atypowa ocena: 9/10

Każdy powinien przeczytać tę książkę. Myślę, że rozpoczynając recenzję od tego stwierdzenia, jasno daję do zrozumienia jak wielką wartość widzę w tej powieści. Nie chodzi mi o styl autorki, wyjątkową kompozycję książki, stosowanie wyszukanych słów czy środków stylistycznych – na tej płaszczyźnie wszystko jest poprawne, ale nie wybitne. Siłą „Bezpiecznej kryjówki” jest jej treść – danie świadectwa niezłomnej miłości, która zamiast zginąć w ogniu 2 Wojny Światowej, stała się jeszcze większa, szersza i czystsza. Czy jest to możliwe, aby po latach przytulić swojego oprawcę? Czy można szczerze współczuć strażnikom obozu koncentracyjnego? Czy w tej dehumanizującej rzeczywistości można nie tylko nie utracić swojego człowieczeństwa, ale wręcz rozwinąć się w trosce o innych? Corrie ten Boom pokazała swoim życiem, że jest to możliwe. Zgodnie z obietnicą złożoną siostrze, która pobytu w obozie zagłady nie przeżyła, opowiada nam ich wspólną historię, tłumacząc skąd czerpać tę ponadnaturalną miłość.

NIGDY WIĘCEJ WOJNY (?)
2 Wojna Światowa należy do najtragiczniejszych zdarzeń w dziejach ziemi. Ogrom tej tragedii wynika z sumy cierpień poszczególnych ludzi. Można było ją przewidzieć, ale zdaje się, że nie można było jej uniknąć. W wojnie tej zogniskowało się to co najgorsze w ludziach. Był to czas ciemności i zwycięstwa zła nad dobrem. Bez krzty entuzjazmu wciąż sięgam po świadectwa ludzi, którzy tę wojnę przeżyli. Nie jestem przecież masochistą by robić to z uśmiechem. Czytanie o tym, jakie piekło potrafił zgotować człowiek człowiekowi, wciąż sprawia ból mojej duszy. Choć moje oczy wilgotnieją, a umysł buntuje się i nie chce dać wiary temu okrucieństwu, wczytuję się w te historie, ponieważ są dla nas przestrogą na przyszłość.
Regularnie bywam na Westerplatte (zazwyczaj oprowadzając tam znajomych). Lubię zatrzymać się przy znajdującym się tam napisie: „NIGDY WIĘCEJ WOJNY”. Mimo, że popieram jego prosty przekaz i nawet podpisałbym petycję o tej treści, to zdaję sobie sprawę, że jest to jedynie pobożne życzenie. Nie chcę być heroldem złych wieści, jednak nie trzeba być prorokiem, aby przewidzieć, że jest to kwestia czasu, gdy skończy się trwający aktualnie „pokój”. O ile możemy w ogóle o nim mówić w obecnej chwili, gdy w niemalże każdej kwestii doszło do całkowitej polaryzacji społeczeństwa, i nie mając wspólnego wroga, kąsamy jedni drugich. Może uodporniliśmy się już na niepokojące doniesienia zza naszej wschodniej granicy, ale wojna przyjdzie. Zwyczajna statystyka, historia i wiele innych znaków na to wskazuje. Pewnie będzie inna niż te minione, z XX wieku, ale podobnie jak wówczas, nasze życie diametralnie może się zmienić z dnia na dzień. I warto o tym pamiętać…
