Białe. Zimna wyspa Spitsbergen, Ilona Wiśniewska [3 | 2019]

atypowa ocena: 7/10

7


Ocena oczywiście subiektywna i muszę przyznać, że niełatwa. Książkę czytało się bardzo dobrze, przede wszystkim dlatego, że dotyczy niezwykle ciekawego rejonu. Wiele rzeczy z niej zapamiętam – ale posiada też kilka mankamentów dlatego nie mogę dać więcej niż 7 szopów (polarnych w tym wypadku).

Na wstępie – nie wahajcie się polecać znajomym książek. Jeśli trafi w wasze dłonie coś co zrobiło na was wrażenie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że i innym się spodoba. Za polecenie Białego muszę podziękować Martynie 🙂

large_bia_e_new.jpg

Bardzo lubię czytać o odległych miejscach. Każdy kto miał okazję wyrwać się ze swojego kontekstu i polecieć gdzieś hen, gdzie panuje inny klimat zrozumie. Powietrze ma inny zapach, smaki inną intensywność a znane kolory jakby inną barwę. Nie tak dawno Shantaram przeniósł mnie w plątaninę gorących uliczek slumsów w Bombaju, tym razem Białe zabrało mnie w zupełnie przeciwnym kierunku. Choć z Gdańska zdecydowanie bliżej mi do Skandynawii niż do Indii, to jednak realia opisane w książce Ilony Wiśniewskiej wydają się być znacznie bardziej nierealne. Zaprasza nas ona do najbardziej wysuniętej na północ osady ludzkiej. Choć lubiłem geografię, to za Chiny nie kojarzyłbym tego miejsca z Norwegią! Islandia wydaje się być na końcu świata, północna część Kanady albo Alaska – tak. Grenlandia jeśli ktoś tam żyje. Okazuje się jednak, że jest pewien archipelag otoczony lodowatą wodą – Svalbard – gdzie żyją pod norweską flagą tysiące ludzi. Teoretycznie wciąż Skandynawia, ale bardzo ekstremalna.

Zrzut ekranu 2019-01-28 o 15.31.02.png

Kilkakrotnie w trakcie lektury Białego moje serce lubujące się w romantycznych podróżach na krańce świata w celu odnalezienia czegoś w samym środku siebie, zapragnęło wybrać się na wyspę Spitsbergen. Okazuje się, że nie jestem w tym odosobniony. W wielu z nas żyje tęsknota za ekstremalnymi przeżyciami, o których można by po latach opowiadać. Tak na tę wyspę trafiły setki ludzi, z dziesiątek różnych krajów. Zabawna ciekawostka: największą mniejszością są mieszkańcy Tajlandii. Z losami części z nich zapoznamy się w niedługich rozdziałach tej książki. Wielu łączy tu ucieczka! Niektórzy byli do niej zmuszeni, podczas gdy inni zapragnęli jej by wyrwać się z nużącej korpo-egzystencji. Szarą codzienność zamienili na białą i czarną, gdy przychodzi kilkumiesięczna noc.

Chciałbym zobaczyć to miejsce i doświadczyć niezachodzącego słońca. Już setki lat temu odkryto na wyspie pokłady węgla i przez długi czas trwało jego wydobycie. Dziś kopalnie to współczesne ghost towns. Pamiętam jak swego czasu podczas podróży po Kalifornii zachód słońca przyszedł zbyt szybko i choć pędziłem z Anią by obejrzeć miasteczko porzucone przez poszukiwaczy złota – odbiliśmy się od zamkniętego szlabanu. Na Spitsbergenie przez większą część roku nikomu to nie grozi – słońce po prostu nie zachodzi. Są tam porzucone w latach 90 osady górnicze. Z dnia na dzień ludzie wyjechali pozostawiając wszystko tak jak było. Czas się zatrzymał. Można powiedzieć, że to idealna przestrzeń by wysłać tam nie radzących sobie z gniewem chrześcijan – wszakże apostoł Paweł wzywał, by słońce nie zachodziło nad naszym gniewem (List do Efezjan 4,26). W kontekście toczonych ostatnio dyskusji w Internecie, pełnych wrogości i braku szacunku – warto by pomyśleć o zorganizowaniu takich turnusów – wszak nie ma tam zasięgu.

MR0192.jpg

Gdyby ktoś po przeczytaniu książki zapragnął tam się wybrać – turystyka kwitnie. Sprawdziłem, że za niecałe 7000 dolarów mogą nas obwieźć w każde miejsce i jeszcze nakarmić. Opuszczone osady, lodowce, oglądanie niedźwiedzi polarnych, których jest tam więcej niż ludzi – pełen serwis. Mimo tej ceny – chętnych nie brakuje. Codziennie przybijają tam statki z grupkami „letników” w czerwonych kurtkach. To też znak naszych czasów – ziemia zmaga się z overtourismem (nie wiem czy jest już polskie wyrażenie?!). Kilka dni temu przeraził mnie artykuł o tym ile set ton śmieci zalega już na Mount Everest ze względu na duże grupy ekstremalnych turystów. Planeta nie daje rady.

Svalbard, Spitsbergen-0868_g5i1.jpg

Są też fragmenty książki, które jednak sprawiają, że wcale tak bardzo nie pragnę tam jechać. Oczywiście – nie stać mnie na to, ale lepiej się czuję gdy sobie wytłumaczę, że wcale tam nie chcę być. To bardzo surowe miejsce. Nie ma tam za wiele roślinności, nie ma drzew, nie ma tam też ani jednego kota (przepisy zabraniają posiadanie takowych). Jest oczywiście zimno i śnieżnie – ale to wszystko można przeżyć. Okazuje się jednak, że nie każda psychika jest w stanie wytrzymać w tych warunkach. Szczególnie ciężka dla większości jest ciągnąca się miesiącami noc polarna. To dlatego ludzie tam nie przywiązują się za bardzo do siebie, bo większość nie jest w stanie zagrzać tam (hehe) miejsca zbyt długo. Ciekawym jest przeczytać relację kogoś kto niejedna taką noc przeżył na własnej skórze. Zawsze wyobrażałem sobie, że nadejście słońca jest radosnym świętem – okazuje się, że dla umęczonej psychiki również to może być ciężkie doświadczenie:

„Ciemność nie jest problemem. Problemem jest samotność w ciemności. Kiedy jest zupełnie ciemno, ciało funkcjonuje o wiele lepiej niż w tych momentach przejściowych z szarówką.”

„Białe nie daje spać. Jak w nie patrzeć za długo, to cała reszta robi się czarna i znowu nic nie widać. Norwegowie mają na to swoje słowo snomyrkre, czyli zaćmienie śnieżne. To znaczy, że śnieg w połączeniu z białym niebem zaciera wszelkie odległości, proporcje, piony i poziomy. Białe może być jak czarne. Pozbawia szczegółów.”

DSC_8135.jpg

Dlaczego nie więcej niż 7 na 10? Nie ukrywam, że miałem obawę sięgając po debiut literacki Ilony Wiśniewskiej. Przeżycie czegoś niecodziennego w niezwykłym miejscu nie gwarantuje wcale, że warto to czytać. Jednak autorka poradziła sobie całkiem nieźle – świadczy o tym, że wydała kolejne dwie książki w wydawnictwie Czarne. Nie wykluczam, że po nie w przyszłości sięgnę, aby sprawdzić czy trzyma swój poziom.

Jeśli miałbym wskazać minus tej książki – to byłaby to miejscowa chaotyczność. Faktycznie początek i koniec spięte są klamrą, ale to co w środku momentami jest dla mnie poszarpane, a momentami zbyt szczegółowe. Może i się czepiam – w końcu to reportaż, i rządzi się pewnymi prawami – jednak, są fragmenty bardziej wartkie i wciągające, i takie, gdzie człowiek ledwo się sunie po lodzie.

Białe zawiera bardzo wiele drobnych opowieści. Znajdziecie tam też chyba wszystkie możliwe dane dotyczące Spitsbergen. Lubię książki bazujące na faktach, ale niekoniecznie jestem amatorem reportaży, które z natury nie potrzebują fabuły. Muszę przyznać, że Białe mimo mojej wybredności świetnie sobie poradziło i z czystym sumieniem polecam !

Życie na tej wyspie tak oddalonej od znanego nam świata powoduje siłą rzeczy, że wiele z zachowań tamtejszej społeczności wyda nam się dziwna albo wręcz odrażająca. Jestem pewien, że wielu z moich znajomych oburzy się na bezduszne w ich mniemaniu traktowanie zwierząt. Bądźmy jednak niespieszni w naszych osądach. Na koniec tej recenzji dwa kontrastowe fragmenty:

„Tutaj prawie wszyscy jedzą mięso, więc dzieciom od najmłodszych lat pokazuje się, skąd ono pochodzi. Co roku przedszkola organizują dla pięciolatków polowanie na renifera, a zabite zwierzę przywozi się na plac zabaw, gdzie ojcowie oprawiają je na oczach dzieci.”

 

„Mucha! Prawdziwa, wielka, tłusta mucha! Wlatuje do kuchni i obija się pod lampką. Ta mucha jest jak powiew normalnego świata. Jakby ktoś otworzył dźwiękoszczelne drzwi, za którymi są owady i ptaki, szum ulicy i stukot pociągów. Zarządzam, że zamieszka w kuchni, bo tam będzie jej najbezpieczniej. Mucha w tym czasie łypie i nawet się nie drapnie. Tym samym wchodzi w życie zakaz wietrzenia, łapania w kubek i wypuszczania na zimno.

Mamy zwierzątko! Nasz domowy kus zyskuje teraz zupełnie nową jakość. Szczęście nie trwa długo, bo kuchnia szybko przestaje jej wystarczać. Mucha wylatuje do przedpokoju, włazi do lampy na suficie, z której nie ma już drogi powrotnej, i szybko przestaje bzyczeć. Szamocze się bezgłośnie, a potem nieruchomieje. Na dnie klosza leżą jej poprzedniczki. I to by było na tyle życia.”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: