atypowa ocena: 7/10
Druga książka w tym roku jest raczej nietypowym wyborem. To przeciwieństwo Shantaram: nie jest to powieść, jest krótka, nie jest bestsellerem (pewnie wydrukowano kilkaset egzemplarzy), autor jest nieznany w Polsce i nie poleciłbym jej każdemu. Dlaczego zatem „Moc przez modlitwę”?
Na autora tej książki natrafiłem przypadkiem kilka miesięcy temu. Myślałem dużo o modlitwie – o jej istocie, o tym czym w istocie jest i jak powinna wyglądać. Czytając różne rzeczy natrafiłem na ciekawy cytat, który mnie poruszył a był autorstwa enigmatycznego E.M.Boundsa. Nic mi nie mówiło to nazwisko, więc zacząłem szukać dalej. I tak oto zapragnąłem przeczytać jakąś książkę pastora Edwarda.
Kim był? Można powiedzieć, że niewiele osiągnął – w końcu kto o nim słyszał? Nie stał się przywódcą żadnego wielkiego ruchu, nie zasłynął z płomiennych kazań i gromadzenia pełnych stadionów ludzi wokół swojej osoby. Jednak prosta historia jego życia chwyciła mnie za serce.
Urodził się w 1835 roku w Stanach Zjednoczonych. Nie był to najłatwiejszy czas jaki można sobie wyobrazić do życia. Był jednym z wielu dzieci i nie otrzymywał zbyt wiele wsparcia w rodzinie. Dość szybko zdecydował się na karierę prawnika i trzeba przyznać, że był całkiem bystry. Już w wieku 19 lat założył kancelarię i został najmłodszym praktykującym prawnikiem w stanie Missouri. Można powiedzieć, że zapowiadał się naprawdę nieźle, ale w niedługim czasie się wydarzyło coś co spowodowało, że rzucił swoje dotychczasowe życie…
Trafił na ewangelizację – był to czas przebudzenia duchowego w Stanach. Dobra Nowina o Jezusie tak mocno go dotknęła, że mając raptem 22 lata postanowił resztę życia poświęcić służąc innym. Zamknął kancelarię i udał się do szkoły biblijnej, a po 2 latach został mianowany na pastora w Kościele Metodystycznym. Początek jego służby przypadł na trudny czas Wojny Secesyjnej.
Jedną z pierwszych rzeczy, które wprowadził w „swoim” zborze były regularne spotkania modlitewne. I to właśnie odpowiednia ilość czasu na rozmowę z Bogiem charakteryzowała życie E.M.Boundsa. Nie tylko modlitwa publiczna, wśród innych, ale przede wszystkim ta osobista, gdy był sam. Każdy dzień zaczynał od zgięcia kolan. Wstawał o 4 i przez trzy-cztery godziny modlił się każdego dnia, niezależnie od okoliczności. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie wspomnienia innych na jego temat. Jeden z duchownych opowiadał o wspólnym wyjeździe z Edwardem, gdy współdzielili pokój:
„Nie chciał zrezygnować ze swojego porannego czasu w modlitwie, i nie przejmował się protestami innych w pokoju, gdy byli budzeni jego modlitwą o tak wczesnej porze. Nie znam człowieka, który tak bardzo rozpływał się w wołaniu o zgubione dusze i powołanych do służby braci, którzy się wycofali z tego dzieła. Łzy spływały po jego twarzy a on wołał o każdego z nas, którzy znajdowaliśmy się w tym pokoju”.
Trudno zliczyć (i nie ma to żadnego sensu) ile czasu spędził na modlitwie. Warto jednak zauważyć, że kiedy zdecydował się w wieku 58 lat zacząć pisać książki – wiedział co pisze gdy poruszał temat modlitwy.
Napisał 11 książek, ale tylko dwie zostały wydane za jego życia. 9 spośród nich mówi o modlitwie. Udało mi się znaleźć wersje elektroniczne części z nich, niestety jedynie w języku angielskim. Okazało się jednak, że „Moc przez modlitwę” została przetłumaczona – musiałem ją zatem przeczytać.
Książka jest krótka, ale bardzo treściwa. Nie ma tam opisów przyrody, które ciągną się przez całe strony. Praktycznie każde zdanie jest w punkt, istotne. Dlatego polecam czytać powoli. Znajduje się tam 12 rozdziałów – ja czytałem po jednym każdego ranka, ze świeżym umysłem. Nie jest to w moim przekonaniu książka do autobusu / pociągu. Warto móc ją czytać w ciszy i samotności.
Nie jest też dla każdego. Wiadomo, że osoby, które nie wierzą w Boga i możliwość modlitwy jako rozmowy z Nim nie będą naturalnie zainteresowane by sięgnąć do tej książki. I dobrze, bo nic w niej dla siebie nie znajdą. Ale wydaje mi się, że nawet więcej – nie każda osoba, która chodzi do Kościoła przebrnie przez te 80 stron. Z treści wynika, że pisana ona była bardziej z myślą o osobach, które są duchownymi czy też zajmują się służbą kaznodziejską w Kościele, niż o (przepraszam za wyrażenie) „szeregowych” wierzących. Momentami ciężko pewne fragmenty przełknąć i przetrawić. Weźmy pod uwagę, że pisane były przez człowieka, który od kilkudziesięciu lat codziennie modlił się wiele godzin.
Chociaż część rzeczy trudno mi było przyjąć, to jednak czytałem dalej bo wiem, że są prawdą. I wyczuwałem, że autor dobrze wie o czym pisze. Tak przecież jest, że to można wyczuć czy ktoś przekazuje nam coś bazując na ogólnodostępnej wiedzy czy też łączy to z osobistym doświadczeniem. E.M.Bounds wiedział co to znaczy stale się modlić. Jednak w tym wszystkim zachował niezwykłą (dla dzisiejszych czasów) skromność. Ani razu nie pisze o sobie, nie stawia siebie jako wzoru. Opisuje wielu ludzi (mniej i bardziej mi znanych z historii Kościoła) i wzywa by ich naśladować, jednak sam pozostaje niezwykle pokorny. To mnie też w nim ujmuje. Można być bardzo użytecznym, używanym przez Boga człowiekiem, a przy tym nie trzeba być „celebrytą” opowiadającym o sobie. Jak wiele autobiografii współczesnych „bohaterów wiary” wydają obecnie chrześcijańskie wydawnictwa? Myślę, że znacznie zdrowiej i lepiej jest gdy to inni piszą o naszych osiągnięciach.
Jeżeli nie jesteś zainteresowany pogłębianiem swojego życia modlitewnego – ta książka też nie jest dla Ciebie. Tytuł może być mylący. Owszem – jest wielka moc w modlitwie, ale nie jest to poradnik jak osiągnąć sukces. To nie jest książka z kategorii: w jaki sposób mam się modlić, by otrzymać wszystko czego chcę. Ta książka uświadomi Ci raczej, że Twoje dotychczasowe życie modlitewne jest marne, i dopiero jeśli to się zmieni to doświadczysz w swoim życiu prawdziwej mocy. Ale nie mocy, która ma pomagać Tobie osiągać nieosiągalne – ale przeciwnie, mocy, która nauczy Cię rezygnować z wielu planów na życie.
Jeśli jeszcze Cię nie zniechęciłem to wspomnę tłumaczenie. Momentami jest dość toporne, a może i w kilku miejscach pojawiły się drobne błędy. Tutaj jednak trzeba przyznać otwarcie, że i tak należą się tłumaczowi ukłony. Przeczytałem kilka rozdziałów z innych książek Boundsa po angielsku i naprawdę było to dla mnie wyzwanie. Uświadomiło mnie to, że naprawdę nie znam angielskiego.
Ostateczna ocena to 7/10 ponieważ, mimo tego, że nie polecam tej książki szerokiemu gronu odbiorców, to dla mnie osobiście była ważna. Dała mi dużo do myślenia. W części moich poglądów się utwierdziłem, a inne wymagały zrewidowania. Czuję się zachęcony do szczerej, prawdziwej i gorliwej modlitwy. Jest to bez wątpienia droga do mocy. Tylko nie koniecznie do mocy w powszechnym rozumieniu tego słowa.
Na koniec kilka wynotowanych cytatów:
“Modlitwa jest pracą upokarzającą, która poniża intelekt…”
“Usługujący Słowem jest powołany zarówno do modlenia się jak i do wygłaszania kazań. Jego misja nie zostanie wypełniona w pełni, jeśli któraś z tych czynności nie jest wykonywana dobrze…”„Bez modlitwy kaznodzieja sieje śmierć zamiast życie. Ten, kto jest słaby w modlitwie, jest też słaby jeżeli chodzi o przekazywanie życiodajnej siły.”
„W obecnych czasach nie mamy skłonności do szukania Boga. Nie widać jej ani u przywódców, ani wśród ludu. Wolimy zamykać się raczej w swoich gabinetach, przy naszych biurkach i tam studiować. Stajemy się studentami, molami książkowymi i producentami kazań, które odznaczają się pięknym stylem i głębią myśli, ale zupełnie pomijają ludzi i samego Boga. Dlatego też kaznodzieje, którzy są wielkimi myślicielami, wielkimi studentami, najwięksi muszą być przede wszystkim w modlitwach, bo w przeciwnym razie popadną w grzech i staną się pozbawionymi serca zawodowcami.”
„Nawet tworzenie kazań, które są żmudną sztuką, powinnością i pracą, sprawi w końcu zatwardzenie serca i uczyni je zamkniętym na sprawy Boże jeżeli przygotowujący kazania zaniedba modlitwę. Tak jak naukowiec może zgubić Boga w przyrodzie tak kaznodzieja może zgubić Go w swoim kazaniu”.
„Znajomości z Bogiem nie można zawrzeć w pośpiechu.”
„Żaden człowiek nie jest w stanie dokonać żadnego trwałego dzieła dla Boga, jeśli nie jest mężem modlitwy. Nikt nie może stać się człowiekiem modlitwy bez poświęcenia jej dużej ilości czasu.”
„Obecne czasy może i są lepsze od poprzednich, ale istnieje wielka różnica pomiędzy postępem cywilizacyjnym, a postępem duchowym, wynikającym z większej świętości i podobieństwa do Chrystusa.”
„Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do podkreślania wagi przygotowywania naszych kazań, że zapominamy o najważniejszej rzeczy, którą należy przygotować, a mianowicie o sercu. Przygotowane serce jest czymś znacznie ważniejszym, niż przygotowane kazanie. Napisano tak wiele książek na temat technik przygotowywania dobrych kazań, że zawładnęło nami przekonanie, że tylko na tym cała sprawa polega. Tymczasem przygotowanie techniczne jest jedynie rusztowaniem dla właściwego budynku, który mamy wybudować, a o którym często zapominamy. Młodego kaznodzieję uczy się, aby wkładał całą swą energię w przygotowanie kazania pod względem formy, smaku i piękna, co w rezultacie daje produkt mechanicznej pracy i intelektu. W ten sposób rozwinęliśmy u naszych słuchaczy przesadnie wyczulony smak, w wyniku czego zaczęto wysławiać krasomówstwo bardziej niż pobożność, retorykę zamiast objawienia, popularność i talent zamiast świętości. Przez to wszystko zatraciliśmy prawdziwe zrozumienie tego na czym w istocie polega głoszenie Słowa Bożego. Zatraciliśmy moc w głoszeniu ewangelii, zatraciliśmy siłę do przekonywania słuchaczy o ich grzeszności. Zatraciliśmy istotę prawdziwego chrześcijańskiego charakteru, zatraciliśmy autorytet w stosunku do sumień naszych słuchaczy i ich życia. Pojawiają się one zawsze w rezultacie prawdziwego kazania i rzetelnego usługiwania Słowem.”
„Jednym z najgroźniejszych i najbardziej rozpowszechnionych we współczesnym kaznodziejstwie błędów jest wkładanie w kazania więcej umysłu niż serca, więcej rozmyślania niż modlitwy, a to właśnie wielkie serce i dobre serce czyni kaznodziejów wielkimi.”
„Kaznodzieje mogą się niejednokrotnie poszczycić wspaniałym wykształceniem, błyskotliwą mową i zdolnościami do zachwycania i pociągania słuchaczy. Posługują się niekiedy sensacjami i innymi technikami, dzięki czemu tłumy ludzi przychodzą, aby ich słuchać. Siły umysłu sprawiają tak wielkie wrażenei, żę nauczana prawda wydaje się niezaprzeczalna, a jednak bez pomazania jest ona bezowocna…”
Czytałem książkę wydaną w 2018 roku. Jeżeli kogoś nie zniechęciłem moją atypową recenzją planowałem zamieścić tutaj link do strony gdzie można pobrać za darmo polskie tłumaczenie w formacie pdf. Gdy jednak porównałem dostępny tam plik okazał się być bardzo różny od posiadanego przeze mnie wydania tej książki. Co ciekawe – darmowe wydanie w Internecie, tłumaczone przez pana Krzysztofa Adamkowskiego posiada 20 rozdziałów, podczas gdy wersja drukowana, którą posiadam ma jedynie 12 rozdziałów o zupełnie innych tytułach. Stwierdziłem, że w takim wypadku najlepiej sięgnąć do źródła – oryginalnej książki E.M.Boundsa. Otóż „Power Through Prayer” jest dostępne za darmo w języku angielskim na stronie http://www.ccel.org/ccel/bounds/power.pdf
Książka, którą napisał Bounds posiada 20 rozdziałów. Ich tytuły są tożsame z proponowanym tłumaczeniem przez Krzysztofa Adamkowskiego, jednak nie jest to niestety pełne tłumaczenie. Brakuje tam istotnych na początku każdego rozdziału cytatów z innych autorów, które umieścił w swojej książce pastor Edward McKendree Bounds. Trzeba też szczerze powiedzieć, że tłumaczenie jest wątpliwej jakości. Po przeczytaniu kilku urywków dla porównania z wersją drukowaną książki – musiałem zrewidować swój pogląd na to drugie tłumaczenie. Jeszcze raz – zdaję sobie sprawę, że to wielkie wyzwanie i czapki z głów dla tych, którzy się podjęli tego dzieła.
Problem z wersją wydaną w 2018 roku przez wydawnictwo absolutnie fantastyczne jest taki, że z książki wycięto zupełnie rozdziały 7,8,11,13,15,16,19 i 20. Redaktor wydania – Maciej Strzyżewski – nie pokusił się o taką informację w przedmowie, trudno stwierdzić z czego to wynika. Rozdziały, które pozostały mają tytuły zupełnie nie związane z tymi oryginalnymi, tak, że przez dłuższą chwilę zastanawiałem się czy to aby na pewno ta książka została przetłumaczona. Nie mam nawet pomysłu z czego może wynikać taka frywolność przekładu. Trudno mi też stwierdzić czy jest to rzeczywiście tłumaczenie czy parafraza. Dlatego też jeśli ktoś zna angielski – polecam zmierzenie się z tym dziełem w oryginale, tak jak pisał je autor.