Pan Bóg nie ma wnuków – moja droga do Pana

Ktoś mądrze kiedyś stwierdził, że „Pan Bóg nie ma wnuków”. Dzieci wychowane w rodzinach ludzi wierzących potrzebują samodzielnie podjąć świadomą decyzję, że oddają swoje życie Jezusowi. Dopiero wtedy człowiek staje się dzieckiem Bożym, nawet jeżeli od dzieciństwa „był w Kościele”. Taka jest moja droga. Dziś wiem, że to łaska, iż przyszedłem na świat w rodzinie pastorskiej, ale potrzebowałem czasu aby to zrozumieć.

OD KOŁYSKI W KAPLICY

Praktycznie od urodzenia uczestniczyłem w nabożeństwach. Kaplica znajdowała się na parterze budynku, w którym mieszkaliśmy, więc już będąc niemowlakiem, spałem podczas spotkań zboru w wózku. Myślę, że można by policzyć na palcach jednej ręki ile niedzielnych nabożeństw opuściłem od urodzenia po dzień dzisiejszy. Nie była to kwestia mojego wyboru. Nie był to temat do dyskusji. Zupełnie naturalnym było, że jeśli odbywa się jakieś spotkanie w zborze, nie tylko w niedzielę, powinienem na nim być.

Dziś widzę w tym mądrość moich rodziców. Nawet jeśli mało rozumiałem z samych nabożeństw, to jednak wpoiło to we mnie przekonanie, że zgromadzenia wierzących są istotne. To one nadawały rytm życiu rodzinnemu i choć zdarzało mi się (a jakże!) na nich niemiłosiernie nudzić, to jednak Słowo, które słyszałem, kształtowało moje postrzeganie świata od najmłodszych lat.

Zwłaszcza wieczorne nabożeństwa w środku tygodnia bywały dla mnie nudne. Uczestniczyło w nich znacznie mniej moich rówieśników, więc ograniczało to opcje zabaw. Najczęściej rysowałem w trakcie wykładów żołnierzy składających się z kilku kresek i prowadziłem wielkie bitwy na kartce A4. Miałem dokładnie policzone z ilu szybek składają się okna w kaplicy, wszystkie żarówki w kinkietach, a także prowadziłem rozbudowaną statystykę ilu wiernych się zgromadziło w kaplicy, biorąc pod uwagę nie tylko płeć i wiek, ale nawet strój. Czasem wyobrażałem sobie co by się stało gdyby nagle spadł żyrandol. Mimo tych mało duchowych refleksji, wiem, że moje młode serce nie pozostawało obojętne na Słowo, czy to głoszone z kazalnicy czy też śpiewane przez całe zgromadzenie.

Czytaj dalej „Pan Bóg nie ma wnuków – moja droga do Pana”

Ten dziwny grzech – brak troski o jedność

GRZECHY, KTÓRE NIE KRZYCZĄ

Gdy słyszymy słowo „grzech”, przed oczami stają nam obrazy rodem z kronik kryminalnych: morderstwo albo oszustwo na dużą skalę. Wiemy, że przemoc, kłamstwo czy zdrada to zło, które należy potępić, a chrześcijanin wręcz brzydzi się tego typu występkami.

Są jednak też takie grzechy, które nie krzyczą. Na te potrafimy przymknąć oko. Tymczasem w liście do Galacjan Paweł wymienia cały katalog postaw, które dyskwalifikują ludzi z Królestwa Bożego, nie rozróżniając ich na grzechy gorsze i lepsze:

„Wiadomo, co bierze się z ciała: nierząd, nieczystość, rozpusta, oddawanie czci bożyszczom, wróżbiarstwo, wrogość, kłótliwość, zazdrość, porywczość, zaczepność, krnąbrność, brak troski o jedność, zawiść, chęć mordu, pijaństwo, rozpasanie i tym podobne. Zapowiadam wam teraz, tak jak czyniłem to wcześniej, że ci, którzy się tych rzeczy dopuszczają, nie odziedziczą Królestwa Bożego”
(Gal 5,19-21).

Widzimy, że obok „oczywistych” grzechów, takich jak paranie się czarami czy rozwiązłość seksualna, znajdują się tam też grzechy „mniej oczywiste”: kłótliwość, zazdrość, zaczepność i… brak troski o jedność.

To właśnie „brak troski o jedność” przykuła moją uwagę, ponieważ można stwierdzić, że to bardzo dziwny grzech!

Czytaj dalej „Ten dziwny grzech – brak troski o jedność”

JEDYNA NORMA

Dość często mam okazję odpowiadać na pytanie: „W co wierzycie jako zielonoświątkowcy?”. Chętnie pokazuję wyjątkowy egzemplarz Pisma Świętego, który niegdyś przepisał brat Kazimierz, podkreślając w ten sposób swoje umiłowanie do Słowa Bożego.

MIŁOŚĆ DO BIBLII

Jako naśladowcy Jezusa Chrystusa szczerze kochamy Biblię. Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Uważam, że nie możemy być prawdziwie chrześcijanami, jeśli regularnie nie czytamy oraz nie rozważamy Słowa Bożego. To podstawowa droga, aby poznawać wolę Bożą dla naszego życia. Dlatego odpowiedź na wspomniane pytanie: „W co wierzycie?” rozpoczynam zazwyczaj od tej właśnie kwestii, cytując pierwszy punkt credo przyjętego w naszym kościele:

„Wierzymy, że Pismo Święte – Biblia – jest Słowem Bożym, nieomylnym i natchnionym przez Ducha Świętego, i stanowi jedyną normę wiary i życia”.

Nie jest przypadkiem, że wyznanie wiary rozpoczyna się właśnie tym punktem. To absolutna podstawa. Jeśli zabraknie tego fundamentu – nasza wiara zacznie się wkrótce chwiać i prawdopodobnie rozsypie się w chwili próby.

Czytaj dalej „JEDYNA NORMA”

WYTRWAŁOŚĆ JEDNYM Z KLUCZY

Ostatnio wielokrotnie byłem pytany o to jak długo przygotowywałem się do ultramaratonu. To trudne pytanie, na które prawdziwą była zarówno odpowiedź, że w ogóle tego nie robiłem, jak i to, że zajęło mi to ponad rok.

Nie przygotowywałem się specjalnie do ultramaratonu. Oczywiście czytałem o tym na co zwrócić uwagę i zadbałem o nasmarowanie wszystkiego co da się nasmarować w rowerze. Przejrzałem trasę i posłuchałem relacji tych, którzy taką przygodę mają za sobą. Jednak nie trenowałem specjalnie pod ultramaraton.

Z drugiej strony regularnie ćwiczę od września 2022, co przygotowało mnie do pokonania 600 kilometrów ciągiem. Nie mógłbym tego zrobić gdyby nie wytrwałość. Biegałem w upał i mróz. Jeździłem na rowerze nie tylko gdy sprzyjała temu aura. Również w wietrze, chłodzie, deszczu, a ostatnio nawet podczas gradobicia. To wszystko mnie hartowało. To wszystko pomogło mi przetrwać kryzys. To wszystko przekonało mnie, że mogę to zrobić. W swoim tempie, wytrwale, kilometr za kilometrem.

Gdy startowałem – nie myślałem o mecie. To by mnie zgubiło, gdybym od początku liczył jak daleko ona jest. Nastawiłem się na długą jazdę, niezależnie od trudności jakie spotkają mnie po drodze, a tych nie brakowało… 🙂

600 kilometrów longiem jest najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłem… i co teraz? Nic. Nadal ćwiczę tak samo, choć nie przygotowuję się do kolejnego wyścigu. A jednocześnie stale trwam w przygotowaniach. Nie chcę tracić gotowości, bo nie było łatwo dotrzeć do tego miejsca.

Słowo Boże właśnie tego mnie uczy. Oczywiście w kwestiach wyższej wagi niż cielesna tężyzna, ale również w tej materii ma to zastosowanie:

„Nadal jednak trwajmy w tym, co już osiągnęliśmy” (Flp 3,16).

Wytrwałość jest kluczowa. Czasem okoliczności nam sprzyjają. Ale często trzeba o nie zawalczyć. Staram się mieć luźniejsze piątki, aby wybrać się na dłuższą przejażdżkę. Czasem, z różnych powodów, jest to niemożliwe. Jednak chcę trwać w tym, co już osiągnąłem.

Dlatego, choć po przejechaniu 600 kilometrów odgrażałem się, że nie wsiądę już na rower, dziś zrobiłem to o 5 rano, żeby przejechać szybkie 100 kilometrów przed śniadaniem. Ania jeszcze spała, kiedy zbliżałem się do Tczewa… Zmarzłem niemożebnie, ale wiem, że wyrobię się z obowiązkami, a jednocześnie nie odpuściłem sobie.

Jedyny zły trening, to ten, który się nie odbył 🙂

WYSZLI ONI Z NAS, LECZ NIE NALEŻELI DO NAS

Wczoraj, zupełnie niespodziewanie, spadła na mnie informacja, która mną wstrząsnęła. Rozbiła to zbyt wielkie słowo, ale bez wątpienia wprawiła w osłupienie i bardzo mnie zasmuciła.

Szczęśliwie społeczność z Kościołem oraz lektura Słowa Bożego przynosi nie tylko ukojenie, ale i konkretne wskazówki. Niezmiennie zachwyca mnie „akuratność” tego co czytam w Biblii, odnośnie do tego co przeżywam. Odpowiedź potrafi nadejść, zanim dobrze sformułuję pytanie. Choć daleko mi do króla Dawida, to rozumiem co czuł, śpiewając Bogu psalm: „Rozumiesz moją myśl z daleka. (…) Tak, choć jeszcze nie mam słowa na języku, Ty już je znasz, PANIE — całe. (…) Zbyt cudowna jest dla mnie ta wiedza, zbyt wzniosła, bym ją pojął” (Ps 139,2-6).

Czytaj dalej „WYSZLI ONI Z NAS, LECZ NIE NALEŻELI DO NAS”

Czy można prorokować dźwiękiem? Jak korzystać z przekładu interlinearnego – część 2: Stary Testament

Upłynęło już sporo wody w Wiśle od czasu gdy napisałem pierwszą część tego tekstu. Staram się pokazać jak korzystać z przekładu interlinearnego. Na pierwszy ogień wziąłem Nowy Testament, ponieważ z tekstem greckim na ogół łatwiej się nam pracuje, choćby ze względu na to, że jego zasady gramatyczne są nam bliższe od tych, jakimi posługuje się język hebrajski.

Większa jest również dostępność narzędzi do pracy z tekstem Nowego Testamentu. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy bezradni jeśli chodzi o dociekanie myśli zawartych w oryginalnym tekście Starego Przymierza. Udało mi się kupić niedawno długo poszukiwany przeze mnie tom PISM wydany przez VOCATIO w ramach hebrajsko-polskiego przekładu interlinearnego Starego Testamentu. To dobry czas, aby na konkretnym przykładzie przedstawić jak możemy sięgać do oryginału i sprawdzać czy tłumaczenie, z którym spotykamy się w naszym języku „broni się”, czy jest wyrazem (nieraz dość frywolnej) interpretacji osób odpowiedzialnych za przekład.

CZY TAK SIĘ RZECZY MAJĄ?

Mnogość przekładów Biblii z jednej strony jest zjawiskiem ubogacającym i pozytywnym, z drugiej jednak strony niesie pewne ryzyko. Poszczególne przekłady potrafią się różnić między sobą w znaczący sposób. Nierozsądnym jest budowanie swoich przekonań na podstawie „pasującego” nam tłumaczenia jakiegoś wersetu, które jest odmienne od większości pozostałych tłumaczeń. Bądźmy na to wyczuleni. Ostrożność jest wskazana, jeśli chcemy przyjąć jakiś pogląd jako biblijny!

Myślą przewodnią, która przyświeca mi podczas pracy nad tymi tekstami, jest to abyśmy – cytując Biblię – „nie tak szybko dali się zbałamucić i nastraszyć” (2Ts 2:2). Nie jesteśmy bezbronni! Zanim przyjmiemy jakiś pogląd, warto brać przykład z opisanych w Dziejach Apostolskich mieszkańców Berei, którzy „przyjęli Słowo z całą gotowością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają(Dz 17:11).

Mamy dziś szereg odpowiednich narzędzi! Każdy z nas przy odrobinie samozaparcia i szczerego wysiłku jest w stanie dociekać prawdy. Serdecznie Was do tego zachęcam.

Czytaj dalej „Czy można prorokować dźwiękiem? Jak korzystać z przekładu interlinearnego – część 2: Stary Testament”

To był niezły rok

Czas podsumować 2023 rok 🙂

Co go odróżniało od minionych? Bez wątpienia systematyczność w aktywności. Załączone zdjęcie było jednym z bodźców, by pod koniec 2022 „wziąć się za siebie”, ale szczerze nie wierzyłem wtedy, że wytrwam długo w tym postanowieniu.

Okazuje się jednak, że można 🙂

Słowo Boże wzywając nas do ćwiczenia się w pobożności, mówi, że „ćwiczenie ciała przynosi mniejszy pożytek” (1 Tm 4,7-8). Jednak nie deprecjonuje (jakby się czasem chciało myśleć) w tym miejscu wartości aktywności fizycznej!

Po roku mogę Wam powiedzieć, że czuję się lepiej i myślę klarowniej. Jest coś na rzeczy w powiedzeniu, że „w zdrowym ciele – zdrowy duch”. Systematyczność w bieganiu bez oglądania się na panujące warunki, zahartowała mnie na wiatr wiejący w oczy. Bo wiem, że jeśli przetrwam krytyczną chwilę, potem będzie wiało w plecy 😉

Miniony rok pokazał mi też, że wierność w małym popłaca. Bo choć trzeba czasem uzbroić się w cierpliwość – efekt systematyczności prędzej czy później przyjdzie. Trzeba po prostu wytrwać…

To „ćwiczenie ciała, które przynosi mniejszy pożytek” pomogło mi również zrobić kilka kroczków do przodu jeśli chodzi o samodyscyplinę. Konsekwentnie wytrwać w czytaniu Biblii wg chronologicznego planu przez cały rok. Zdecydowanie oceniam 2023 pozytywnie.

Drobne podsumowanie w liczbach:

– 2452 km – tyle przebiegłem

– 1842 km – tyle przejechałem na rowerze

– najlepsze 5 km – 18:52

– najlepsze 10 km – 38:22 (23. miejsce w Biegu Niepodległości)

– najlepszy półmaraton (21 km) – 1:29:50

– najlepszy (jedyny) maraton (42,195 km) – 3:11:17

Ciekawe co przyniesie 2024 rok. W końcu będzie o jeden dzień dłuższy 😉

Oczywiście mam świadomość, że ważniejsze jest ćwiczenie się w pobożności, która „przydatna jest do wszystkiego, ponieważ łączy się z obietnicą życia teraźniejszego i przyszłego”. Taki mam też plan na 2024 🙂

Jak radzić sobie z rozczarowaniem Bogiem?

ZDERZENIE OCZEKIWAŃ Z RZECZYWISTOŚCIĄ

Komu nie zdarzyło się mierzyć z tym, że coś przebiegło nie tak, jak oczekiwaliśmy? Taka jest najprostsza definicja rozczarowania. Inna brzmi: „jest to emocja, której doznajemy, gdy nasza wiedza, wiara lub nadzieja ulegnie niemiłej dla nas konfrontacji z rzeczywistością. Konfrontacja może być dowolnie subiektywna, np. gdy ktoś nas wprowadzi w błąd”

Wielokrotnie mierzyłem się w moim życiu z rozczarowaniem. Nieraz moje oczekiwania zawodziły w konfrontacji z rzeczywistością. Oczywiście nie zawsze miałem słuszne podstawy by być rozczarowanym. Po prostu dałem się wprowadzić w błąd (a nieraz sam się oszukiwałem) bezpodstawnie czegoś oczekując. 

Wśród różnych źródeł rozczarowania, wielu wymienia niestety również Boga. Można powiedzieć, że – wracając do definicji – ich wiedza, wiara lub nadzieja uległy niemiłej konfrontacji z rzeczywistością. 

Oto ktoś uchwycił się przekonania, że po nawróceniu wszystko w jego życiu zacznie się układać, a doznaje kolejnej porażki. Inny słuchając wzniosłych świadectw chrześcijan spodziewał się, że Bóg będzie przemawiał do niego w słyszalny sposób bezpośrednio z nieba, ale nie doświadczył niczego nawet zbliżonego do tych wyobrażeń. Ktoś cierpli z powodu niewysłuchanych modlitw. Rzeczywistość skonfrontowana z naszymi oczekiwaniami potrafi prowadzić do rozczarowania. 

Czytaj dalej „Jak radzić sobie z rozczarowaniem Bogiem?”

Bóg szuka sobie konkretnych czcicieli

Zadziwia mnie to, ale jednocześnie również bardzo cieszy, że Bóg szuka sobie czcicieli. To wielka sprawa! Wszechmogący chce być czczony w bardzo konkretny sposób. Choć myśl ta przewija się przez całe Pismo, to najwyraźniej zostało to wyartykułowane przez Jezusa w rozmowie z Samarytanką. To właśnie z historii opisanej w ewangelii Jana dowiadujemy się, że Bóg szuka takich ludzi, którzy uwielbiać Go będą w duchu i w prawdzie.

Samarytanka choć prowadziła nieuporządkowane życie, to miała sporo do powiedzenia w temacie właściwego uwielbiania Boga. Skupiała się jednak na zewnętrznych elementach, takich jak właściwe miejsce czy też forma. Czy i my dziś zbyt często nie skupiamy się właśnie na tym? Jakie pieśni powinny być grane? Jakie instrumenty powinny być na scenie (jeśli w ogóle powinny jakieś być)? Ile czasu powinno trwać uwielbianie? Zauważmy, że uwikłana w grzeszne życie Samarytanka należała do pewnej frakcji, która miała swoje silne przekonania: „Nasi ojcowie na tej górze oddawali cześć Bogu; wy natomiast mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy to czynić” (J 4:20 SNP).

Jakże się cieszę, że Jezus spotkał się z tą kobietą przy studni i pełen miłości poświęcił czas na tę pouczającą rozmowę. Z Jego odpowiedzi i my możemy dziś korzystać. Nasz Zbawiciel dotyka sedna sprawy:

„Jezus powiedział: Kobieto, wierz mi, nadchodzi godzina, gdy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawali czci Ojcu. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, bo zbawienie pochodzi od Żydów. Lecz nadchodzi godzina, a właściwie nadeszła, gdy prawdziwi czciciele będą czcili Ojca w duchu i w prawdzie. Takich właśnie czcicieli Ojciec sobie szuka. Bóg jest Duchem, dlatego ci, którzy Go czczą, powinni to czynić w duchu i w prawdzie.” (J 4:21-24 SNP)

Jezus wyraźnie mówi o dwóch niezbędnych elementach, które decydują o tym, że Bóg prawdziwie jest przez nas uwielbiony. Musi się to odbywać w duchu i w prawdzie. Niezwykłe jest to stwierdzenie Jezusa, że Bóg szuka sobie takich czcicieli. To znaczy, że zależy Mu na takim uwielbieniu, które odbywa się w duchu i prawdzie.

Czytaj dalej „Bóg szuka sobie konkretnych czcicieli”

Zanim coś powiesz, zastanów się

Przedzierając się przez odmęty Internetu, aby zorientować się co moi bliżsi i dalsi znajomi jedli ostatnio w restauracjach, sprawdzić jakie memy ich szczerze rozbawiły oraz polajkować urlopowe fotki, dostarczając im potrzebnej serotoniny, przez przypadek natrafiłem na niegłupi wpis, nad którym zawiesiłem się dłużej:

„Zanim coś powiesz, zastanów się:
Czy to jest prawdziwe.
Czy to jest potrzebne .
Czy to jest konieczne.
Czy to jest życzliwe.
Czy to jest budujące.
Czy to przynosi rozwiązania.
Czy to kogoś wznosi, czy poniża…

Czasem jedno zdanie za dużo może przynieść nieodwracalne konsekwencje…”

Dobra przypominajka w czasach gdy nie tylko dociera do nas mnogość słów, ale również sami produkujemy ich często zbyt wiele.

Jakże spójna jest powyższa rada ze wskazówką, którą czytałem niedawno w Słowie:

„Niech z waszych ust nie wychodzi żadne zepsute słowo. Mówcie tylko o tym, co dobre, dla zbudowania w potrzebie, tak by na słuchających mogła spływać łaska. Nie zasmucajcie też Bożego Ducha Świętego, którym was opieczętowano na dzień odkupienia. Usuńcie spośród siebie wszelką gorycz i gwałt, gniew, krzyk i oszczerstwo. Nie tolerujcie po swej stronie najmniejszej niegodziwości. Bądźcie jedni dla drugich mili i serdeczni. Przebaczajcie sobie nawzajem, podobnie jak wam Bóg przebaczył w Chrystusie”. (Efezjan 4:29-32)

W obliczu zmagań z jakimi się mierzę jakże cenne są te wskazówki. Wszakże nie mam innej możliwości niż stosować się do powyższych, jeśli chciałbym w taki sposób być traktowany przez moich antagonistów. Złota zasada Jezusa brzmi: Traktujcie innych tak, jak sami chcecie być traktowani” (Łukasza 6:31).

Tego wciąż się uczę. Powyższe słowa trafiają na ścianę za monitorem, obok fragmentów z przypowieści, które mówią o języku.

Ach, dobrze by się żyło, gdyby w przestrzeni publicznej stosowano się do standardów kreślonych przez Pismo. Można pomarzyć. Trzeba zaczynać od siebie…