John Wesley – Jego parafią był świat, Janet & Geoff Benge [ 18 | 2021 ]

atypowa ocena: 7/10

Uwaga, ocena nie dotyczy ani osoby Johna Wesleya, ani stylu samej biografii. W przypadku tej serii ocena bardziej odzwierciedla na ile zetknięcie z daną postacią skłoniło mnie do osobistej refleksji.

John Wesley  to druga książka z serii Chrześcijańscy bohaterowie dawniej i dziś, którą przeczytałem. Kieruję się tu chronologią czasu, w którym żyli poszczególni misjonarze, a nie kolejnością tworzenia poszczególnych tomów przez Janet i Geoffa Benge.

O autorach i całej serii więcej pisałem tu: Chrześcijańscy bohaterowie dawniej i dziś

WSZYSCY SŁYSZELI, MAŁO KTO ZNA

Znać Wesleya jest w dobrym tonie, zwłaszcza wśród protestantów. Myślę, że nie będzie wielkim nadużyciem jeśli napiszę, że ten XVIII-wieczny kaznodzieja jest powszechnie kojarzony. Miliony ludzi słyszały o nim i być może nawet przypasowałyby go do odpowiedniej kolumny w jakimś quizie gdzie poszczególne „sławy” trzeba by połączyć z tym, z czego „są sławni”. Edisona połączylibyśmy z żarówką, Zbyszka Bońka z Juventusem a Wesleya z metodyzmem.

Muszę się przyznać, że gdy sięgałem po tę biografię nie byłem w stanie powiedzieć wiele więcej o tym niezwykłym człowieku. Choć kiedyś o nim już czytałem, to mój obecny stan wiedzy można by streścić w jednym zdaniu: „Znam i lubię, to bardzo ceniony kaznodzieja w przeszłości”.

Johna Wesleya naprawdę warto poznać. On sam znacznie nam to ułatwił gdyż był człowiekiem bardzo metodycznym i pozostawił po sobie mnóstwo rzetelnie sporządzonych notatek i dzienników. Stanowią one bezcenne źródło wiedzy nie tylko na temat rozwoju jego poglądów, ale również czasów, w których żył.

JOHNIE – MAM Z TOBĄ PROBLEM

Nie będę streszczał w tym miejscu biografii Johna Wesleya – zachęcam do jej lektury. Zwłaszcza, że ta napisana przez Janet i Geoffa Benge jest naprawdę bardzo lapidarna w porównaniu do innych dostępnych na rynku. Mimo zachowana zwięzłości udało im się jednak opisać najważniejsze (oczywiście dobór jest subiektywny) wydarzenia jego życia od wczesnego dzieciństwa aż do śmierci w 1791 roku. Janet wykonała tytaniczną pracę wybierając ciekawe fragmenty z dzienników i korespondencji Wesleya.

Z lektury tej biografii wyłania się obraz człowieka o wielkiej pasji i tak rzadko już spotykanej w obecnych czasach wytrwałości. Samo czytanie o życiu Wesleya może sprawić, że spłoniemy ze wstydu gdy zdamy sobie sprawę jak kiepsko wykorzystujemy dany nam czas. Zacząłem czuć się niekomfortowo z tym, że wstaję dopiero o 7, ponieważ ten misjonarz przez większość życia rozpoczynał dzień o 4 aby nie marnować cennego czasu. Podziwiam jego determinację i pracowitość.

Z drugiej jednak strony mam z nim problem. Miał hardy charakter, a część jego działań wydaje mi się dziwna, żeby nie powiedzieć, że niespójna z głoszonymi zasadami. Nie jestem pewien czy polubiłbym Johna Wesleya gdybym miał okazję spotkać go osobiście. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę jednak założyć, że on by nie polubił mnie. Nie przeszkadza mi to jednak w żadnym stopniu, by mieć olbrzymi szacunek dla jego wieloletniej służby i wysiłków misyjnych.

REFORMATOR Z METODĄ CZY ŻNIWIARZ ?

Można powiedzieć, że Johna Wesleya łączy sporo z Marcinem Lutrem, choć pewnie dostałbym za to stwierdzenie od niego po uszach. Mimo, że ich działania rozdzielone są okresem przeszło 200 lat, to jednak w pewnych kwestiach mieli bardzo zbieżne założenia i postawy. Obydwaj boleli nad tym co obserwowali w kościołach, do których należeli. Jeden i drugi pragnęli powrotu do wierności Biblii. Zarówno Marcin, jak i później John, nie planowali zakładać nowych struktur kościelnych, chcieli jedynie przemiany (reformacji) tego co już było. Koniec końców jednak – po zbyt wielkim oporze – doprowadzili do powstania czegoś zupełnie nowego. W przypadku Johna Wesleya był to niezależny Kościół Metodystyczny.

Nie mogło się to skończyć inaczej. Kościół anglikański, którego był duchownym, stale zamykał przed nim drzwi, zabraniając mu głosić kazań. To doprowadziło do tego, że łamiąc wszelkie konwenanse tamtych czasów, John Wesley opuścił mury kościołów i rozpoczął głosić na ulicach. Jego słuchaczami stali się ludzi odrzuceni, którym nikt nie poświęcał uwagi. XVIII wieczne ulice brytyjskich miast nie należały do najbezpieczniejszych. Zwłaszcza części przemysłowe czy też okolice kopalń zapomnianych przez cały boży świat. Jednak do Johna Wesleya dotarło, że są tam dziesiątki tysięcy ludzi, którzy potrzebują usłyszeć dobrą nowinę o tym, że Bóg ich kocha. Nikt wcześniej nie mówił im o tym, że mają wielką wartość w Bożych oczach. Nikt nie odważył się dotychczas wzywać ich do upamiętania i całkowitej przemiany życia. John Wesley nie zważając na niepogodę oraz niebezpieczeństwa, stawał na krześle czy stole, i rozpoczynał swoje kazanie. Pod gołym niebem gromadziły się dziesiątki tysięcy słuchaczy i był początek wielkiego przebudzenia w Wielkiej Brytanii.

„Podczas swojego życia John przejechał konno czterysta tysięcy kilometrów, zatrzymując się po drodze, by wygłosić ponad czterdzieści tysięcy kazań. Przyniósł prostą formę chrześcijaństwa milionom ludzi, którzy znajdowali się poza wpływem ówczesnego kościoła. Zapoczątkował ruch skoncentrowany na Bożej miłości i świętym życiu, który w krótkim czasie rozprzestrzenił się na cały świat”.

Metodyzm zawdzięcza swoją nazwę temu, że John Wesley bardzo dokładnie określał reguły, których sam ściśle przestrzegał, ale również wymagał od innych. Podczas pierwszej podróży do USA ustalił wiele takich zasad dla siebie i swoich towarzyszy. Jeżeli ktoś nie wstawał o 4 rano, było to uznawane za lenistwo. Cztery pierwsze godziny dnia były przeznaczone na modlitwę i społeczność. To jednak nie koniec: „Dwie godziny przed kolacją przeznaczone były na prywatną modlitwę oraz grupowe czytanie Biblii. Po wieczornym posiłku wszyscy przyłączali się do trwającego godzinę spotkania modlitewnego Morawian. O ósmej spotykali się ponownie, by zdać sprawę z tego, jak dobrze wykonali program popołudniowy i zbadać swoje dusze, czy nie ma w nich jakichś wątpliwości lub buntowniczych myśli. O dziesiątej kładli się na sześć godzin snu, by następnego dnia rozpocząć swój program od nowa”.

John Wesley miał silną potrzebę tworzenia reguł i zapisywania ich w punktach. Kto przeczyta tę biografię lub zapozna się z jego dziennikami, szybko przekona się o czym piszę. Sądzę jednak, że nie to stoi za „sukcesem” szybkiego rozwoju metodyzmu. Jestem przekonany, że metodą Johna Wesleya na pozyskiwanie dusz dla Chrystusa było jego szczere serce przepełnione miłością do zgubionych ludzi. Taką samą jaką możemy obserwujemy w Jezusie gdy czytamy ewangelie:

„W ten sposób Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski, nauczał w miejscowych synagogach, głosił dobrą nowinę o Królestwie i uzdrawiał wszelkie choroby oraz wszelkie niedomagania. A gdy zobaczył tłumy, wezbrała w Nim litość nad nimi, bo były udręczone i porzucone jak owce pozbawione pasterza. I zwrócił się do swoich uczniów: Żniwo wprawdzie wielkie, lecz robotników niewielu. Proście zatem Pana żniwa, aby przyśpieszył wyjście robotników na swoje żniwo”.

Mateusza 9:35-38 (SNP)

Kierowany szczerym współczuciem John Wesley cały czas, bez znużenia pracował. Często w złych warunkach i niebezpieczeństwie. Nieraz pobity czy obrzucony fekaliami (dosłownie!) ze względu na to co głosił. Jednak te niedogodności go nie zatrzymywały. Wręcz odwrotnie.  To tylko utwierdzało w nim przekonanie, że zmierza we właściwym kierunku. Teraz wiedział, że znajduje się na dobrej drodze, choć przez wiele lat mierzył się z rozterkami dotyczącymi wiary…

Poznanie nieprzypudrowanej prawdy o tym bożym człowieku powinno skłonić nas do zadania sobie pytania o stan naszej wiary. Czy jesteśmy pewni, że zmierzamy we właściwym kierunku? Czy jesteśmy pewni zbawienia? Okazuje się, że John Wesley był już duchownym, głoszącym od lat kazania i odbywającym podróże misjonarzem, gdy po zetknięciu z Braćmi Morawskimi w drodze do Georgii (tymi samymi, którym schronienia udzielił Hrabia Zinzendorf) dotarło do niego, że tak naprawdę to dopiero potrzebuje się nawrócić! Trzeba mieć naprawdę wiele odwagi, samokrytyki i szczere serce by coś takiego przyznać przed samym sobą.

Takiej odwagi do szczerej oceny swojego serca i wiary życzę w pierwszej kolejności sobie, ale również i wam. 🙂

6 odpowiedzi na “John Wesley – Jego parafią był świat, Janet & Geoff Benge [ 18 | 2021 ]”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: