jest czysta i prawdziwa. Tu na marginesie pojawia się pytanie o bezinteresowność relacji – czy takie mogą istnieć? W świecie „gdzie nie ma nic za darmo”, szybko rodzą one nieufność i pytania o „ukrytą agendę”. Gdy wszystko musi być „po coś” i „czemuś służyć” dobrze jest doświadczyć dobra ot tak, po prostu (albo przynajmniej o nim poczytać).

LEKCJA KOCHANIA PRAWDY
Wymieniając głównych bohaterów powieści Yoko Ogawy, nie można pominąć… Matematyki. Niech nie zraża to jednak tych, którzy bez asysty kalkulatora nie są w stanie stwierdzić, czy nie stali się ofiarami kradzieży na stacji benzynowej! Profesor potrafi opowiadać o Królowej Nauk z czułą prostotą. Dzieli się swoją miłością, sprawiając, że inaczej zaczynamy patrzeć na otaczające nas zewsząd liczby. Nie wymyśliliśmy zasad matematyki – jedynie je odkrywamy. Czy nie oznacza to, że są one wyższej proweniencji? Czy odkrywając ponadczasowe i ponadludzkie reguły, nie zbliżamy się do prawdy?
„Matematyka jest piękna właśnie dlatego, że nie przydaje się w codziennym życiu — mawiał Profesor. — Nikt nie zarobi pieniędzy dzięki temu, że poznał liczby pierwsze. Oczywiście, mimo że liczby odwracają się do świata plecami, niektóre matematyczne odkrycia mają zastosowanie praktyczne. Na przykład badania nad elipsami pozwoliły ustalić tor poruszania się planet, a geometria nieeuklidesowa pozwoliła Einsteinowi określić kształt świata. Liczby pierwsze wykorzystano nawet do tworzenia szyfrów na użytek wojny. Cóż za profanacja, swoją drogą. Ale nie to jest celem matematyki. Jedynym celem matematyki jest odkrywanie prawdy. Profesor kochał słowo „prawda” tak samo jak liczby pierwsze.”

PRZEPISUJĄC PRAWDY Z ZESZYTU BOGA
Profesor, który kochał słowo „prawda” najpewniej czuł się wśród liczb. Nie radząc sobie z wyzwaniami codzienności, świetnie odnajdywał się w szukaniu odpowiedzi na problemy matematyczne. To pełna ciepła historia, która kieruje raz po raz naszą uwagę w kierunku spraw ponadczasowych, uniwersalnych i wiecznie prawdziwych. Odkrywając niezmienne zasady rządzące matematyką, możemy odkryć również coś o samych sobie:
Tak, masz rację, chodzi o odkrycia. W żadnym wypadku nie wymyśla się tych zależności. One istnieją od dawna. Trzeba je tylko odkopać. To tak, jakby przepisywać prawdy z zeszytu Boga, linijka po linijce. Gdzie jest ten zeszyt? Kto go pierwszy otworzył? Tego nikt nie wie. Od słów „one istnieją od dawna” Profesor wskazywał palcem na ten daleki punkt, w który wpatrywał się podczas okresów „rozmyślania”.
Nie twierdzę, że jest to książka wybitna, która wstrząśnie podstawami Waszego świata. Nie sądzę też, że do porannej kawy dorzucisz codzienny nawyk rozwiązywania sudoku. Uważam jednak, że jest to dobrze napisana książka, która pozwoli poczuć nam zapach kwitnącej wiśni i spojrzeć pod innym kątem – jeśli nie na relacje międzyludzkie, to przynajmniej na te, które zachodzą między otaczającymi nas liczbami. A kto wie czy przy okazji nie doświadczysz olśnienia (?).
„I wówczas nastąpiło coś, czego doświadczyłam pierwszy raz w życiu. Niezwykły moment — przyszedł wiatr i zasypał cały ten gąszcz ścieżek, które wydeptałam na pustyni, jednocześnie układając piasek w kształt prostej drogi. A na końcu drogi pojawiło się światełko, któremu nie można się oprzeć, trzeba iść w jego stronę. Pierwszy raz w życiu doznałam olśnienia.”

Nawet jeśli nie doznasz olśnienia, warto po książkę Yoko Ogawy sięgnąć. Choćby w celach ukojenia udręczonej stale napływającymi złymi newsami duszy. Polecam i z pewnością wrócę do twórczości tej autorki.
Kojący wydźwięk ma nawet sama Twoja recenzja. I pachnie świeżością i lekkością.
Co do liczb… Czytam obecnie kolejną książkę autystycznego sawanta- Daniela Tammeta. Jego synestetyczna percepcja liczb nie tyle mnie koi, co otwiera na nowe wymiary rzeczywistości. I nowe horyzonty rozumienia umysłu, działania mózgu… Polecam zacząć od „Urodziłem się pewnego błękitnego dnia”. Obecnie czytam „Słowa są jak ptaki…”
Pozdrawiam
Asia
PolubieniePolubienie
Dziękuję 🙂 Zapisuję sobie te książki, bo brzmią bardzo ciekawie. Ja przeczytałem kiedyś książkę, której tytułu nie potrafię sobie teraz przypomnieć, ale chętnie do niej bym wrócił – opowiadała o człowieku, który w skutku nieszczęśliwego pobicia doznał uszkodzenia mózgu, i wtedy nabrał zdolności takich jak sawanci. To bardzo specyficzna historia i jedyny udokumentowany przypadek tego typu 🙂
PolubieniePolubienie
Jason Padget „Rażony geniuszem”? Nie czytałam ale koniecznie przeczytam. 🙂
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Tak! Dokładnie! Dziękuję 😌
PolubieniePolubione przez 1 osoba