Miejsce zgromadzania się wierzących, Hendrik L. Heijkoop [6 | 2019]

atypowa ocena: 7/10

7

W tym roku, kolejny już zresztą raz, czytam Biblię od początku. W ostatnich dniach przedzierałem się przez opis Namiotu Zgromadzenia jaki Bóg za pośrednictwem Mojżesza nakazał wykonać Izraelitom. Nie są to (przynajmniej dla mnie) najciekawsze fragmenty Pisma Świętego. Niemniej jednak staram się czytać je uważnie. Nazwij mnie świrem – ale uważam, że nawet w nich kryje się wiele mądrości. Narracja ksiąg Mojżeszowych skłoniła mnie choćby do pogłębionej refleksji na temat przekazywania pieniędzy na Kościół o czym pisałem tu: https://atypowy.wordpress.com/2019/02/20/pieniadze-na-kosciol/

Jest dla mnie zagadnieniem niezwykle ciekawym, że Bóg dał wskazówki w jakim miejscu i w jaki sposób będzie przemawiał do narodu wybranego. Wciąż w pamięci mam znajdującą się na izraelskiej pustyni rekonstrukcję Namiotu Zgromadzenia, wykonaną w zgodzie z wymiarami podanymi w Piśmie Świętym. Miałem szczęście być tam niespełna rok temu i posłuchać wielu ciekawych spostrzeżeń przewodnika na temat bogatej symboliki tego miejsca. Dlatego gdy w zborowej bibliotece natrafiłem na pozycję: „Miejsce zgromadzania się wierzących” Hendrika L. Heijkoopa nie zastanawiałem się dwa razy czy warto się z nią zapoznać. Sam tytuł mówi o tym, czego dotyczy ta niewielka książeczka. Jest to de facto małe studium biblijne dotyczące woli Bożej względem gromadzenia się wierzących ludzi w określonym miejscu.

przybytek1.jpg

Zdziwiłbym się gdyby nazwisko autora mówiło komuś cokolwiek. Niełatwo mi przyszło zdobyć jakieś informacje na jego temat. Hendrik L. Heijkoop urodził się w 1906 roku jako dziesiąte dziecko w pewnej bogobojnej holenderskiej rodzinie (zmarł w 1995 roku). Choć wykształcił się na naprawdę dobrego księgowego to wolny czas poświęcał na głoszenie Słowa Bożego zarówno w północnej Holandii jak i w Niemczech. Dał się poznać jako dobry kaznodzieja, choć niechętnie zabierał głos o ile nie był przekonany, że ma poselstwo od Ducha Świętego. Jak łatwo sobie obliczyć – jego młodość przypadała na ciężkie czasy wojny. Jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy, a także w trakcie II Wojny Światowej napominał wierzących Niemców, że nie powinni być zaangażowani politycznie, a nade wszystko, że nie wolno im godzić się na pogrom Żydów. Takie wypowiedzi spowodowały, że zwrócili na niego uwagę naziści. Hendrik trafił do obozu koncentracyjnego, gdzie pracował przy produkcji sprzętów znanego nam Phillipsa. Wydano na niego wyrok śmierci i miał trafić prawdopodobnie do obozu w Oświęcimiu ze względu na to, że nie przejawiał nienawiści względem Żydów. Dzięki temu, że pracował dobrze w obozie, od śmierci uratowała go wtedy zdecydowana apelacja pana Phillipsa. Jakiś czas później jeden z jego klientów z czasów gdy był księgowym pomógł mu wydostać się z obozu.

Zrzut ekranu 2019-02-22 o 17.24.10Hendrik wychodząc na wolność za cały dobytek miał jedynie ubranie. Odebrał wtedy powołanie od Boga, że ma zająć się głoszeniem Słowa i pisaniem książek, a On się o niego zatroszczy. Tak też się stało. Po latach wielu Niemców przepraszało go za krzywdy, które go spotkały. Nie nosił w sobie żalu. Rozmawiając z nimi podkreślał, że jeśli jako chrześcijanie byli oddzieleni od świata z jego polityką, to nie mają za co przepraszać – bo nie brali udziału w niegodziwości rządu tamtych czasów. Jeśli jednak było inaczej – nie muszą przepraszać jego, ale powinni to uczynić względem Boga. Daje do myślenia jego stwierdzenie: „Jeśli uczestniczysz w polityce w jakikolwiek sposób, będzie się to wiązać z odpowiedzialnością za udział w cudzych grzechach”.

W swojej służbie kładł nacisk na to by być prowadzonym przez Ducha Świętego. Zachęcał przede wszystkim do czytania Pisma Świętego. Wiele z jego książek (nie wiem ile jest przetłumaczonych na język polski) stara się zgłębiać właśnie kwestie czysto biblijne. Nie inaczej jest z przeczytaną przeze mnie pozycją – „Miejsce zgromadzania się wierzących”.

Zdecydowanie polecam, ale nie wszystkim. Komu zatem? Tym, którzy znają Biblię. Autor zakłada, że czytelnik sporo już wie. Ja miałem wielką satysfakcję, z tej krótkiej, ale głębokiej wyprawy, w którą zabrał mnie Hendrik L. Heijkoop. Odnosi się on do wielu fragmentów Pisma Świętego i jeśli nie znasz ich (wraz z kontekstem) to niewykluczone, że nie nadążysz za przedstawianą myślą i się zgubisz. Jeśli jednak lubisz wchodzić głębiej w niełatwe tematy Pisma – warto poświęcić trochę Twojego czasu na przeczytanie tej książki.

Na koniec krótki fragment z ostatniego rozdziału – „Zgromadzanie się w czasach upadku chrześcijaństwa”. Tytuł mógłby się wydawać zbyt gromiący i górnolotny, gdyby nie nasza wiedza w jakich czasach autor żył i co faktycznie przeżył ze strony hitlerowskich Niemiec. Choć wielu zwiastuje przebudzenie, to czy nie żyjemy w czasach upadku chrześcijaństwa, przynajmniej w Europie? Oto fragment:

            Zgromadzenie, Dom Boży, który Pan Jezus wznosi z żywych kamieni (Mat 16,18; 1 Piotra 2,4-7), jest bez jakiejkolwiek skazy. Jakże z rąk Bożego Budowniczego wznoszone miałoby być niedoskonałe dzieło?

W 1 Liście do Koryntian 3,9-17 jednak, gdzie mowa jest o Domu Bożym, budowniczym nie jest Pan, lecz apostoł Paweł. Założył on fundament i jest on dobry. Inni natomiast mają po nim na tym fundamencie budować i jednocześnie zważać na to, jak na nim budują. Jest to Dom Boży, którego budowanie zostało powierzone w zaufaniu ludziom, zobowiązanym do zdania z tego sprawy i których dzieła zostaną wypróbowane przez ogień, będący Bożym środkiem probierczym. Wynik tego oto budowania widzimy w chrześcijaństwie. Powstała budowla nie wznoszona ze szczerych, żywych kamieni, lecz w przeważającej mierze z martwego materiału. Jak zawsze, tak i w tym przypadku człowiek zawiódł i zatracił to, co Bóg mu powierzył.

Apostoł Paweł już przestrzegał przed tym w słowach: „Każdy niech baczy, jak na nim buduje”. Jako mądry budowniczy położył on dobry fundament: Jezusa Chrystusa. Mieli jednak nadejść inni, aby na tym gruncie (fundamencie) budować. A może się to odbywać na trzy sposoby. Można to robić przy użyciu dobrych materiałów: złota, srebra i drogich kamieni, tzn. materiałów, które są w stanie wytrzymać próbę ognia. Budowniczy, który tak buduje, otrzyma zapłatę. Może się to jednak odbywać przy użyciu materiałów niezdatnych: drewna, siana, słomy. Te w trakcie próby spłoną, a to, co zostało zbudowane, ulegnie unicestwieniu. Budowniczy, który tak budował, nie otrzyma żadnej zapłaty, a sam zostanie uratowany „jak przez ogień”. Jego służba była bezwartościowa i będzie musiał stanąć przed Bogiem z pustymi rękoma. O wiele gorzej jednak sprawa przestawia się tam, gdzie chodzi o trzeci rodzaj budowania. Ci budowniczowie dopuścili się naruszenia fundamentu, narażenia na niebezpieczeństwo całej budowli oraz zniszczenia tego dobrego, co zbudowano do tej pory. Na takich budowniczych przyjdzie straszliwy sąd: „Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście” (1 Koryntian 3,17).

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: